Posypały się ważne deklaracje: pana prezydenta, pana premiera, panów ministrów. I bardzo dobrze. Pewnie dzięki tym deklaracjom akcja osłabiania wymowy tego materiału rozpoczęła się dość niemrawo, bo jakoś tak niezręcznie walić w TVN, gdy tak ważne persony z samych szczytów władzy poważnie reagują na to, co ta telewizja pokazała. A zareagować musiały w ramach operacji ocieplania wizerunku.
Akcja „unieważniania” wymowy materiału Bertolda Kittela, Anny Sobolewskiej i Piotra Wacowskiego zaczęła się więc niemrawo, ale się rozkręca. I jak to zwykle bywa, tak orkiestra gra, jak spin doktorzy dyrygują. „Jeżeli zwlekano z publikacją, by przyszedł na to np. odpowiedni medialnie moment, to jest to skandal. Mając dowody przestępstwa, nie reagowano. (...) Ktoś powinien za to ponieść odpowiedzialność” - cytuje posła Łukasza Schreibera portal niezależna.pl. „Dlaczego zdarzenia z kwietnia (...) są nagłaśniane w styczniu? Przecież mając wiedzę o takim bulwersującym występku (...) chyba powinno się zawiadomić niezwłocznie nie tylko widzów, ale i organy ścigania”, pyta Ryszard Makowski na wpolityce.pl. „Obowiązkiem było poinformowanie wtedy organów ścigania - wtedy, w maju, a nie dzisiaj. Wtedy trzeba było (...) poinformować policję, ABW, prokuraturę. Pytanie, dlaczego materiał ukazał się na antenie dopiero po kilku miesiącach „pozostało otwarte” - to z kolei wice-szef MSWiA, Jarosław Zieliński, cytowany przez „rzepę”.
Dlaczego? Wiadomo, materiał TVN to spisek, krecia robota wiadomych sił, podstępne działanie przeciwko władzom i szkalowanie Polski. Taki wniosek wyciągnąć ma lud i taką melodię wyśpiewuje ten chór.
I żeby jeszcze lud, broń Boże, nie zastanawiał się nad logiką wywodu, według którego już w maju 2017 roku powinien się ukazać reportaż, którego integralną częścią są nagrania filmowe, zrealizowane we Wrocławiu w... listopadzie 2017 roku, czyli sceny symbolicznego wieszania europarlamentarzystów opozycji.
Ok, rozumiem, polityka i logika nie zawsze chodzą w parze. W tej jednak sprawie to wcale nie politycy i wspierający ich publicyści sięgnęli Himalajów żenady. Oto warszawski oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich opublikował list do Adama Pieczyńskiego, redaktora naczelnego TVN24 i pyta w nim, między innymi, o „wyjaśnienie podstawy prawnej, w oparciu o którą Redakcja zataiła fakt popełnienia przestępstwa”.
To pierwszy chyba w historii świata przypadek sytuacji, w której na skutek „zatajenia przestępstwa” minister sprawiedliwości zapowiada energiczne śledztwo, a po kilkudziesięciu godzinach są już pierwsze zatrzymania. Przewodniczącym warszawskiego oddziału SDP jest Marcin Wolski, niegdyś kapitalny satyryk. I dziś też potrafić rozśmieszyć do łez.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?