Przy ulicy Strumykowej piernikowe serca biły, a katarzynki pachniały już w XVIII wieku. Senior dynastii toruńskich królów piernikowych, Johann Weese, zaczął tu zapuszczać korzenie już w roku 1751. Grunty położone nad ukrytą w kanale Bachą musiały być dla rozwoju piernikarstwa doskonałe, skoro już w połowie XIX wieku kolejni spadkobiercy aromatycznego biznesu zabrali się za rozbudowę firmy. Plany te realizowali stopniowo, najważniejszy krok stawiając w roku 1885, kiedy to przy ulicy Strumykowej stanął fabryczny budynek, jaki możemy w tym miejscu oglądać do dziś.
[break]
Autorem projektu był nasz dobry znajomy, Reinhard Uebrick. Ten sam, który w sąsiedztwie wzniósł polski bastion w pruskim wtedy Toruniu, czyli siedzibę Towarzystwa Naukowego przy ul. Wysokiej. Wspominaliśmy go wędrując między kamienicami z „pruskiego muru”, ponieważ zbudował dla siebie dom przy Bydgoskiej 35, a także opisując nieistniejący już kompleks rzeźni miejskiej, gdzie Uebrick odpowiadał za powstanie pierwszego w regionie betonowego stropu.
Rozbudowa fabryki przy Strumykowej musiała się rozpocząć na przełomie wiosny i lata 1885 roku. Na podpisanych przez Uebricka planach widnieje w każdym razie data 20 maja. Mistrz budowlany opracował projekty na zlecenie Friedricha Huebnera, który stanął na czele rodzinnej firmy po tym, jak ożenił się z wdową po Robercie Weese.
Różne źródła podają, że fabryka powstała w roku 1885. Kiedy dokładnie? „Gazeta Toruńska”, nasz wierny i wypróbowany przewodnik po mieście z przeszłości, pod tym względem zawiodła na całej linii. 130 lat temu wspomniała co prawda o tym, że Huebner interweniował w Berlinie przeciw spodziewanym podwyżkom cła na miód, o rozbudowie zakładu nie zająknęła się jednak w żadnym z zachowanych numerów ani słowem. Z żalem musimy ją więc odłożyć, na zwiedzanie fabryki wybierając się ze starą broszurką reklamową firmy.
Pod koniec XIX wieku w ceglanym gmachu produkowano 90 rodzajów pierników, zużywając do tego rocznie 17-18 tysięcy cetnarów surowców. Zakład posiadał 50 różnego rodzaju urządzeń, w tym maszynę parową o mocy 50 koni mechanicznych. Później doczekał się również dwóch silników elektrycznych o mocy 4 oraz 6,5 koni mechanicznych. W fabryce zainstalowano także trzy windy o udźwigu 100, 300 i 750 kilogramów. Dziś te liczby może nie robią wrażenia, jednak wizyta w biurach nie pozostawia już żadnych wątpliwości co do tego, że fabryka przy Strumykowej była sercem przedsiębiorstwa światowego formatu. Zakład posiadał w XIX wieku połączenia telefoniczne i to nie tylko zewnętrzne, ale również siedem linii wewnętrznych. W biurach, oświetlanych najpierw gazem, a później światłem elektrycznym, pracownicy firmy mieli do dyspozycji siedem maszyn piszących i liczących. W zaborze pruskim takie nowinki nie cieszyły się popularnością, toruńscy urzędnicy sprzed 100 lat nadal woleli posługiwać się piórami, chociaż ich koledzy zza granicznej Drwęcy raźnie stukali w klawisze maszyn. Cóż, firma Weesego, która miała swoje przedstawicielstwa w kilkunastu największych miastach ówczesnych Niemiec, a także poza granicami kraju, musiała iść z duchem czasu.
Strumień pierników płynął z kilka razy jeszcze rozbudowywanej fabryki przy Strumykowej do 1909 roku, kiedy produkcja została przeniesiona do nowego zakładu na Mokrem.
Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?