Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tu sieje postrach... blaszany drwal

Grażyna Ostropolska
Czy przetarg w Nadleśnictwie Szubin ustawiono pod paru bogaczy i ich „wypasione” kombajny? Tak sugerują drobni przedsiębiorcy leśni. Stracili zamówienia i czują się bankrutami, a zwalniani z ich firm pracownicy przeżywają tragedię. - Przetarg był zgodny z prawem - zapewnia nadleśniczy. Kto ma rację?

<!** Image 3 align=none alt="Image 206235" sub="Andrzej Wolnik i jego byli pracownicy (Zbigniew Bubacz oraz Andrzej Lis, zmuszeni do przejścia na „kuroniówkę”) na tle ciągnika z przyczepą i żurawiem hydraulicznym, który przegrał z leśnym kombajnem. [Fot. Dariusz Bloch]">Czy przetarg w Nadleśnictwie Szubin ustawiono pod paru bogaczy i ich „wypasione” kombajny? Tak sugerują drobni przedsiębiorcy leśni. Stracili zamówienia i czują się bankrutami, a zwalniani z ich firm pracownicy przeżywają tragedię. - Przetarg był zgodny z prawem - zapewnia nadleśniczy. Kto ma rację?

Od kilkunastu lat żyli z lasu. Pozyskiwali drewno, hodowali młody las, zajmowali się jego ochroną. - To było całe nasze życie i finansowa ostoja dla kilkudziesięciu rodzin z nakielskiego powiatu - mówią przedstawiciele lokalnych zakładów usług leśnych. <!** reklama>

Są załamani, bo ostatni przetarg, zorganizowany przez Nadleśnictwo Szubin, pozbawił ich pracy. Sześciu zakładom grozi bankructwo, a ich pracownikom „kuroniówka”. - Już co czwarty mieszkaniec powiatu nakielskiego nie ma pracy, a Nadleśnictwo Szubin zamiast działać na rzecz gminy, zabiera pracę miejscowym i daje obcym! - pomstują zwalniani pracownicy.

Ci „obcy” to firmy z Buszkowa i Wtelna, które zwyciężyły w przetargu i przejęły jedną trzecią z 23 pakietów zleceń, wykonywanych do tej pory przez miejscowych. Podobną pulę zamówień zgarnął Jan Kwaśniewski, właściciel Firmy Usług Leśnych „Janlas” z gminy Szubin. - To bogacze, których stać było na zaniżenie cen usług i przejęcie rynku, zwłaszcza, że wzajemnie użyczyli sobie na potrzeby przetargu wymaganych tam świadczeń i ludzi, a więc działali w zmowie - sugerują przegrani przedsiębiorcy. Wyliczyli, że oferty zwycięskich firm były o 600 tys. zł niższe od cen przewidzianych przed nadleśnictwo. - My zatrudniamy ludzi na umowy i uczciwie rozliczamy się z fiskusem, więc stawki, które zaproponowali ci potentaci, wydają się nam nierealne - twierdzą. Oburzyła ich wysokość vadium, które w porównaniu z ubiegłym rokiem wzrosło o 100 a nawet 200 procent, co biedniejszych eliminowało z gry o kolejne pakiety usług.

Na czele zbuntowanych ZUL-i (Zakładów Usług Leśnych) stanęli szubińscy radni: Elżbieta Katafiasz i Andrzej Wolnik. Zarzucili nadleśnictwu, że w specyfikacji przetargowej zastosowało zapis faworyzujący bogaczy i ich

„wypasione” maszyny.

- Przyznano im 50 punktów za leśne kombajny, czyli harwestery i forwardery, uznając je za przyjazne dla środowiska technologie, a nasze ciągniki z przyczepą i hydraulicznym żurawiem dostały w tej punktacji zero - tłumaczą. Czują się oszukani, bo... - Dwa lata temu nadleśniczy namawiał nas do zakupu wózków z żurawiem do nasiębiernej zrywki, jako maszyn przyjaznych dla środowiska i niezbędnych do startowania w przetargach. Wzięliśmy po 100 tys. zł kredytu, kupiliśmy i... zostawiono nas na lodzie. Chcielibyśmy wiedzieć, co takiego się stało, że nadleśnictwo zmieniło stanowisko i nasze maszyny - mniejsze, lżejsze, bardziej zwrotne i tym samym mniej niszczące las - uznało za nieprzyjazne dla środowiska? - pytają.

Harwester to taka leśna żniwiarka z głowicą ścinającą i chwytakiem do podtrzymywania i układania drzewa, a forwarder służy do zrywki nasiębiernej drewna, czyli wywozu go na drogi, przygotowane do dalszego transportu. Nowa maszyna kosztuje ponad milion, używana - kilkaset tysięcy złotych. Niewielu stać na jej kupno, a kto już to zrobi, musi zawalczyć o duży rynek, by ten zakup się zwrócił. - Nas na takie maszyny i ryzyko nie stać. Wykonywaliśmy swoją pracę solidnie i na czas. Wystarczały nam usługi dla jednego lub dwóch leśnictw, zatrudnialiśmy po kilku ludzi i nasz zysk był niewielki - twierdzą drobni przedsiębiorcy. Dotychczas rok w rok dostawali zamówienia z nadleśnictwa i jeden ZUL nie wchodził drugiemu w drogę. Przegrana w ostatnim przetargu na usługi leśne jest dla nich szokiem.

Piszą skargi

do Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych Adama Wasiaka oraz Prezesa Zamówień Publicznych Jacka Sadowego, proszą o pomoc parlamentarzystów.

„Zastosowane kryterium, dotyczące technologii przyjaznych środowisku, jest coraz częściej stosowane przez nadleśnictwa i to one, jako zamawiający, ustalają zasady przyznawania punktów w tym kryterium. Można się zastanawiać, czy dysponowanie forwarderem jest najszczęśliwszym warunkiem do oceny, ale skoro po opublikowaniu SIWZ nikt nie złożył w tym zakresie zastrzeżeń, a tym bardziej nie wniósł odwołania, nadleśnictwo nie miało podstaw do jego zmiany” - to fragment pisma, które otrzymali przedsiębiorcy od Janusza Kaczmarka, dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu, na którego dyrektor generalny scedował odpowiedź. Dyrektor Kaczmarek ubolewa, że wynik przetargu pozbawił ludzi pracy i dodaje, że „wszelkie procedury zostały przez nadleśnictwo przeprowadzone w sposób nie budzący zastrzeżeń”.

- Jako bezpośredni gospodarze terenu wolelibyśmy współpracować z wykonawcami lokalnymi, doskonale znającymi teren, jednak przepisy ustawy o zamówieniach publicznych nakładają na nas obowiązek jednakowego traktowania wszystkich wykonawców - dodaje rzecznik RDLP Mateusz Stopiński.

Szubiński nadleśniczy Krzysztof Kraska nie ma sobie nic do zarzucenia. Zapewnia, że oferentów traktuje równo, bogatych nie foruje i przetargu nie ustawiał. Owszem, właścicieli firm z Buszkowa i Wtelna zna, bo w nadleśnictwie Żołędowo, gdzie zdominowali rynek, przepracował kilkanaście lat, ale to nie ma nic do rzeczy, bo

on ich do Szubina nie sprowadzał

ani nie faworyzował. Powołuje się na wytyczne, które zalecają nadleśniczym „kreowanie silnych podmiotów spośród już działających i sprawdzonych na rynku lokalnym ZUL-i oraz dbałość o interes skarbu państwa”. Na pytanie, dlaczego za technologię przyjazną środowisku uznaje ciągnik forwarder i za jego posiadanie przyznaje oferentom 50 pkt, zaś właścicielom przyczepy z żurawiem - zero, odpowiada: - Forwarder jest bezpieczną maszyną, ma wyciszoną, klimatyzowaną kabinę, zapewniającą komfort operatorowi. Jej szerokie, niskociśnieniowe opony usprawniają poruszanie się, niezależne od uwarunkowań terenowych, i w mniejszym stopniu uszkadzają glebę, a większa ładowność forwardera zmniejsza liczbę przejazdów po gruncie leśnym.

Na pytanie, jakie badania tego dowodzą, przekazuje nam opinię poznańskich naukowców, którzy w 2008 r. porównali wpływ przejazdów dwóch typów harwestera na leśną glebę i doszli do wniosku, że ten 4-osiowy bardziej ją ugniata.

- To nie dowodzi, że nasze lekkie i zwrotne ciągniki z żurawiem są mniej przyjazne. Przecież mają mniejszą ładowność i powodują mniejszy nacisk na glebę - oponują Elżbieta Katafiasz i Andrzej Wolnik. Przypominają, że Jan Kwaśniewski - potentat leśny z ich gminy - dostał od Lasów Państwowych dofinansowanie do zakupionego harwestera, a nadleśnictwo co roku gwarantuje mu robotę, ogłaszając przetarg na odrębny pakiet usług, wykonywanych przy pomocy tego typu kombajnu, co, ich zdaniem, oznacza faworyzowanie.

- Param się leśną profesją od 35 lat. Nigdy nie wchodziłem w drogę pani Katafiasz ani panu Wolnikowi, a oni ciągle coś do mnie mają - skarży się Jan Kwaśniewski. - Przez lata wszyscy mieli pracę i było dobrze, ale teraz

warunki się zmieniają

i zakłady, które obsługują jedno leśnictwo, nie mają racji bytu - uważa. - Oni za mało inwestowali, a ja sprowadzałem drogie maszyny ze Skandynawii. Mam teraz największą firmę w powiecie nakielskim i ze względu na kombajny, które zastępują pracę 6-8 ludzi, mogę zejść z kosztów - tłumaczy.

- Tych ośmiu ludzi, zastąpionych przez maszynę, miało pracę, a ich rodziny godziwą egzystencję - zauważają szubińscy radni. Dodają, że nic nie mają przeciw nowym technologiom, tylko chcą umiaru, jasnych reguł gry i równego traktowania. - Duże kombajny powodują większe uszkodzenia lasu, ale i tu nadleśnictwo poszło ich właścicielom na rękę, zwiększając dopuszczalny poziom zniszczeń z dwóch do pięciu procent - podpowiadają drobni przedsiębiorcy.

Kwaśniewski przyznaje, że na szkoleniach w poznańskiej akademii rolniczej słyszał nawet o 12-procentowych zniszczeniach, powodowanych przez ciężkie wielooperacyjne maszyny, ale zapewnia, że jego operatorzy są sprawni i straty są minimalne. Żal mu tych, którzy przegrali w przetargu i chce im pomóc. - Mogą przyjść do mnie jako podwykonawcy. Nie jest prawdą, że szukam ludzi do pracy za minimalne stawki. U mnie nikt poniżej 13 zł za godzinę nie ma - zapewnia.


Opinia

Krzysztof Kraska - nadleśniczy, twierdzi, że przetarg na tegoroczne usługi leśne przeprowadził prawidłowo:

<!** Image 4 align=left alt="Image 206238" >Takie same kryteria przetargowe zastosowaliśmy w 2012 r. i nie było sprzeciwu. Wygrały go te ZUL -e, które teraz protestują, a wówczas nic im nie przeszkadzało. W tym roku przystąpiła do przetargu firma spoza gminy, wygrała, bo złożyła lepszą ofertę i tym, którzy odpadli trudno się z tym pogodzić. Jest mi przykro, że część zakładów, z których usług Nadleśnictwo Szubin korzystało, przegrała, ale nie wynika to z naszej złej woli. Takie są prawa rynku i procedury ustawy o zamówieniach publicznych, która nas obowiązuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska