Żeby nie tworzyć etatów

Swobodny wybór podstawówki, gimnazjum czy liceum to mit, który skutecznie obala toruński samorząd. Dyrektorom zaleca się ostrożność przy przyjmowaniu dzieci i młodzieży spoza Torunia.

<!** Image 3 align=none alt="Image 190165" sub="Działacze „Solidarności” podczas ubiegłotygodniowej manifestacji wręczają swoje postulaty Ludwikowi Szubie, zastępcy prezydenta Torunia [Fot.: Jacek Smarz]">Zapisy regulujące kwestie naboru znalazły się w kontrowersyjnym zarządzeniu prezydenta miasta nr 80, które dotyczy organizacji roku szkolnego 2012/2013. Czytamy tam m.in. „Do klasy pierwszej szkoły podstawowej i do klasy pierwszej gimnazjum uczniowie spoza Gminy Miasta Toruń mogą być przyjęci tylko w przypadku wolnych miejsc i w takiej liczbie, która nie spowoduje utworzenia dodatkowego oddziału oraz wzrostu liczby godzin nauczycielskich”. Ten sam zapis dotyczy placówek ponadgimnazjalnych z wyłączeniem klas pierwszych w tych szkołach. Zarządzenie nr 80 zostało już oprotestowane przez oświatowe związki zawodowe. Krytykują je też zwykli nauczyciele. <!** reklama>

- Zapisy te są bardzo niekorzystne dla uczniów i kolidują z założeniami nowej podstawy programowej. Ministerstwo Edukacji Narodowej chce indywidualizacji w podejściu do ucznia, a prezydent Torunia nakazuje tworzenie klas od co najmniej 34 uczniów - denerwuje się polonistka w jednym z toruńskich ogólniaków. - Są też inne chore założenia, np. że do klasy nie może dołączyć uczeń spoza Torunia, jeśli to spowoduje powiększenie etatów nauczycielskich. Zostaje tu podważone prawo do nauki, bo uczeń nie może swobodnie wybrać szkoły.

Liczy się meldunek

O tym, że dyrektorzy placówek oświatowych w mieście bardzo poważnie potraktowali zarządzenie o organizacji roku szkolnego przekonała się Iwona Zakrzewska mieszkająca w gminie Lubicz, która chciała zapisać swoją córkę do Szkoły Podstawowej nr 32 na toruńskiej Skarpie.

- Codziennie dojeżdżam do pracy w tych okolicach, więc byłoby mi bardzo wygodnie. Niestety, odmówiono mi przyjęcia dziecka, bo szkoła zapełniła wszystkie miejsca maluchami ze swojego rejonu. Podobno nie dostali zgody na dodatkową klasę, którą co roku tworzyli - mówi Iwona Zakrzewska.

Oburzenia nie kryje też inny rodzic z Nieszawki, którego syn najprawdopodobniej nie ma szans na miejsce w Gimnazjum nr 14 przy ul. Hallera.

- Subwencja oświatowa przekazywana przez państwo idzie za dzieckiem, niezależnie od miejsca jego zameldowania i szkoły, do której chodzi. Toruń więc może tylko zyskać, podbierając dzieci z innych gmin, uratować zagrożone etaty nauczycieli. Nie rozumiem, czemu władze miasta blokują dostęp do swoich szkół - pyta mężczyzna.

Zarządzenie zaskarżone

Budzące wiele wątpliwości zarządzenie prezydenta nr 80 zostało zaskarżone do wojewody.

- Stało się tak, bo projekt dokumentu nie był konsultowany ze związkami zawodowymi. To, co funduje nam samorząd będzie skutkować pogorszeniem jakości edukacji i możliwości oddziaływań wychowawczych - wyjaśnia „Nowościom” Jerzy Wiśniewski, przewodniczący Komisji Międzyzakładowej Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.

Janusz Pleskot, p.o. dyrektora Wydziału Edukacji toruńskiego magistratu, tłumaczy, że gmina musi oszczędzać.

- Wybieramy mniejsze zło. Nasze działania i zarządzenie nr 80 to konsekwencja ogromnych kosztów i zbyt małych nakładów państwa na oświatę. Musimy racjonalizować wydatki, żeby w przyszłości nie likwidować szkół - mówi Janusz Pleskot.

Przypomnijmy, że według szacunków związków zawodowych, ruch kadrowy w toruńskich szkołach dotknie aż 200 osób.

Niektóre zapisy zarządzenia nr 80

Klasę pierwszą w liceum można utworzyć mając minimum 34 uczniów.

W technikach - mając nie mniej niż 30 uczniów.

W gimnazjach tworzy się oddziały z co najmniej 28 osobami, a w klasach 1. podstawówek - z minimum 26 dzieci.