Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złodziej u fryzjera i diabeł w pułapce

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Czy nad ruinami kamienicy na rogu ul. Piekary i Panny Marii również ciąży diabelska klątwa?
Czy nad ruinami kamienicy na rogu ul. Piekary i Panny Marii również ciąży diabelska klątwa? Grzegorz Olkowski
Pierwszy polski komendant policji w Toruniu stracił 95 lat temu pieniądze i dokumenty. To nic, mogło być gorzej. Mógł nadepnąć czortowi na ogon. Nad skrzyżowaniem ul. Szerokiej ze Szczytną, któremu niedawno już się przyglądaliśmy, szalały nie tylko płomienie, ale również złe moce.

Nadkomisarz Sylwester Parzybok lepiej by zrobił, gdyby 22 lutego 1922 roku nie wychodził z domu. Miał mieszkanie w jednej z najbardziej eleganckich kamienic przy ulicy Bydgoskiej 8. W ostateczności pierwszy szef Policji Państwowej po powrocie Torunia do Polski mógł wybrać się do komendy miejskiej przy Rynku Staromiejskim 10, ale nie dalej! Niestety, nadkomisarz postanowił się tego dnia wybrać do fryzjera przy ulicy Szerokiej i tam nieznany sprawca ukradł mu portfel, a w nim dokumenty oraz 12 tysięcy polskich marek.

Gazeta kosztowała wtedy 15 marek, kura na targu od 500 do 900 marek, na zakup kaczki trzeba było wysupłać ponad półtora tysiąca marek. Z drugiej strony, za fabrykę trunków Wolfa Sultana Wacław Maćkowiak zapłacił w tym samym czasie 20 milionów.
W sprawie nadkomisarza Parzyboka pieniądze nie były najważniejsze, na biednego nie trafiło. Kto to jednak słyszał, aby szef policji w mieście został okradziony i to jeszcze przez nieznanego sprawcę?!

**

Czytaj też: W lewobrzeżnym Toruniu przybyło lokatorów**

Być może dlatego właśnie wypadek został odnotowany w kalendarium historii Torunia, ale prasa nie zająknęła się o tym ani słowem. Nie wiemy zatem, jakie były okoliczności zdarzenia, ani gdzie dokładnie komendant zamierzał poprawić swój wizerunek. Na początku lat 20. przy głównej arterii toruńskiej starówki działały jednak tylko dwa zakłady fryzjerskie: Józef Kryza urzędował przy ul. Szerokiej 5, a Antoni Lewandowski przy Szerokiej 30. Najbliżej komendy miejskiej, na rogu ulic Szerokiej i Szczytnej, mieścił się ten drugi przybytek.

Z powodu braku dodatkowych informacji nadkomisarza z jego problemami będziemy musieli w tym miejscu zostawić. Dodamy tylko, że w latach 30. po przejściu na emeryturę Sylwester Parzybok został burmistrzem Lidzbarka Welskiego i bardzo się temu miastu przysłużył. Po agresji Niemiec na Polskę został aresztowany i w 1944 roku zamordowany.
Wracamy na skrzyżowanie ulic Szerokiej i Szczytnej, patrząc w głąb tej ostatniej.
Po prawej stronie mamy opisywaną kilka tygodni temu dawną kamienicę Wollenbergów, którą na początku XX wieku dwa razy niszczył pożar.

W narożnej kamienicy po lewej stronie, w 1922 roku mieścił się natomiast zakład fryzjerski Lewandowskiego. Na ścianie jednego z tych dwóch budynków powinny być widoczne ślady działalności jakiegoś przybysza z piekła rodem. Nie chodzi tu o jakiegoś szalonego architekta, ale prawdziwą rogatą duszę.
Tak w każdym razie wynika z opowieści, jaką na łamach „Słowa Pomorskiego” zanotował w styczniu 1933 roku Civis Thoruniensis, czyli Marian Sydow.

„Dawnemi czasy stał na rogu ulicy Szerokiej i Szczytnej w Toruniu osobliwy dom - czytamy. - Budowa jego wskazywała na sędziwy wiek, lecz nie to było osobliwe, bo dużo miał niegdyś Toruń starodawnych budowli. Szczyt domu miał dziwny wygląd, gdyż zamiast ściany nad górnemi piętrami był otwór byle jak zabity deskami. O tem, jak powstało niezwykłe uszkodzenie okazałej kamienicy, w ciągu długich lat widoczne, tak sobie opowiadano w Toruniu: Dawno temu należał dom do bogatego rajcy miejskiego nazwiskiem Augustin, który poślubił piękne, choć biedne dziewczę. Miłując się serdecznie, pędzili żywot szczęśliwy i jedna tylko chmurka zacieniała ich życie małżeńskie - przez długie lata daremnie czekali na potomstwo.
Zdarzyło się tedy, że dnia pewnego, kiedy rajca był nieobecny, zjawił się w jego domu jakiś nieznany mężczyzna, który podał się za starego przyjaciela pana domu. Mile przyjęty przez jego małżonkę, okazał się rozmownym towarzyszem. Dużo i pięknie gaworzył o swych dalekich podróżach i wnet w pogawędce dowiedział się o najmilszem życzeniu bezdzietnego małżeństwa. Widocznie przejęty troską urodziwej gospodyni, przyrzekł jej rychłe spełnienie życzenia, w zamian za pisemne zobowiązanie, że za to odda to, co najdroższe...”

Przeczytaj także: Firma windykacyjna przyznała się do pomyłki

Dalszy ciąg tej opowieści jest do przewidzenia. |Na prośbę wygadanego czorta zdesperowana kobieta przypieczętowała umowę krwią, później Augustinowie doczekali się syna i to on stał się dla nich najważniejszy na świecie.
Diabeł wrócił i tym razem już bez kurtuazji zażądał wydania dziecka. Pani Augustinowa stanęła jednak do walki. Po dość długich zmaganiach zamknęła szatana w izdebce na szczycie domu, wcześniej wyrywając mu i niszcząc cyrograf. W tej sytuacji czort salwował się ucieczką, burząc przy tym fragment fasady. Uszkodzony mur straszył później latami, ponieważ diabelska klątwa nie pozwalała go odbudować.

Opowiastka Mariana Sydowa pozwala nam spojrzeć pod zupełnie innym kątem na niektóre budowle toruńskiej starówki. Do tej pory na przykład wszystko wskazywało na to, że właściciel resztek kamienicy na rogu ulic Piekary i Panny Marii świadomie doprowadził budynek do ruiny, na skraj katastrofy budowlanej. Kto wie, może jednak on już dawno miał zamiar zrobić tam remont, ale nie może go przeprowadzić, bo mu licho krzyżuje szyki?

Ciemnym mocom nie będziemy wchodzili w drogę, wrócimy na ścieżki historii.
Opisany przez Sydowa rajca miejski to Carl Gottfried Augustin, bardzo ważna postać na toruńskiej scenie politycznej w pierwszej połowie XVIII wieku. Był między innymi członkiem delegacji, jaka udała się na dwór królewski w Warszawie, aby ratować toruńskich protestantów, na których została zrzucona odpowiedzialność za spowodowanie tumultu toruńskiego.

Jego biogram znajduje się w V tomie „Toruńskiego Słownika Biograficznego”. Z umieszczonych tam informacji wynika, że kupiec rzeczywiście przez jakiś czas mieszkał przy ulicy Szczytnej, ale nie w którymś z budynków narożnych, lecz w kamienicy nr 8.
Jego żona nie była biednym dziewczęciem, ale jedyną córką sekretarza Rady Miasta Jana Henryka Wedemeyera.
Nic nie wskazuje również na to, aby państwo Augustinowie mieli problemy z doczekaniem się potomka. Carl i Johanna Augistinowie mieli dwie córki i sześciu synów. Wszyscy zostali kupcami i smykałkę do interesów przekazali potomkom. Kupiecka familia Augustinów pojawia się w toruńskich księgach adresowych do ostatnich lat XIX stulecia.
Państwo Augustinowie mieszkali w kamienicy przy Rynku Nowomiejskim 257 (dziś 11), która wtedy najwyraźniej była ich gniazdem rodowym.

NowosciTorun

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska