Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"žNowości", czyli cud nad Wisłą

Jacek Kiełpiński
Pierwsi dziennikarze powstanie naszej gazety w 1967 r. nazywają „cudem”. Jak to się stało, że w tamtych ponurych czasach w powiatowym Toruniu udało się otworzyć i z powodzeniem prowadzić dziennik, którego popularność rosła błyskawicznie?

Pierwsi dziennikarze powstanie naszej gazety w 1967 r. nazywają „cudem”. Jak to się stało, że w tamtych ponurych czasach w powiatowym Toruniu udało się otworzyć i z powodzeniem prowadzić dziennik, którego popularność rosła błyskawicznie?

<!** Image 2 align=right alt="Image 67827" sub="Krzysztof Pawłowski , wieloletni sekretarz redakcji i redaktor naczelny „Nowości”: - Nasze „Pogotowie reporterskie” było w latach 60. fenomenem / Fot. Jacek Kiełpiński">Najdawniejsze numery „Nowości” mogą dziś śmieszyć. Cztery, góra sześć stron pożółkłego papieru - to nie wygląda poważnie. Jednak pod koniec lat 60. „Nowości” prezentowały się nowocześnie. Zgodnie z założeniami, były popołudniówką zwracającą się wprost do czytelnika, którego zapraszały na swe łamy. Unikały przy tym partyjnego ględzenia, charakterystycznego dla gazet wielkonakładowych. Wygrywały swą totalną lokalnością.

- Wszystko to zasługa pierwszego redaktora naczelnego, Henryka Jankowskiego - podkreśla Witold Kurecki związany z „Nowościami” od samego początku. - To Jankowski, jeszcze jako kierownik oddziału toruńskiego „Gazety Pomorskiej”, zabiegał o lokalną gazetę z prawdziwego zdarzenia. Ale wiadomo, jakie były uwarunkowania. Wszystko zależało od decyzji KW PZPR, a ten znajdował się w Bydgoszczy.

Zachowały się notatki służbowe Jankowskiego (byłego członka PPS), w których opisuje swe rozmowy z towarzyszami z Bydgoszczy i Warszawy. „W czerwcu 1966 r. dziennikarze toruńscy opracowali nowy memoriał do władz miejskich, wojewódzkich i centralnych. W Biurze Prasy KC memoriał ten przedstawiono kierownikowi tow. S. Olszowskiemu. Odpowiedź była przychylna, ale władze centralne zaznaczyły, że realizacja projektu wymaga czasu i konsultacji z władzami wojewódzkimi”. I tak w kółko w podobnym tonie. W jaki sposób ostatecznie udało się Jankowskiemu przez tę biurokratyczno-polityczną magmę przebrnąć, nie wie dziś nikt. A sam bohater, niestety, już nie żyje.

<!** reklama>Ostatecznie „Nowości” miały zostać popołudniówką będącą uzupełnieniem dla „Gazety Pomorskiej”. Ta formuła, wymyślona przez Jankowskiego, okazała się szczęśliwa. W szczytowych latach socjalizmu udało się znaleźć niszę dla gazety, która zajmowałaby się problemami ludzi, a pobocznie traktowała tematy polityczne. Dzięki temu „Nowości” nigdy nie były organem PZPR, jak np. „Gazeta Pomorska”. W stopce redakcyjnej znalazła się najpierw informacja, że są „Pismem Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej”, potem już tylko „Pismem KW PZPR”, a następnie informacja ta zniknęła.

- Pracę w „Nowościach” zacząłem 1 grudnia 1967 r. - wspomina Krzysztof Pawłowski, wieloletni sekretarz redakcji i redaktor naczelny. - Byłem kierownikiem działu miejskiego. Pamiętam, że pierwsze sondy, które do dziś pojawiają się w gazecie, przeprowadzałem osobiście, idąc pieszo do redakcji przy Mostowej. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy dla czytelników, stąd szybkie wprowadzenia „Pogotowia reporterskiego”, które było w owym czasie fenomenem. Wielkie gazety nie zajmowały się przyziemnymi, codziennymi problemami mieszkańców, takimi jak dziura w jezdni czy złe funkcjonowanie jakiejś placówki. A tu dziennikarz w ich imieniu docierał do źródła i załatwiał problem.

Jednak pierwsze numery nie schodziły tak jak się spodziewano. Maria Jankowska, żona legendarnego naczelnego, uważa, że ukazanie się pierwszego numeru tuż przed sylwestrem 1967 r. było błędem. - Potencjalny czytelnik zainteresowany był raczej zabawą, a „Nowości” trafiły do kiosków około godz. 13 bez reklamy. Mąż był załamany, widząc stosy niesprzedanych gazet. Zmobilizowałam córki i ich koleżanki, dałam im pieniądze i rozpoczęła się akcja skupowania „Nowości”. Ukryłyśmy je w piwnicy. Po jakimś czasie w trakcie malowania, gdy trafiły na zachlapaną farbą podłogę, wszystko się wydało. Ale mąż nie był nawet trochę na mnie wściekły, bo wtedy już gazeta, m.in., dzięki przychylności toruńskich kioskarzy, którzy zajęli się reklamą, zaczęła się sprzedawać.

- Jako popołudniówka korzystaliśmy z tak zwanej wersji C oficjalnych komunikatów, czyli najbardziej okrojonej - wspomina Krzysztof Pawłowski. - Dzięki temu mogliśmy do minimum ograniczyć oficjałki. O kolejnych plenach partii tylko wspominaliśmy i kończyliśmy formułą-wytrychem: „Szczegóły podaje poranna prasa”.

Dzięki specyficznemu procesowi produkcyjnemu - numer ostatecznie przygotowywano do druku około północy - „Nowości” wygrywały często w podawaniu najważniejszych informacji.

- Przejawiało się to w mojej działce, czyli sporcie - podkreśla Witold Kurecki. - Pamiętam olimpiadę w Meksyku, gdy Jerzy Pawłowski walczył o złoty medal w szabli. Czekałem z drukarzami na wynik pojedynku, by wstawić informację na pierwszą stronę. Gdy wygrał, towarzystwo strzeliło po kielichu i wyło z radości!

Swe nocne peregrynacje do redakcji przy Bydgoskiej miło wspomina też Jadwiga Oleradzka, recenzentka teatralna, a dziś dyrektorka Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu. - Pamiętam chociażby długi wywiad z Łomnickim i wiele obszernych recenzji, które pisałam tam w nocy, zaraz po zakończeniu spektaklu. Widziałam pierwsze reakcje ludzi, którym przedstawiałam się, że jestem z „Nowości - dziennika toruńskiego”. Ta „toruńskość” była bardzo ważna. Urzędnicy przyzwyczajali się do nas wolniej niż czytelnicy. Ci szybko zrozumieli, głównie za sprawą „Pogotowia reporterskiego”, że jesteśmy dla nich.

Redaktor klasy europejskiej

Na coś innego uwagę zwraca Michał Kokot, fotoreporter, który do dziś przechowuje pierwsze roczniki „Nowości” wypełnione swymi zdjęciami. - Jankowski to był prawdziwy gość, dziennikarz klasy europejskiej. Doceniał sztukę fotograficzną, czuł artyzm. Potrafił dać na pierwszą stronę zdjęcia, jakich dziś trudno szukać w prasie - np. oblizującego się apetycznie konia czy wierzby samotne, które wyraźnie czekają na śnieg, ale po pierwsze zbliżenia ludzi.

Stosunkowo duża jak na tamte lata niezależność „Nowości” zaczęła władzę kłuć w oczy. Telefony z komitetów różnych szczebli z pouczeniami i wizyty ważnych towarzyszy były coraz częstsze. Byli pracownicy do dziś podziwiają postawę pierwszego naczelnego. - Znowu te ku...sy czegoś chcą! Jak tak Jankowski zaczynał, wiadomo było, o kogo chodzi - wspomina Witold Kurecki. - Kiedyś jeden aparatczyk zadzwonił oburzony, bo daliśmy zdjęcie gołej dziewczyny odwróconej plecami. Jankowski załatwił go od razu: - A, o to chodzi, towarzyszu, w sprawie tej pani dzwonili już ojcowie jezuici. Sekretarz zaniemówił i zmienił front: - No, nie, w sumie może być...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska