Bezrobotni robotni

<!** Image 3 align=none alt="Image 211141" >
Dlaczego niektórzy bezrobotni nie chcą pracować? Bo zarabiają w szarej strefie? Gdyby oddzielić ubezpieczenie od statusu bezrobotnego, pośredniaki pożegnałyby... czwartą część swoich klientów.
- Pracujący na czarno to nasi najwcześniejsi klienci. Rano podjeżdżają samochodami, żeby się „odhaczyć”, a potem gnają do... pracy. Dobrze o tym wiemy, ale pieczątki odmówić nie możemy - mówi Marek Bober, wicedyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Wąbrzeźnie.

Ten pośredniak ma w swoim rejestrze około 3200 bezrobotnych. Dyrekcja szacuje, że 20-25 procent z nich to osoby, którym zależy tylko i wyłącznie na ubezpieczeniu zdrowotnym. Część pracuje na czarno, a część z różnych przyczyn pracować nie chce wcale: ani legalnie, ani nielegalnie. <!** reklama>

- To na przykład matki samotnie wychowujące dzieci, których do ubezpieczenia nie zgłosi ojciec potomstwa - dodaje Marek Bober.

Przedstawiciele urzędów pracy w całym kraju od dawna postulują, by oddzielić status bezrobotnego od ubezpieczenia zdrowotnego. Miałoby to uzdrowić sytuację o tyle, że - jak twierdzą - więcej czasu mogliby poświęcić osobom rzeczywiście poszukującym zatrudnienia.

- Teraz jest tak, że tych rejestrujących się tylko dla ubezpieczenia też musimy obejmować aktywizację zawodową. A przynajmniej próbować. Każdy rejestrując się u nas na piśmie deklaruje, że poszukuje pracy. Dopiero gdy kogoś wyrejestrujemy, okazuje się, o co chodzi. W odwołaniu pisze, że straci ubezpieczenie, a choruje, leczy się itd. - mówi Jerzy Blok, wicedyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Toruniu.

Tutaj zarejestrowanych jest około 10 000 bezrobotnych. Według urzędowego szacunku od 15 do 20 proc. to ci „tylko dla ubezpieczenia”.

Resort pracy sypie pomysłami. Najpierw padła zapowiedź wykreślania z rejestrów na 9 miesięcy każdego, kto choć raz odmówi podjęcia pracy. Potem się z tego wycofano. Teraz mowa jest o „wyprowadzeniu” kwestii ubezpieczenia z pośredniaków. Resort pracy rozmawia z resortem zdrowia, ale konkretów na razie brak.