Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co Jezus napisałby na blogu?

Redakcja
Rozmowa z dr MONIKĄ MARTĄ PRZYBYSZ, specjalistką ds. kreowania wizerunku, public relations, rzeczniczką prasową Zespołu Konferencji Episkopatu Polski do spraw Nowej Ewangelizacji.

Rozmowa z dr MONIKĄ MARTĄ PRZYBYSZ, specjalistką ds. kreowania wizerunku, public relations, rzeczniczką prasową Zespołu Konferencji Episkopatu Polski do spraw Nowej Ewangelizacji.

<!** Image 2 align=none alt="Image 198245" sub="Katolicy krakowscy oblepili reklamą wieżowiec. Podobne akcje prowadzone były, m.in. w Singapurze. Plakaty z chrześcijańskimi hasłami naklejono na ścianach, m.in. w przejściach podziemnych („Jestem tutaj” ), na billboardach („Cóż, sam prosiłeś o znak. Bóg”), ale także na owocach sprzedawanych na targu, np. na jabłkach („Wyhodowałem to jabłko specjalnie dla ciebie”). [Fot. Archiwum M.M. Przybysz]">Czy Kościół zamierza odpowiedzieć na billboardową kampanię Fundacji „Wolność od Religii”?

Przede wszystkim to katolicy krakowscy pierwsi zaproponowali tego typu reklamę wizualną i to raczej ateiści odpowiedzieli na billboard dotyczący ewangelizacji Krakowa, który wisi już od 1 września. To tzw. teaser, czyli narzędzie marketingowe, zapowiadające jakąś akcję. Na plakacie napisane było początkowo tylko jedno: „Jestem”. Ludzie nie wiedzieli do końca, o co chodzi...<!** reklama>

Pierwsze skojarzenie - sieć telefonii komórkowej...

Właśnie. Później okazało się, że to kampania chrześcijańska. Akcja była profesjonalnie przygotowana, żadna prowizorka. Słynny krakowski wieżowiec, tzw. „szkieletor”, spadek po PRL-u, został owinięty plakatem z hasłem przypominającym o akcji: „Wszystko przemija, a ja wciąż Jestem!”.<!** Image 3 align=right alt="Image 198245" sub="Katolicy krakowscy oblepili reklamą wieżowiec. Podobne akcje prowadzone były, m.in. w Singapurze. Plakaty z chrześcijańskimi hasłami naklejono na ścianach, m.in. w przejściach podziemnych („Jestem tutaj” ), na billboardach („Cóż, sam prosiłeś o znak. Bóg”), ale także na owocach sprzedawanych na targu, np. na jabłkach („Wyhodowałem to jabłko specjalnie dla ciebie”). [Fot. Archiwum M.M. Przybysz]">

Pracuje Pani w zespole ds. nowej ewangelizacji. Dlaczego powstał taki zespół. Z powodu kiepskiego PR Kościoła?

Zespół koordynuje działalność różnych inicjatyw ewangelizacyjnych w Polsce. Dlaczego „nowa ewangelizacja”? Świat się zmienia, mówi innym językiem i katolicy muszą się do tych zmian dostosować. Chcemy mówić o Bogu językiem współczesnym, nowymi metodami, z nowym zapałem. I to już się dzieje. Od 19 do 21 października będzie trwała w Krakowie duża akcja ewangelizacyjna, skierowana do całego miasta. Organizowane są eventy na stadionie Cracovii i w Łagiewnikach. To bardzo profesjonalne akcje. Pracowali przy nich specjaliści od reklamy i najlepsi fachowcy z dziedziny organizacji imprez. Efekty pracy tych ludzi są zaskakująco pozytywne. Podam jeden przykład. W centrum Krakowa ponad sto osób położyło się na poduszkach. Budziki mieli nastawione na 16.00. Zerwali się na dźwięk dzwonka. Porzez ten happening, performance chcieli pokazać ludziom, że czasu ucieka, że trzeba się obudzić i zerwać z zabieganym życiem, przypomnieć sobie wreszcie o Bogu.

Dlaczego Episkopat decyduje się na taki luz? Po co ulegać modzie?

Najczęściej tego typu inicjatywy to działalność oddolna, autorstwa młodych głęboko wierzących ludzi, którzy w swoim życiu spotkali Jezusa Chrystusa i nie potrafią tej radości zatrzymać dla siebie, chcą z przekazem ewangelicznym wyjść na ulicę. Niby dlaczego nie? Wiarę trzeba nie tylko pielęgnować, ale także głosić. Taka uliczna reklama dociera błyskawicznie do ludzi, którzy w Kościele nie bywają, nie stoją pod amboną, ale na ulice przecież muszą wyjść. <!** Image 4 align=right alt="Image 198245" sub="Monika Marta Przybysz [Fot. Archiwum M. M. Przybysz]">

Jest jednak ryzyko, że za chwilę religijny „event” przestanie działać, bo ludzie mają po dziurki w nosie „eventów”...

Nie zgadzam się. Dlaczego nasz przekaz ma zniknąć? Powiem więcej. Boga trzeba zacząć sprzedawać między margaryną a bielizną...

Nie za niska półka?

Akcja billboardowa ateistów rozeszła się po 25 miastach Polski. A chrześcijanie? Mają siedzieć ciuchutko, przyglądać się i nie wychylać nosa z Kościoła? Nie sztuką jest głosić kazania do swoich. Reklama i PR są filarami bardzo syntetycznej, nowoczesnej komunikacji. Nie możemy przemawiać jakimiś archaizmami, posługiwać się językiem teologicznym albo specjalistycznym słownictwem, np. mówić o feretronach komuś, kto nigdy nie był w Kościele. Kto dziś wie, co to są feretrony?

Kościół wchodzi w socjotechnikę?

Nie nazwałabym tego socjotechniką. Chcemy dotrzeć do człowieka dostępnymi nam środkami. Jezus nie mówił zwykłym, prostym ludziom o rzeczach skomplikowanych, np. od razu o zmartwychwstaniu, bo słuchacze nie zrozumieliby tego. Mówił o prozie życia.

I nie stosował żadnych wybiegów dla zdobycia słuchaczy. Po prostu spokojnie nauczał...

Z tym spokojem to bym nie przesadzała. Wszedł do świątyni, powywracał stoiska handlarzy świątynnych. Przecież to był duży event! A rozmnożenie chleba? A uzdrawianie wśród tłumów? Wielkie wydarzenia, kapitalne akcje promujące wartości! My w tej chwili próbujemy Go niedoskonale naśladować. Jeśli nasze działania spotykają się z nieufnością albo ze zgorszeniem, to chyba dlatego, że zapomnieliśmy, w jakim stylu komunikował się Chrystus albo zbyt pobieżnie przeczytaliśmy Ewangelię.

C na to księża tradycjonaliści? Nie nazywają Waszych poczynań „kupowaniem” wiernych?

To nie jest kupowanie, lecz zapraszanie. Możemy porzucić nowoczesne formy komunikacji i trzymać się tych wiernych, których mamy w Kościele. Tylko czy za kilkadziesiąt lat ławki kościelne będą jeszcze pełne, jeśli będziemy mówić jedynie do już wierzących? Kościół jest w swojej istocie ewangelizujący, głoszący. Wracam wciąż do tego języka. Do tłumu Jezus mówił prosto, a uczniom wyjaśniał trudniejsze rzeczy na osobności. Nie proponował zwykłym ludziom wielkich teologicznych porównań. Przeciwnikom takiego sposobu komunikacji zadaję pytanie: Co teologicznego jest w drachmie? Jakie sacrum tkwi w igle, w świecy, w kamieniu, w rybie? Jezus mówił prosto i Kościół przetrwał 2 tysiące lat. To sprawdzone narzędzia skutecznej komunikacji.

Ateiści też chodzą po ulicach. Po co ich irytować?

Zapraszamy ich do współpracy, nie do walki. Nie chcemy tworzyć przestrzeni do dialogu na ulicy, przerzucając się argumentami. Kościół modli się często za niewierzących, nie potępia ich, wyraża się o nich z szacunkiem, z miłością.

Słowa piękne, a co wychodzi w praniu?

Wychodzi różnie, bo Kościół ma wymiar ludzki. Nikt nigdy nie mówił, że katolicy są lepsi, świętsi od innych. Żaden dokument kościelny nie podaje takich stwierdzeń. Dostaliśmy jednak Dobrą Nowinę. Mamy się też nią dzielić; posługując się najskuteczniejszą formą komunikacji. Gdyby Jezus narodził się w naszych czasach, byłby współczesny. Pewnie miałby telefon komórkowy, być może pisałby na tablecie, prowadziłby bloga.


Teczka osobowa

Monika Marta Przybysz

Specjalistka ds. public relations i zarządzania kryzysowego.

Adiunkt w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Prowadzi również zajęcia w Wyższym Seminarium Duchownym w Warszawie.

Od 2008 roku szkoli rzeczników prasowych instytucji kościelnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska