Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziesięć lat klubu eNeRDe

Redakcja
TOMASZ CEBO, właściciel klubu eNeRDe o artystycznej rewolucji, imprezach z ekipą „Lekarzy” oraz polityce kulturalnej prezydenta Michała Zaleskiego.

<!** Image 3 align=none alt="Image 212928" sub="Fot. Adam Zakrzewski">
TOMASZ CEBO
, właściciel klubu eNeRDe o artystycznej rewolucji, imprezach z ekipą „Lekarzy” oraz polityce kulturalnej prezydenta Michała Zaleskiego.
O eNeRDe zrobiło się najgłośniej trzy lata temu przy okazji wybuchu Turkusowej Rewolucji. Próba zamknięcia Waszego lokalu spowodowała, że pierwszy raz środowisko kulturalne Torunia przemówiło jednym głosem. Czemu nie udało się wykorzystać tego potencjału?

Rewolucja potrzebowała silnego lidera.

Był Tomasz Cebo.

Ja nie chciałem wykonać kroku, który pchnąłby mnie w ręce polityki i struktur miejskich. Nie interesowała mnie praca administracyjno-pozarządowa. Jestem artystą, nie urzędnikiem. Nie chciałem męczyć się robiąc coś innego niż to, co kocham. <!** reklama>

Wiesz, że zawiodłeś wiele osób?

Różne słyszałem opinie na ten temat i miałem z tego powodu wiele przykrości. Zarzucali mi, że myślałem tylko o ratowaniu klubu, a gdy już chodziło o dalsze losy tych, którzy mnie poparli, to nie chciałem pociągać dalej za sznurki. Ja zawsze powtarzałem, że zależy mi bardziej na tym, aby wytknąć błędy i obnażyć śmieszność decyzji podejmowanych przez władze.

Czyli?

Startowaliśmy wtedy o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Władze Torunia zaliczały wpadkę za wpadką. Roman Kołakowski na czele Krzywej Wieży, podróż prezydenta z prośbą o pomoc Bydgoszczy w walce o ten tytuł... W tym czasie zawiązała się Inicjatywa Kulturalna dla Torunia, a jej postulaty trafiły do prezydenta. To był efekt pracy całego środowiska kulturalnego. Próbowaliśmy coś zmienić. Z tego jestem zadowolony.

Zarzucają Ci, że prezydent Michał Zaleski „kupił” sobie Twoje milczenie i stłumił niepokorność zapraszając Ciebie wspólnie z kilkoma innymi osobami do komisji konsultującej prace nad strategią kulturalną dla Torunia.

Wrobiono mnie. Na tym polega majstersztyk polityki Michała Zaleskiego. Ja i Janek Świerkowski braliśmy w tym udział jako osoby prywatne, a nie jako przedstawiciele poszczególnych środowisk. Myśleliśmy, że nasza młoda energia coś dobrego wniesie. Nie udało się. Samą strategię uważam dziś za słabą i złą.

Czemu więc nie wystąpiłeś z komisji, aby zachować czyste sumienie?

Byliśmy w patowej sytuacji. Znajdowaliśmy się w trakcie starania o dofinansowanie na różne projekty kulturalne. Było już za późno, aby pozwolić sobie nagle na odcięcie od źródła dofinansowania.

Nadal czujesz się niezależny w Toruniu?

Tak. Póki mogę realizować swoje pomysły.

A co z resztą niezależności kulturalnej Torunia?

To jest tak jak z ustawą normującą związki homoseksualne w Polsce. Wszyscy wiemy jak powinno być, ale struktury i polityka nie dorosła do tego, aby to zmienić. W Toruniu wszystko odbywa się za wolno w stosunku do potrzeb. Do tego władza jest taka, a nie inna. Sami ją zresztą wybraliśmy.

Cofnijmy się kilka lat wcześniej. Pamiętasz ten moment, gdy pojawiłeś się w eNeRDe?

Do współpracy zaprosiła mnie Monika Weychert-Waluszko. Szukała kogoś, kto pomógłby jej przy „Galerii dla...”. Zaproponowałem „Art w dechę”, pierwszą w Polsce wystawę sztuki deskorolkowej. Na wernisaż przyszło ponad 400 osób. Klub nie był kompletnie przygotowany na taką frekwencję. To był 2006 rok. Później wszystko zaczęło się rozkręcać.

I poczułeś, że to jest to, co chcesz robić.

Tak. Wcześniej pracowałem jako konserwator dzieł sztuki. Szybko okazało się, że ma to więcej wspólnego z budowlanką. Myślałem, że będę zajmował się sztukaterią, renowacją ołtarzy, obrazów... Trafiłem na ponad 300 mkw cegły. Miałem ją nie tylko wyczyścić, ale jeszcze wymienić w niej spoinę. To nie dla mnie. Dziś jesteśmy w stanie współpracować z Teatrem Horzycy, Festiwalem Ballady i Piosenki Filmowej, a także zrobić „Urban Dance Meeting” z tancerzami. Nie ma skali, która nas ogranicza. I wszyscy tu wpadają. Krzesimir Dębski czuję się tu jak w domu, a Borys Szyc wchodził nawet za nasz bar i chciał pracować na drugą zmianę.

Ekipa serialu „Lekarze” bawiła się tu podobno każdego dnia, gdy kręcili serial?

O eNeRDe usłyszeli w Warszawie. W czasie zdjęć prowadziłem dla ich dzieci nawet takie warsztatowe półkolonie. Paweł Małaszyński, Magdalena Różczka, Jacek Koman, Danuta Stenka... Stenka to już prawie taka moja mama (śmiech). Pamiętam jej słowa: „Czuję się w tym klubie jakbym była w Berlinie lub w Nowym Jorku”. Poczuli tutaj wolność.

Nikt im nie robił zdjęć i nie prosił o autograf. Dlaczego? Tutaj wszyscy mają na to wy... Nie interesują ich celebryci. A w Warszawie? Właściciel od razu do nich wychodzi. Oferuje oddzielny stolik. Chce zrobić zdjęcie, które powiesi później na ścianie. Tu tego nie ma. I nigdy nie będzie. U nas nawet Małaszyński musi stanąć w kolejce i walczyć o miejsce przy barze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska