Furtka i fundusz z zięciem [KRONIKA TORUŃSKA]

No i nie pisałem, że smucić nie powinni się kibice żużlowi? Bo w razie czego znajdzie się furtka, by ekstraligę uratować. I tydzień temu okazało się, że uchylił ją rosyjski żużlowiec Grigorij Łaguta, który jeździł - jak to się kiedyś mówiło i pisało - na dopingu. Razem z nim przejechać się może na nim, prosto do I ligi, drużyna z Rybnika, której jest zawodnikiem.

Zobacz także: Koncert Hey w Toruniu [ZDJĘCIA]

Nie do uratowania dla PO jest natomiast na razie rezydujący w Toruniu Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. O zmianach kadrowych w nim pisaliśmy w tym tygodniu w „Nowościach”. Ale po kolei. Fundusz to bardzo łakomy kąsek. Jak łakomy, wystarczy spojrzeć na siedzibę funduszu przy ulicy Fredry i otaczający ją park. Z ich utrzymaniem dała sobie jakiś czas temu spokój niebiedna przecież instytucja, jaką jest Uniwersytet Mikołaja Kopernika. A fundusz budynek i park kupił, wpakował w nie miliony i zrobił z nich perełkę. Na co dzień obraca zaś innymi milionami. Tymi na dotacje i preferencyjne pożyczki na działania proekologiczne. W ubiegłym roku rozdał ich za 64 miliony.

Zobacz także: Początek rewolucji na starówce. Czego nie wiemy?

Teraz na funduszu rezydującym w Toruniu i tych z pozostałych 15 województw rękę położył rząd. Czyli w obecnych realiach - PiS. Dotąd trzymały na nich rękę samorządy województw. W przypadku naszego - koalicja PO-PSL. Jej ludzi właśnie zmienili w funduszu ludzie PiS. Najpierw weszli do jego pięcioosobowej rady nadzorczej. Wśród nich znalazł się przedstawiciel ministra środowiska Jana Szyszki. Na tym nie koniec jego związków z funduszem z Torunia. Bo w jego radzie jest też zięć ministra - Karol Podgórski. Delegował go wojewoda kujawsko-pomorski Mikołaj Bogdanowicz, podobnie jak jeszcze jedną osobę, a kolejną - Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska. W tej czwórce delegowanych w praktyce przez PiS odnalazł m.in. związany z tą partią radny wojewódzki Adam Banaszak, niegdyś radny miejski w Toruniu. I tylko jedno miejsce w radzie przypadło samorządowi województwa. Obsadził je człowiek z PSL.

Wszyscy oni będą się mieli bardzo dobrze. Bo według obowiązujących stawek przewodniczący rady skasuje co miesiąc 4,4 tysiąca złotych, jej wiceszef i sekretarz - po prawie 4 tysiączki, a pozostali - po 3,5 tysiączka. I, co ważne, takie rady raczej się nie przepracowują. Na przykład ta rezydująca w Szczecinie obraduje dwa razy w roku!

Zobacz także: Zarobki w Biedronce. Jak wypadają w porównaniu?

Nowa rada funduszu z Torunia wybrała już jego zarząd. Oczywiście składa się z ludzi PiS. Teoretycznie sejmik kujawsko-pomorski mógł tę dobrą (?) zmianę zablokować. Na wzór sejmiku śląskiego z Katowic. Ten zawczasu przyjął uchwałę, że rada funduszu decyzję o składzie jego zarządu musi podejmować jednomyślnie. Czyli przedstawiciel sejmiku może ją blokować. U nas jednak tego manewru nie zastosowano, więc szefem funduszu rezydującego w Toruniu bez problemu został związany z ministrem Zbigniewem Ziobrą Ireneusz Stachowiak, były wiceprezydent Inowrocławia. Oczywiście z pokaźną pensją. Publicznie swego czasu nowego prezesa zachwalał jego były przełożony, prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza. A jego syn, młody i gniewny poseł PO Krzysztof Brejza, słyszał to i nie grzmi???

Zobacz także: Reportaż po zmianie organizacji ruchu na starówce