MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Górę w finale wzięły złe emocje

Piotr Bednarczyk
Rozmowa z Jackiem Gajewskim, byłym menedżerem Unibaksu Toruń.

Rozmowa z Jackiem Gajewskim, byłym menedżerem Unibaksu Toruń.
<!** reklama>
- Dowierzał Pan własnym oczom, gdy oglądał wydarzenia z Zielonej Góry, gdy Unibax oddawał walkowera?
- Nie, nie wierzyłem. Powiem szczerze, że jakieś informacje miałem trochę wcześniej, ale myślałem, że ktoś sobie ze mnie robi żarty. Później, gdy zaczęły się te informacje potwierdzać w trakcie spotkania o brąz, to utwierdziło mnie to w przekonaniu, że coś jest na rzeczy. Nie przypuszczałem, że tak się stanie, zwłaszcza że wiedziałem, iż zawodnicy wyjechali do Zielonej Góry. Nic nie wskazywało, że tak to się skończy.
- Nie odnosi Pan wrażenia, że tą jedną decyzją zniwelowano cały dorobek tego sezonu?
- Tego sezonu i chyba nawet poprzednich. Unibax, czy wcześniej Apator, generalnie nie jest najlepiej postrzeganym klubem w Polsce, w mediach, czy wśród kibiców innych ekip. Zwłaszcza w ostatnich dwóch, trzech latach, gdy oglądam transmisje z meczów, często słyszę komentarze dziennikarzy czy ekspertów, że Toruń budzi raczej więcej negatywnych emocji niż pozytywnych. A teraz jeszcze dorzucono coś takiego... Spotkało się to z totalną falą krytyki. Szkoda, bo klub przez kilkadziesiąt lat, a zwłaszcza w tych ostatnich, w których zmienił się właściciel, wypracował sobie renomę. Jako Unibax zdobywał regularnie medale mistrzostw Polski, świetnie organizował turnieje Grand Prix. Zaczął dobrze funkcjonować. W tym roku frekwencja na trybunach była znakomita, udało się odwrócić złe tendencje. I odnoszę wrażenie, że w ciągu jednego dnia, w ciągu tej jednej niedzieli, cały ten dorobek siedmiu lat pod rządami Unibaksu i kilkudziesięciu lat generalnie żużla w Toruniu mocno został naruszony. Nie wiem, jak ludziom, którzy decydują o losach klubu, czy nawet żużla w naszym mieście, uda się teraz z tego wybrnąć. Szkoda, że decyzja została podjęta pod wpływem złych emocji i zbyt impulsywnie. Pewnie wówczas ci, którzy ją podjęli, nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji.
- Wiemy, co grozi Unibaksowi. Jak Pan sądzi, na jakich karach może się skończyć?
- Trudno mi powiedzieć, na czym się skończy, bo mogą zadziałać różne mechanizmy. Kara powinna być adekwatna do przewinień. Zdarzył się już walkower w tym roku, gdy Rzeszów odmówił jazdy w Lesznie i wiemy, jakie wówczas były konsekwencje. Teraz były trochę inne okoliczności i inne powody, ale zakończyło się tak samo - walkowerem. Uważam, że obojętnie, czy miałoby to dotyczyć pierwszego meczu w sezonie, czy ostatniego, pierwszego biegu w zawodach czy ostatniego, to regulamin jest jeden i tak samo powinno się go interpretować. Ale wiadomo - tu mieliśmy finał rozgrywek, wszystkie oczy były skierowane na Zieloną Górę i obawiam się, że ta otoczka może mieć wpływ na decyzje. Może niektórzy ludzie będą chcieli mocno nadszarpnięty wizerunek Ekstraligi trochę poprawić i posuną się do tego, że kary będą drastyczne. Słyszę głosy działaczy z Polski, zwłaszcza tych młodych, którzy powinni jeszcze się uczyć i słuchać, a nie komentować pewne zdarzenia i wiem, że domagają się surowych konsekwencji, łącznie z degradacją. Zastanawiam się, czy aby nie jest to okazja do pozbycia się mocnego rywala. Powiem szczerze, że trudno mi przewidzieć, jakie będą sankcje, bo w tym zdarzeniu dużą rolę odgrywają złe emocje, złe relacje między szefem Polskiego Związku Motorowego, zarządem Ekstraligi Żużlowej, a toruńskim klubem. Zobaczymy, jak będzie. Mam nadzieję, że nie dojdzie do degradacji drużyny, bo nie wiem, czy jest sens stosować odpowiedzialność zbiorową i mają cierpieć kibice, sponsorzy, a przede wszystkim - zawodnicy, bo o nich się w tej całej sytuacji mówi najmniej, a oni chyba najbardziej ucierpieli na tym całym zdarzeniu.
- Afer w polskim żużlu w ostatnich latach nie brakowało. Skąd się one biorą? Bo w żużlu krążą duże pieniądze? A może chodzi o osobiste ambicje?
- Wydaje mi się, że w dużej mierze biorą się one z chorych ambicji, oderwanych od sportu. Mam tę przewagę nad większością osób ze środowiska żużlowego, że oprócz speedwaya interesuję się innymi dyscyplinami, sam próbuję coś robić. Mam trochę inne spojrzenie na rywalizację sportową i wiem, że są pewne granice, trzeba przestrzegać jakichś zasad. A do żużla, niestety, trafiają przypadkowe osoby. Ich wiedza na temat sportu jest mała. Często obserwuję działania na zasadzie „bij - zabij”. Cel uświęca środki. Gubi się po drodze sens rywalizacji. Przypominam sobie początki działalności w żużlu, na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych i wyglądało to trochę inaczej. Działacze wykazywali się trochę większą klasą, mimo że w tych latach przełomu przypadkowych osób też nie brakowało. Generalnie jednak wzajemny respekt, szacunek, był większy. A teraz jestem świadkiem tego, że różne osoby robią sobie świństwa, a potem są w stanie normalnie spojrzeć w oczy, wesoło rozmawiać i podać rękę. To jest dla mnie trochę chore, ale może ja się do tego obecnego sportu nie nadaję. Coraz mniej jest w nim sportu, a coraz więcej chorych, niespełnionych ambicji. Niektórzy chcą się przez ten żużel pokazać, wypromować. 


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska