MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kościół jak gigantyczna i bogata korporacja

Przemysław Łuczak fot. Olga Zazie Gromek
Rozmowa z KATARZYNĄ BRATKOWSKĄ z Porozumienia Kobiet 8 Marca.

Rozmowa z KATARZYNĄ BRATKOWSKĄ z**Porozumienia Kobiet 8 Marca.

<!** Image 2 align=none alt="Image 187164" >Pępowina łącząca Sejm z Kościołem została podczas ostatniej Manify symbolicznie przecięta, ale prawdziwe więzy pozostały nietknięte?

Mamy nadzieję, że to, co robimy będzie miało wpływ na realia, jeżeli nie od razu, to później. Działalność Manify polega przede wszystkim na krytyce. Ponieważ nie możemy zmieniać praw czy relacji między państwem a Kościołem, więc musimy uciekać się do przemawiających do wyobraźni symbolicznych gestów. Takich jak przecięcie pępowiny łączącej Sejm z Kościołem.

„Kto atakuje Kościół, ten atakuje Polskę” - te słowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego świadczą, że przynajmniej część posłów chce utrzymania dominującej pozycji Kościoła w życiu publicznym...

Wielu posłów mówi o tym otwarcie. To nie jest w porządku, bo w parlamencie powinni oni przede wszystkim kierować się dobrem obywateli, którzy wybrali ich do Sejmu, a nie bronić interesu gigantycznej, bogatej i niedemokratycznej instytucji, jaką jest Kościół katolicki. Mający feudalną strukturę Kościół ma ogromny wpływ na kształt naszego ustawodawstwa. Politycy zapominają, że konstytucja zakłada rozdział państwa od Kościoła. Nie jest prawdą, że Manifa atakuje Kościół jako taki, co nam się zarzuca, my mówimy tylko o relacjach między państwem a Kościołem, które nam się nie podobają. Politycy chcą utrzymać wzajemne zależności również dlatego, że poparcie Episkopatu ma symulować poparcie społeczne. Bo skoro większość Polaków to katolicy, to poseł będący katolikiem i reprezentujący interesy Kościoła, jednocześnie występuje w imieniu większości. W istocie nawet wielu wyborców PiS ma inne zdanie o tym i np. oczekuje wprowadzenia bezpośredniego opodatkowania się na Kościół oraz związanego z tym dostępu do darmowych chrztów, ślubów czy pogrzebów.

Rządowy projekt likwidacji Funduszu Kościelnego i wprowadzenia dobrowolnego odpisu 0,3 proc. podatku, to krok w dobrym kierunku?

Najważniejsze jest ustalenie zasad, na których państwo i Kościół mają współdziałać. Nie chodzi tylko o kwoty, choć oczywiście dla budżetu będzie lepiej, jeżeli będzie z niego wyciekało mniej pieniędzy dla Kościoła niż obecnie. Ale dane dotyczące wielkości dotacji państwowych, które według komisji Episkopatu otrzymuje co roku Kościół, są zafałszowane. Przykładem są koszty nauki religii. Kościół mówi o ponad 300 mln zł, podczas gdy tyle kosztują tylko etaty księży, a tak naprawdę koszty prowadzenia katechezy w szkołach wynoszą grubo ponad miliard zł rocznie. Nie policzono bowiem wydatków na pensje katechetów, kosztów utrzymania sal, itp.

<!** reklama>Jak odbiera Pani ostrą reakcję hierarchów na zapowiedź likwidacji Funduszu Kościelnego?

Nic w tym dziwnego, że Kościół będzie bronił swoich interesów, bo działa jak gigantyczna korporacja, która różni się od innych tym, że stoi za nią - zdaniem kościelnych urzędników, siła metafizyczna. Większym problemem jest to, czy politycy jeszcze raz ulegną temu szantażowi. Takie obawy są uzasadnione, bo od dawna żyjemy w rzeczywistości, w której wystarczy, że któryś z dostojników kościelnych kichnie, a politycy natychmiast im się podporządkowują.

Może Kościół boi się, że nie wszyscy zechcą odpisać dla niego 0,3 proc., co zweryfikuje liczbę wiernych?

Kościół boi się przede wszystkim tego, że przejście na finansowanie z odpisu podatkowego będzie oznaczało realnie mniejszą kwotę od tej, którą otrzymuje obecnie. Może się również okazać, że tych 95 proc. katolików, na których zawsze się powołuje, to w sporej części po prostu ludzie, którzy zwyczajowo zostali ochrzczeni, a w rzeczywistości nie czują się członkami Kościoła. Znam wiele takich osób, sama też do nich należę.

Hierarchowie przekonują, że państwo nie oddało jeszcze całego majątku, które przejęło za PRL...

No tak, za PRL czy za króla Ćwieczka, bliżej tego nie wiadomo. W Polsce zwroty majątków miały wynosić 30 proc. ich wartości, tak to przewidywała ustawa reprywatyzacyjna. W istocie częścią tego, co Kościół otrzymuje w zamian za zagrabione mu mienie, są nieruchomości, które zostały zniszczone w czasie II wojny światowej, a potem wspólnymi siłami odbudowane. Stanowią one więc własność społeczną, a nie kościelną. Można też się zastanawiać, czy rzeczywiście w każdym przypadku można mówić o bezprawiu. Moim zdaniem, uspołecznienie części tego gigantycznego majątku Kościoła, żeby służył on zwykłym ludziom, nie było niczym złym. Z jednej strony Kościół chce działać jak korporacja na zasadach wolnorynkowych i żąda zwrotu majątków, powołując się na święte prawo własności, natomiast z drugiej domaga się dofinansowywania przez budżet biedniejszych parafii, remontów dachów czy Funduszu Kościelnego. Kościół nie może się zdecydować, w jakiej rzeczywistości chce funkcjonować. Gdyby to był ustrój wolnorynkowy, to niech przyjmą konsekwencje: instytucja, która nie jest w stanie sama się utrzymać, nie ma racji bytu.

Dlaczego w tym roku na celowniku Manify znalazła się właśnie walka o świeckie państwo?

Krytycy zarzucali nam, że zajmujemy się stosunkami między państwem a Kościołem zamiast problemami kobiet. Nie dość jednak, że przeważnie nie pofatygowali się na Manifę, to nawet nie przeczytali gazetki manifowej, w której napisano, czym się zajmujemy. Była więc mowa m.in. o braku przedszkoli i żłobków, prawie do aborcji i o emeryturach. Relacje państwo-Kościół są kolejnym aspektem rzeczywistości, który krytykujemy, i to nie tylko z powodów pryncypialnych - chodzi o to, jak one wpływają na ekonomię i prawa kobiet, nie o prymitywny antyklerykalizm. To dziwne, że na skutek kryzysu zamyka się około 2 tysięcy szkół i przedszkoli, a jednocześnie sumę, która mogłaby uratować te placówki, przeznacza się na naukę religii w szkołach. Ten przykład najlepiej pokazuje, skąd bierze się nasza krytyka relacji między państwem a Kościołem. Ale są też kwestie czysto prawne: chcemy, żeby Polki, tak jak Niemki, Francuzki czy Hiszpanki, jak większość kobiet na świecie, miały prawo do decydowania o swojej płodności, o przerywaniu ciąży, miały dostęp do in vitro; żeby żyły w państwie, w którym walczy się z przemocą i prowadzi edukację seksualną. U nas tego wszystkiego nie ma przede wszystkim z powodu zbyt dużego wpływu Kościoła na życie publiczne.

„Etaty dla kobiet, nie dla księży” - religia powinna zniknąć ze szkół?

Dla nas jest jasne, że religii nie powinno uczyć się w szkołach. Z różnych badań opinii publicznej wynika, że większość Polaków jest wprawdzie za religią w szkołach, ale jednocześnie chciałaby, żeby była to jakaś forma religioznawstwa. Ludzie bowiem chcą, żeby ich dzieci coś wiedziały o kulturze chrześcijańskiej. Ja uczę polskiego, ale dla mnie jest oczywiste, że np. Biblia jest częścią tej kultury i trzeba ją znać. Ale czymś innym jest religioznawstwo, w ramach którego przekazuje się konkretną wiedzę, a czymś innym katecheza, która polega na wspólnych modlitwach, oglądaniu „Niemego krzyku” i „Quo vadis” albo robieniu rysunków. To, że w szkołach w państwie świeckim uczy się jednej, wybranej religii jest nie tylko sprzeczne z konstytucją, lecz również jest to czas edukacyjnie zmarnowany, ponieważ katecheza jest prowadzona na żenująco niskim poziomie. Kolejnym naruszeniem zasady rozdziału państwa od Kościoła jest wliczanie oceny z religii do średniej.

Nie żałuje Pani, że Manifa skrytykowała organizację Euro w Polsce, przysparzając sobie wrogów?

Nie, to oburzyło głównie tych, którzy nie do końca nas wysłuchali. Myśmy przecież nie mówiły, że piłka nożna jest zła i należy zabronić w nią grać, tylko o racjonalności wydawania pieniędzy. Ciągle słyszymy, że z powodu kryzysu na wszystko brakuje pieniędzy, że budżetu nie da się rozciągnąć, a tu nagle taka rozrzutność i wydaje się lekką ręką 80-90 mld zł na organizację Euro. Mamy więc podstawy sądzić, że coś nie jest w porządku. Podobnie myśli w gruncie rzeczy wielu obywateli. Ponieważ Manifa nie jest partią polityczną i z żadną partią nie współpracuje, a do Sejmu nie zamierzamy kandydować, dlatego możemy sobie pozwolić na racjonalną krytykę, która nawet jeśli nie przysporzy nam zwolenników, to przynajmniej da ludziom do myślenia. A na tym nam bardziej zależy niż na robieniu sobie PR.

 

Teczka osobowa

Polonistka, feministka, organizatorka Manif

 

  • Katarzyna Bratkowska (1972 r.) jest działaczką ruchów kobiecych i lewicowych, feministką i krytyczką literacką, współorganizatorką Manif i wielu wieców. Jest jedną z założycielek Porozumienia Kobiet 8 Marca. Działa na rzecz przywrócenia prawa do legalnej aborcji w Polsce.
  • Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim oraz Szkoły Nauk Społecznych PAN. Doktorantka prof. Marii Janion i prof. Krystyny Kłosińskiej. Wykładała na gender studies UW (tematyka tożsamości płci w kulturze, życiu społecznym i politycznym), a obecnie w Wyższej Szkole Dziennikarstwa. Córka znanego dziennikarza Stefana Bratkowskiego.
  • Hobby: - Nie mam na to czasu, jestem jednak w tej szczęśliwej sytuacji, że to, co robię zawodowo, jest jednocześnie moim hobby - mówi Katarzyna Bratkowska...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska