Zobacz wideo: Jak żyło się sto lat temu w Toruniu?
Pani Anna z ul. Łąkowej jest mamą dwójki dzieci w wieku szkolnym. Wiktor chodzi do siódmej klasy, a jego siostra Michalina do czwartej. Każde z rodzeństwa posiada własny laptop i na szczęście – własny pokój. Mimo to pani Anna marzy, by jej dzieci wróciły do szkoły. Martwi się szczególnie o postępy edukacyjne Wiktora, bo docierają do niej niepokojące sygnały od wychowawczyni.
Polecamy
- Prawie dwa miliony złotych dla ojca Rydzyka z ministerstwa kultury! Na co tym razem?
- Jak mógłby wyglądać Belweder w Toruniu? Zobacz wizualizacje!
- Stracimy dziesiątki miliardów? Fundusz Odbudowy dla wszystkich poza Polską i Węgrami?
- PIMS - nowa choroba nazywana też dziecięcym zespołem pocovidowym atakuje dzieci
- Kolejne lokale upadają w Toruniu: gdzie i jakie?
- Ogromne zmiany dla kierowców - nowe przepisy. To będzie rewolucja na drogach!
Lekcje zarówno w przypadku syna, jak i córki odbywają się w czasie rzeczywistym. Dzieciaki muszą więc być gotowe o ósmej rano. Oboje z mężem wychodzimy rano do pracy i nie możemy ich dopilnować – opowiada pani Anna. - Córka jest bardzo pilna, więc wiem, że wstaje na lekcje. Z synem bywa inaczej – potrafi rano zgłosić swoją obecność, a potem dalej położyć się do łóżka. Kiedy jest wywoływany do odpowiedzi, to udaje, że ma problemy z internetem.
Ambicje i absurdy w sieci
Zdalne nauczanie jest koszmarem także dla Iwony, pracującej z domu urzędniczki i mamy ucznia pierwszej klasy jednego z toruńskich liceów.
- Syn jest bardzo ambitny i strasznie przeżywa wszelkie porażki, a tych przy nauce przez internet nie brakuje. Ostatnio dostał jedynkę z matematyki, bo przesłał nauczycielce zdjęcie kartkówki, które w jej komputerze było nieczytelne. Test z historii pisał mając pięć sekund na odpowiedź. Przecież w tak krótkim czasie ciężko nawet przeczytać pytanie ze zrozumieniem – opowiada pani Iwona.
Praca na odległość to także wiele absurdów. Jak chociażby nauka pływania na kanapie, o której opowiadał nam jeden z Czytelników. Dzieci miały położyć się na jej brzegu, ruszać rękami i nogami jakby były w basenie.
- Od początku zdalnego nauczania nie pamiętam ani jednej normalnej lekcji geografii. Pani ma psa, który wciąż szczeka, a jej samej przez to nie słychać. Nawet jak zamknie go w innym pokoju, to i tak słychać ten psi jazgot - mówi nam Marysia, ósmoklasistka z jednej z toruńskich podstawówek.
Pan Sławomir, ojciec 9-letniego Bartka narzeka na nadgorliwość wychowawczyni swojego syna. Szczególnie jeśli chodzi o prace plastyczne, które trzeba wykonać, obfotografować i wysłać.
Czego ja już nie robiłem - pyta z sarkazmem w głosie. - Była makieta osiedla, wazon z butelki po napoju, wyszywana zakładka do książki i zoo z plasteliny. Teraz robimy bombkę ze styropianu i cekinów.
Najtrudniej sprawdzać wiedzę
Grzegorz Bortnowski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 8 na toruńskim Rubinkowie, znany ze swojego nowoczesnego i innowacyjnego podejścia do edukacji, zdalne nauczanie w czasach pandemii uważa za sukces. Jego zdania nie zmienia nawet świadomość poważnych trudności, którym czoła na co dzień stawiać muszą nauczyciele, uczniowie i rodzice.
- Edukacja jest bardzo ważna, ale są od niej rzeczy ważniejsze jak zdrowie czy życie. Musimy dostosować się do nowych realiów, bo innej drogi nie ma. Ja zrobiłem wszystko, by dać moim nauczycielom odpowiednie narzędzia do pracy zdalnej, a oni po prostu wykonują swoją robotę najlepiej jak potrafią. Oczywiście wielu z nich pracuje więcej niż to było w trybie stacjonarnym, ale to samo dotyczy uczniów – mówi Grzegorz Bortnowski.
Kilka dni temu dyrektor miał zdalne spotkanie z nauczycielami – szefami grup przedmiotowych w swojej szkole. Jak się okazuje, najmniej problemów jest na etapie edukacji wczesnoszkolnej, wśród najmłodszych dzieci, które z niesłabnącym zaangażowaniem, a wręcz entuzjazmem podchodzą do nauki. Gorzej jest w starszych klasach, gdzie znacznie trudniej zainteresować ucznia omawianymi zagadnieniami.
Nauczyciele bardzo solidnie przygotowują się do lekcji online, wyszukują materiały, które przyciągną uwagę uczniów. Z tym jednak bywa różnie. Czasem kamerki skierowane są na sufit, a mikrofony wyłączone – opowiada Grzegorz Bortnowski. - W takich sytuacjach zawsze kontaktujemy się z rodzicami i zgłaszamy im problem.
Zdaniem dyrektora, najtrudniejszą rzeczą w zdalnym nauczaniu jest z uczciwym egzekwowaniem wiedzy i ocenianiem.
- Nie możemy sprawdzić, czy gdzieś tam za monitorem uczeń nie ma otwartego podręcznika albo zeszytu. Nie jesteśmy też w stanie wykluczyć, że ktoś mu podczas sprawdzianu nie pomaga na przykład przez telefon – dodaje Bortnowski.