Proces Grażyny N. zmierza już do końca. W Sądzie Rejonowym w Toruniu zeznawali dziś ostatni świadkowie: dwaj pasażerowie, starszy mistrz oddziału tramwajowego MZK Janusz R. oraz kierownik tego działu - Paweł B.
Przypomnijmy, że do wypadku doszło 3 listopada 2016 roku, po godzinie 15.00, za basenem elanowskim. Przy ul. Kościuszki stał - z awarią - tramwaj typu Swing. W niego uderzyła motornicza Grażyna N., kierująca starym typem tramwaju linii nr 3. W jej pojazd natomiast - trzeci tramwaj. W efekcie wypadku do toruńskich szpitali trafiło 19 pasażerów. Szczęśliwie, w większości nie odnieśli poważnych obrażeń. Przynajmniej nikt z pokrzywdzonych nie został kaleką. Niewątpliwie przeżyli oni jednak koszmarne chwile, które pamiętają do dziś.
Prokuratura Rejonowa Toruń Centrum Zachód w Toruniu winą za wypadek obarczyła 38-letnią Grażynę N. Oskarżyła ją o nieumyślne spowodowanie wypadku i narażenie pasażerów. Doszła do przekonania, że ich życie było zagrożone. A motornicza - nie zachowała należytej ostrożności prowadząc tramwaj. Za czyn ten grozi do 5 lat więzienia.
- Często jeżdżę tramwajami i wiem, jak motorniczy potrafią szybko jeździć. Ta motornicza jechała spokojnie, płynnie, nie szarpała. Po wypadku wzywała pogotowie i pomagała pasażerom - zeznał dziś pan Bogumił, który jechał 3 listopada "trójką". - Nie rozumiem, dlaczego "nasza motornicza" nie dostała wcześniej przez papugę (wewnętrzny kanał komunikacji w MZK) informacji o tym, że tramwaj przed nią ma awarię. Mam też pretensje do MZK, że jego przedstawiciele nie przyjechali do szpitali, żeby odwiedzić pokrzywdzonych pasażerów.
Zobacz: Kolejne potrącenie przy Kaszowniku [ZDJĘCIA]
Tamtego listopadowego dnia warunki pogodowe były fatalne. Co do tego nie mają wątpliwości także kierownicy MZK. - W listopadzie na ogół jest źle. Mżawka i spadające na tory liście dają w efekcie maź, przez którą jest bardzo ślisko. W miejscu, w którym doszło do wypadku, było szczególnie źle, bo tam zawsze spada dużo liści - zeznał dziś Janusz R., starszy mistrz w oddziale tramwajowym MZK.
Grażyna N. w rozmowie z "Nowościami" zapewniała dziś, że feralnego dnia robiła wszystko, by skutecznie wyhamować. - Na pewno nie jechałam z nadmierną szybkością. Gdy zauważyłam Swinga przed sobą najpierw uruchomiłam hamowanie pierwszego stopnia (hamulce elektrodynamiczne-przyp.red.), potem drugiego stopnia (hamulce szynowe-przyp.red.). Potem, widząc że tramwaj wciąż nie hamuje, spanikowałam i wrzuciłam nawrotnicę - tłumaczyła.
Polecamy: Magda Gessler w Przysieku [ZDJĘCIA]
Czy motornicza popełniła błąd przy hamowaniu? Z dzisiejszych zeznań starszego mistrza wynika, że tzw. nawrotnika hamując nie należy używać, bo niweczy to proces zatrzymywania pojazdu. - Generalnie, przy śliskich torach bardzo ważne jest doświadczenie motorniczego - podkreślał dziś w sądzie starszy mistrz.
Dodajmy, że Grażyna N. przepracowała w MZK w Toruniu, w ramach dwóch umów, około 4 lat.
Jak jest linia obrony Grażyny N.? Czy tramwaj nr 3, który prowadziła, był sprawny technicznie? Jak ułożyło się życie 38-latki po wypadku? Dlaczego oskarżono tylko ją? O tym szeroko we wtorkowym wydaniu "Nowości".
Zobacz także:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?