Milczenie sojusznika

<!** Image 1 align=left alt="Image 16226" >Jeden z Czytelników naszej gazety zadał sobie trud i przeanalizował listę nadawców depesz kondolencyjnych w związku z tragedią w Chorzowie. W morzu listów, wyrażających współczucie, chęć pomocy i wyrazów solidarności nie znalazł się żaden oficjalny z USA. Nie ma wśród nadawców prezydenta Busha, podobno jednego z naszych największych sojuszników i, jak oficjalnie utrzymywano, przyjaciół.

Nie pierwsza to i zapewne nie ostatnia gafa Waszyngtonu. Wypada mieć nadzieję, że to istotnie gafa lub przeoczenie. Przemawia za tym fakt, że prezydent Bush i jego otoczenie wielokrotnie podejrzewani byli o mylenie Austrii z Australią, Litwy z Łotwą, a w sferze sztuki ikony z ikebaną. Gafy takie jak pomylenie króla Hiszpanii z premierem tego kraju lub tytułowanie Aleksandra Kwaśniewskiego premierem można prezydentowi mocarstwa wybaczyć i zrzucić na karb nieprzywiązywania wagi do detali oraz amerykańskiego luzu w podejściu do mniejszej i starszej od USA Europy. Pół biedy więc, jeśli kondolencyjna depesza wylądowała na biurku premiera Macedonii czy Serbii, o czym, niestety i jak na razie, zdumieni przywódcy tych krajów nas nie poinformowali.

Gorzej, jeśli Waszyngton uznał, że to, co się w Polsce stało, zupełnie nie zasługuje na uwagę, a to też jeden z możliwych wariantów. Milczenie sojusznika mocno kontrastuje z postawą przywódców państw europejskich, nie wspominając o niezwykle eleganckiej postawie prezydenta Putina, którym, przynajmniej w niektórych polskich rodzinach, zaczęto straszyć niegrzeczne dzieci. Amerykański nietakt w stosunku do Polski, a także wobec wielu Polaków, mieszkających w USA, to jeszcze jeden z dowodów na to, że po raz kolejny, zakochaliśmy się bez wzajemności. A tu, tymczasem, walentynki za pasem.