MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na końcu świata, czyli tam, gdzie cała wioska zrzuca się na studenta

Grzegorz Kończewski
Prof. Mirosław Majewski w towarzystwie mam papu-ańskich studentów.
Prof. Mirosław Majewski w towarzystwie mam papu-ańskich studentów. Archiwum M. Majewskiego
Uczyć matematyki młodych ludzi, którzy dopiero co wyszli z dżungli i jako pierwsze pokolenie w rodzinie nauczyli się pisać i czytać? Prof. Mirosław Majewski przyznaje, że lata spędzone w Papui-Nowej Gwinei głęboko zapadły mu w pamięć.

Jestem trochę takim cyganem, który w każdym zakątku świata szybko poczuje się jak u siebie, ale też za długo w jednym miejscu nie wytrzyma - przyznaje mieszkający w podtoruńskiej Złotorii Mirosław Majewski, matematyk, emerytowany profesor New York Institute of Technology, który z powodzeniem mógłby wskazywać drogę turystom w Istambule, Tunisie, Ałma Acie, Abu Dhabi czy Makau. Najczęściej jednak wspomina siedmioletni pobyt w Papui--Nowej Gwinei.

Kaddafi odmawia

Te marzenia o egzotycznych krajach zawsze siedziały w nim głęboko, czekając na dogodny moment. Jako student matematyki (pasjonat geometrii) na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika Mirosław Majewski starał się co roku zaliczać egzaminy przed czasem. Gdy koledzy przystępowali do sesji, on wędrował już z plecakiem po górach. W październiku zaś na zajęciach stawiał się jako ostatni - prosto z wakacyjnych wędrówek.

Po studiach rozpoczął pracę na UMK, zrobił doktorat (z pogranicza mechaniki kwantowej, logiki i geometrii), ale nie zarzucił myśli o wyjeździe w daleki świat. Kontrakt z uniwersytetem w Etiopii miał w zasadzie dograny, ale wyjazd opóźnił jakiś drobiazg. Na szczęście, bo akurat w tym afrykańskim kraju wybuchła wojna… Nie udało się też wyjechać do Sebhy, miasta w południowo-zachodniej Libii, do którego ze względów bezpieczeństwa libijski dyktator Muamar Kaddafi przeniósł z Trypolisu cały rząd.

- Musiałem być jakiś trefny, bo nie dostałem wizy - uważa dziś prof. Majewski. - Nie było nawet oficjalnej odpowiedzi, choć tamtejszy uniwersytet rządowy bardzo zabiegał o mój przyjazd.

Pięć metrów wody

Możliwość, która pojawiła się w 1992 roku, zdecydowanie przebijała poprzednie. To była egzotyka w najszczerszym wydaniu, na dodatek za niezłe pieniądze. Uniwersytet Techniczny Papui-Nowej Gwinei w Lae nad Morzem Salomona w Melanezji szukał matematyka, a zarazem informatyka, który pomógłby utworzyć wydział informatyki. Chętnych były tłumy, ale ostatecznie wybrano toruńskiego naukowca. Koledzy odradzali („dziki, niebezpieczny kraj, pełen ludożerców”), ale Mirosław Majewski był zdecydowany. W dwa miesiące załatwił formalności i spakował dwóch synów - uczniów podstawówki (żona wraz z czworgiem pozostałych dzieci została w Polsce). Pod koniec czerwca zameldowali się w Lae.

- Na kilka nocy zakwaterowano nas w hotelu - wspomina prof. Mirosław Majewski. - Okazało się, że trafiliśmy na porę deszczową, a tamtejszy roczny opad to aż 5 metrów deszczu, podczas gdy w Polsce jest to zaledwie ok. 30 centymetrów. No i padało, a właściwie lało tak niemiłosiernie, że kampus uniwersytecki był zalany. Budynkom - także temu, w którym mieliśmy zamieszkać - nic się nie stało, bo wszystkie zbudowano na palach. Gospodarze woleli jednak poczekać z zakwaterowaniem, aż zejdzie woda. Po prostu obawiali się, że się przestraszę, zrezygnuję i wyjadę. Zupełnie niepotrzebnie.

Gdy już wyszło słońce, okazało się, że kampus to jeden wielki ogród pełen kolorowych kwiatów i ptaków, a z pięknego domu z jednej strony roztacza się widok na góry, z drugiej zaś można poczuć powiew wiatru od czystego i ciepłego morza Salomona. Jak w bajce.

Z książkami na podłodze

Zupełnie inaczej niż w Polsce wyglądały też prowadzone w języku angielskim zajęcia ze studentami m.in. mechaniki, energetyki, architektury i górnictwa, których Mirosław Majewski wprowadzał w tajniki matematyki technicznej. Najczęściej ci młodzi ludzie stanowili pierwsze pokolenie w rodzinie, które wyszło z dżungli i w misjonarskich szkołach nauczyło się czytać i pisać. Rozpoczęcie studiów było dla nich niesamowitym wyróżnieniem, ale i wyzwaniem. Nie było mowy, żeby ich traktować podobnie jak polskich studentów - tak po prostu skończyć wykład i wyjść z sali.

- Rozmawiałem z nimi nie jak ze studentami czy uczniami, ale jak z własnymi dziećmi. I to działało - mówi prof. Majewski. - Przez matematykę prowadziłem ich za rękę, jak ojciec swoje pociechy przez rwącą rzekę. Z książkami w rękach siadaliśmy na podłodze i dyskutowaliśmy o równaniach. Interesowali się wszystkim, mieli bardzo otwarte umysły i w końcu chwytali mechanizmy matematyczne. To było niesamowite doświadczenie.

Żaglówką na uczelnię

Dyskusje toczyły się również po zajęciach, a ich tematy wykraczały poza matematykę. Mirosław Majewski przyznaje, że starał się jak najwięcej dowiedzieć o Papui-Nowej Gwinei i mieszkańcach tego niezwykłego, górzystego, otoczonego tysiącami wysp kraju. Kraju, w którym każda wioska stanowiła oddzielny naród plemienny i jeszcze całkiem niedawno nie była w stanie porozumieć się z najbliższymi sąsiadami, bo używano ok. 600 lokalnych języków!

Studenci bardzo różnili się też wyglądem. Rośli mieszkańcy gór wyglądali zupełnie inaczej niż smukli wyspiarze, o uchodzących za najczarniejszych ludzi świata mieszkańcach Bouganville nie wspominając. To podczas jednej z takich dyskusji padło pytanie o to, skąd kto pochodzi. Dziewczyna o ciemnej cerze i czarnych kręconych włosach zaczęła opowiadać, że przyjechała z jednej z odległych wysp. A jak dotarła na uniwersytet? Łodzią żaglową, z bratem. Płynęli przez dwa dni i dwie noce, po czym brat samotnie pożeglował do domu.

- I wtedy zapytałem: „Ile lat ma brat?” - wspomina prof. Majewski. - „Siedem” - spokojnie odpowiedziała dziewczyna. Byłem w szoku. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę, w jak innym świecie się znalazłem.

Gwarancja dobrej posady

Wielkie wrażenie robiły również odbywające się zawsze na przełomie listopada i grudnia uroczystości związane z zakończeniem uniwersyteckiej nauki. Do studentów zjeżdżały nie tylko rodziny, nieraz bywało, że na starą ciężarówkę pakowała się cała licząca kilkadziesiąt osób wioska. Wszyscy, oczywiście, obowiązkowo ubrani w tradycyjne stroje. Wyspiarze w kolorowych, kwiaciastych szatach, kobiety z północnego wybrzeża odziane tylko w przepaski (golizna wciąż nikogo tam nie razi) i ozdobione muszlami i kolorowymi piórami. Na kampusie robiło się niezwykle barwnie i głośno, nie mogło bowiem zabraknąć bębnów, tańców i śpiewów.

Ta ogromna radość i duma były w pełni uzasadnione. Zdobycie uniwersyteckiego dyplomu, od ręki gwarantującego dobrze płatną pracę na przykład w kopalni czy rafinerii, można porównać do objęcia wysokiego stanowiska rządowego w którymś z krajów europejskich. Mieszkańcy wioski, którzy często składali się na edukację jednego młodego człowieka, mogli być pewni, że w przyszłości to on będzie pomagał i ich wspierał. W tym odległym kraju to zupełnie naturalne, choć wielu Europejczykom wciąż trudno w to uwierzyć…

Zaproszenie z Abu Dhabi

Mirosław Majewski przyznaje, że bajkowe życie w Papui-Nowej Gwinei mógł prowadzić jeszcze przez wiele lat. I ta pokusa była ogromna, znów jednak dała o sobie znać jego niespokojna natura. Najpierw skorzystał z zaproszenia do Makau, dawnej kolonii portugalskiej niedaleko Hongkongu, gdzie przez trzy lata współtworzył uniwersytecki wydział informatyki i poznawał kulturę Chin. Później zaś przeniósł się na kampus elitarnej uczelni arabskiej Zayed University, a po kilku latach do New York Institute of Technology w Abu Dhabi w Zjedoczonych Emiratach Arabskich. Tam znów pochłonęły go informatyka, geometria oraz sztuka islamu. Ale to już temat na całkiem inną opowieść.

***

Geometria w architekturze i sztuce

Prof. Mirosław Majewski jest absolwentem matematyki na UMK. Pracę naukową i dydaktyczną rozpoczął na macierzystej uczelni, jednak przez ponad 20 lat związany był z kilkoma uniwersytetami w różnych zakątkach świata. Mówi o sobie, że jest człowiekiem pogranicza. Uważa się nie tylko za matematyka specjalizującego się w geometrii, bardzo interesuje go także zastosowanie geometrii w architekturze i sztuce. Właśnie tych zagadnień dotyczą jego ważne publikacje, m.in. „Islamic Geomet-ric Ornaments in Istam-bul” oraz „Szkice o geometrii i sztuce: między Wschodem i Zachodem”. Prof. Majewski jest także informatykiem i programistą, grafikiem komputerowym, specjalistą od składu komputerowego (sam przygotowuje do wydania swoje książki) oraz wielkim miłośnikiem ogrodów. W 2013 jako emerytowany profesor New York Institute od Technolo-gy wrócił do swojego domu w Złotorii koło Torunia. Tu redaguje czasopismo dla nauczycieli „Matematyka”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Na końcu świata, czyli tam, gdzie cała wioska zrzuca się na studenta - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska