Nietypowe interwencje strażaków w Toruniu

- Z tym dronami to wyraźnie nowy trend – przyznaje brygadier Andrzej Seroczyński z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Toruniu, wspominając niedawną akcję na ulicy PCK w Toruniu. - Tak naprawdę to właściciel sam powinien go ściągać. Istniało jednak realne zagrożenie, bo dron mógł w każdej chwili spaść na jakiegoś przechodnia. No to pojechaliśmy.

Kto widział grzybiarza?
W tego typu akcjach toruńscy strażacy mają duże doświadczenie. Nieraz już zdejmowali z drzew koty, a także uwalniali ptaki uwięzione w kominach i przewodach wentylacyjnych. Na porządku dziennym są też telefony od ludzi, którzy obawiają się os i szerszeni.

- Takich zgłoszeń jest coraz więcej, w tym roku było ich już ok. 250. Co dziesiąty nasz wyjazd dotyczy os albo szerszeni – mówi Andrzej Seroczyński. - Najgorsze jest to, że w wielu przypadkach na miejscu nie ma osoby, która dzwoniła, a nikt inny nie jest w stanie konkretnie wskazać miejsca, w którym znajduje się gniazdo.

Polecamy: Toruń na archiwalnych zdjęciach

Sezonowych akcji jest więcej, jak choćby ta całkiem niedawna, dotycząca poszukiwań grzybiarza, który zgubił się w lesie w okolicach Złejwsi Wielkiej. Strażacy w poszukiwaniach wspierali policjantów i na szczęście wszystko zakończyło się szczęśliwie. Mężczyzna odnalazł się już po zapadnięciu zmroku, a – jak zaznacza bryg. Seroczyński – właściwą drogę wskazały mu migające światła na samochodach służb ratowniczych.

ZOBACZ KONIECZNIE

Czytaj dalej - kliknij poniżej:

Bo drzwi się zablokowały
Ale strażacy muszą wykazywać się też innymi umiejętnościami. Ratowników z Chełmży wezwała kobieta, która ze spuchniętego palca nie mogła zdjąć pierścionka. Zawiodły wszystkie domowe sposoby i sytuacja robiła się coraz bardziej dramatyczna. Strażacy, pożyczywszy wcześniej ze szpitala odpowiedni sprzęt, uwolnili chełmżankę z kłopotliwej biżuterii.

**SPRAWDŹ SIĘ!

Rozumiesz gwarę uczniów? QUIZ**

- W awaryjnych sytuacjach wchodzimy też do mieszkań, najczęściej przez okno albo balkon – dodaje Andrzej Seroczyński. - Dlaczego? Bo mama na chwilę zostawiła dziecko, które w jakiś sposób zablokowało drzwi i nie można ich było otworzyć; bo od dłuższego czasu nie ma kontaktu lokatorem w starszym wieku; bo pies przeraźliwie wyje, a właściciele nie odbierają telefonu; bo ktoś wyszedł, a w mieszkaniu zostawił mięso na kuchence i sąsiedzi poczuli spaleniznę...

Wraz z rozpoczęciem sezonu grzewczego toruńscy ratownicy spodziewają się serii wezwań od posiadaczy czujników, które wykrycie dymu lub tlenku węgla sygnalizują alarmem dźwiękowym. Tyle tylko, że nie wszyscy użytkownicy czytają instrukcję obsługi tych urządzeń. Nie wiedzą więc, że charakterystyczne „pikanie” wskazuje nie na zagrożenie, a na konieczność wymiany baterii. Odruchowo zatem dzwonią po straż pożarną. - A my przyjeżdżamy i tłumaczymy – dodaje Andrzej Seroczyński. - Nie, nie, baterii nie wymieniamy.

Polecamy: Akcja WORD, UMT, MZD - bezpieczeństwo pieszych

NowosciTorun