O co chodzi w zgrzytach w rządzącym Toruniem układzie politycznym?

<!** Image 3 align=none alt="Image 211632" sub="Co dalej z koalicją - wydają się zastanawiać radni PiS (od lewej): Michał Jakubaszek, Zbigniew Ernest i Jacek Kowalski
FOT.: Adam Zakrzewski">

Coraz głośniej słychać trzaski we wspomagającej prezydenta Zaleskiego w Radzie Miasta koalicji Czas Gospodarzy-SLD-PiS. Ten ostatni klub po raz drugi w ostatnim czasie nie przyszedł na koalicyjne spotkanie.

Na poziomie rządu i Sejmu stała koalicja z udziałem PiS i SLD jest niewyobrażalna. W Toruniu spaja te partie bliskość poglądów PiS i prezydenta Zaleskiego, jego chęć zapewnienia sobie większości w Radzie Miasta i wieloletnia przyjaźń z Marianem Frąckiewiczem, którego SLD dostał szanse przeżycia.<!** reklama>

Zgrzyty w koalicji słychać coraz wyraźniej po niedawnym minięciu półmetka obecnej kadencji samorządu. Radni PiS nie przychodzą na spotkania koalicyjne. Odbywają się zawsze na tydzień przed sesją Rady Miasta. Doszło do niego w ubiegłym tygodniu. Znów bez udziału PiS-u.

W innej formule

- To wewnętrzna sprawa - twierdzi Michał Jakubaszek, szef klubu PiS. - Takie trzeba wyjaśniać we własnym gronie.

- Klub PiS zasygnalizował, że nie będzie się spotykał w takiej formule - mówi Andrzej Jasiński z prezydenckiego klubu CG. - Podobno chce się spotykać tylko z prezydentem.

Ujawnia się coraz bardziej różnica poglądów wewnątrz egzotycznej koalicji. Zaczyna się już w klubie CG. Są w nim ludzie bliscy PiS - Danuta Zając czy Aleksander Rojewski. Inni: Sławomir Kruszkowski (podpadł PiS-owi krytyką podziału dotacji na renowację zabytków, które mają wspierać przede wszystkim kościół), Jarosław Beszczyński czy Andrzej Jasiński w kwestiach „pozatoruńskich” bliżsi są PO (w Radzie Miasta tak przez nich krytykowanej) czy nawet Ruchowi Palikota. Niedawno pozytywnie wypowiadali się o lansowanym przez Ruch Palikota pomyśle dotacji z kasy miasta do zabiegów in vitro. Odrzucił go jednak prezydent Zaleski. Radni CG są od niego totalnie uzależnieni. Bez niego nie istnieją.

Są też krytykowane przez SLD (i denerwujące część klubu CG) PiS-owskie pomysły: budowy pomnika smoleńskiego (niezrealizowany), zdjęcia tablicy Nowickiego z alei Solidarności (zrealizowane przy wsparciu klubu PO) i zastąpienia jej tablicą ku czci Żołnierzy Wyklętych (do realizacji przy wsparciu PO i prezydenta - głosowanie w czasie sesji w najbliższy czwartek). Spierano się o transmisje sesji w internecie (wbrew temu, co pisałem niedawno, nie są przesądzone) i koszt budowy sali koncertowej na Jordankach. Wstrzymanie się PiS-u od głosu w tej ostatniej sprawie, co prawda, pozwoliło dodać pieniędzy na tę inwestycję, ale demonstracja różnicy zdań w koalicji była wyraźna.

O co chodzi?

Być może chodzi tylko o to, by prezydent Zaleski bardziej liczył się z koalicjantem. A może PiS gra na rozpad koalicji? Raczej na to, że na niecałe półtora roku przed wyborami czas zacząć się różnić. Zwłaszcza jeśli PiS miałoby wystawić swojego kandydata na prezydenta (takie ambicje ma ponoć np. Michał Jakubaszek). Gdyby wystartował jako koalicjant, prawdopodobna jego walka z Michałem Zaleskim w 2014 roku będzie jeszcze trudniejsza niż w przypadku każdego innego konkurenta i sprowadzi się do groteski.

Czy dojdzie więc do powtórki z poprzedniej kadencji toruńskiego samorządu? Wtedy tuż przed jej końcem rozpadła się koalicja prezydenta z PO i niedługo potem jej kandydat Waldemar Przybyszewski starł się w wyborach z Michałem Zaleskim. Dla przypomnienia - poległ z kretesem. Czy ta wizja może przestraszać i górę weźmie kalkulacja, że w obecnych warunkach z Michałem Zaleskim i tak nikt nie wygra?

W kuluarach Rady Miasta słychać, że każdy scenariusz jest możliwy. Każdy, oczywiście, będzie realizowany pod jakże pięknym hasłem „odpowiedzialności za Toruń”.