Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni prawdziwi rzemieślnicy

Grażyna Ostropolska
Mistrzów kowalstwa i studniarzy na palcach jednej ręki można zliczyć. Mistrzów szewskich jest w izbie rzemieślniczej dwóch. Dyplomowani ślusarze przegrywają walkę z... chińską tandetą, a ostatni prawdziwi zegarmistrze i stolarze od lat nie mają uczniów...

Mistrzów kowalstwa i studniarzy na palcach jednej ręki można zliczyć. Mistrzów szewskich jest w izbie rzemieślniczej dwóch. Dyplomowani ślusarze przegrywają walkę z... chińską tandetą, a ostatni prawdziwi zegarmistrze i stolarze od lat nie mają uczniów...

<!** Image 2 align=none alt="Image 190412" sub="Dla mistrza Bogdana Kruzela z Bydgoszczy mechanizm zegara nie ma tajemnic. Potrafi naprawić szwajcarskie cacko, ożywić antyczny zegar, uzdrowić duszę wiekowego czasomierza z kościelnej wieży. Nuży go jedynie... wymiana baterii w chińskiej tandecie, bo tam nierozbieralny mechanizm zegarka zakrywa ładna koperta. [Fot. Tymon Markowski]">Taki jest stan rzemiosła w naszym regionie. Tymczasem o polskich rzemieślników z mistrzowskim dyplomem biją się zachodni sąsiedzi i... zwyciężają.

Mistrz stolarski Bernard Popławski, rzemieślnik z dziada pradziada, nie ma wątpliwości: - Najlepsze czasy dla rzemiosła były za Gierka. Jak się nabywało maszyny, odciągano to od podatków. Kupiłem wtedy 50 urządzeń i rozwinąłem firmę - wspomina. O współczesnym polskim rzemiośle mówi tak: - Niszczy nas wadliwe prawo i zła polityka fiskalna, więc kolejne zakłady upadają. Nawet te, które istniały od wielu pokoleń.

<!** reklama>Pan Bernard nauczył stolarstwa 27 uczniów - ośmiu z nich zdobyło mistrzowskie dyplomy. - Prawie wszyscy pracują na Zachodzie, bo tam szanuje się rzemieślnika - podkreśla.

<!** Image 3 align=none alt="Image 190412" sub="Spod ręki mistrza kuśnierskiego Krzysztofa Kołkowskiego z Torunia wychodzą futrzarskie cuda. Niewielu klientów stać na prawdziwe futra, które znów są modne, więc rzemieślnik najwięcej czasu spędza na naprawach i przeróbkach. Jego zakład jest jednym z dwóch ostatnich w Toruniu. Oba na wiosnę zawieszają działalność - zdjęcie pochodzi z redakcyjnego archiwum. [Fot. Jacek Smarz]">W ubiegłym roku komisja egzaminacyjna w Kujawsko-Pomorskiej Izbie Rzemiosła i Przedsiębiorczości miała dużo roboty. Tłumnie przyjeżdżali polscy rzemieślnicy z Francji, Anglii i Niemiec.

- Po dyplomy, bo mistrzowski tytuł, nadany przez polską izbę, zapewnia im tam dwukrotnie wyższe zarobki - tłumaczy pan Bernard. Przystępujący do egzaminu na mistrza musi mieć sześć lat praktyki. Tytuł czeladnika można zdobyć po 2-3 latach. - Modne ostatnio kilkutygodniowe

hurtowe szkolenie psu na budę się zda,

bo terminowania u rzemieślnika się nim nie zastąpi. Można ustawić maszynę z podcinaczem i robić coś z płyty, ale już praca w litym drewnie wymaga wiedzy i lat praktyki.

<!** Image 4 align=none alt="Image 190412" sub="Mistrz szewski Andrzej Galiński z Tucholi na brak roboty nie narzeka. Jest też starszym miejscowego Cechu Rzemiosł Różnych. [Fot. Dariusz Bloch]">Wszystko o litym drewnie wie mistrz stolarski Kazimierz Radziszewski z Wierzchucina Królewskiego. Ze strugiem nie rozstaje się od 65 lat i - choć minął mu ósmy krzyżyk - na brak sprawności nie narzeka.

- Od zamówień trudno się opędzić - mówi. Robi dębowe schody, drzwi, rzeźbione bramy i mozaikowe parkiety do zabytkowych kamienic w całym regionie. Wystarczy obejrzeć jego dom, by dostrzec rękę mistrza z najwyższym certyfikatem. Wykonane z ciemnego dębu, czerwonej buczyny i białej osiki dywanowe podłogi, kasetonowe sufity i zdobione ściany nie mają szpar ani spękań.

<!** Image 5 align=none alt="Image 190412" sub="Zębatki od mistrza ślusarskiego Andrzeja Kozińskiego przedłużają żywot peerelowskim motorowerom [Fot. Tymon Markowski]">- Mam własny tartak i suszarnię, bo bez sezonowanego drewna musiałbym warsztat zamknąć - zapewnia pan Kazimierz. Wyszkolił setki uczniów. - Ci najlepsi wyjechali do Niemiec i świetnie tam prosperują.

I do mistrza puka wielu niemieckich klientów. - Mają w okolicy domki letniskowe i chcą w nich mieć zdrowe drewno, a nie toksyczną płytę. Coraz częściej odmawiam, bo brakuje mi dobrych pracowników, a od trzech lat nie przyjmuję uczniów - mówi.

Twierdzi, że ci, którzy przychodzili z upadłych fabryk mebli, nic o prawdziwym stolarstwie nie wiedzieli, a przez rozwydrzonych uczniów z technikum drzewnego stracił zdrowie. - „Majster wie, co nam może zrobić? Nic! My możemy na biurku narobić, a majster to musi sprzątnąć”, tak mi praktykanci powiedzieli. To ja ich w autobus zapakowałem i do szkoły kazałem wracać, bo u mnie dla takich nie ma miejsca - wspomina.

<!** Image 6 align=none alt="Image 190412" sub="Dyplomowany studniarz Kazimierz Bieliński szuka wody za pomocą różdżki [Fot. Dariusz Bloch]">Kazimierz Radziszewski miał też dość inspektorów, nadzorujących uczniowskie praktyki. - Przyjeżdża pani, maca palcem ścianę stolarni i marudzi, że osadza się na niej kurz. Każe mi postawić leżankę przed łazienką, by uczeń miał gdzie odpocząć i zabrania zatrudniać nieletniego przy cięciu płyty, bo to dla niego szkodliwe - wylicza powody, dla których zrezygnował ze szkolenia uczniów.

- Może wnuk mnie kiedyś zastąpi...

- marzy pan Kazimierz. Nadzieję, że jego rzemiosło przetrwa, stracił Krzysztof Kołkowski, 84-letni mistrz kuśnierski z Torunia. - Ani tu, ani w Bydgoszczy, ani we Włocławku nikt się kuśnierstwa nie uczy, więc już nas nie powołują do komisji egzaminacyjnej w izbie rzemieślniczej - mówi z żalem.

<!** Image 7 align=none alt="Image 190412" sub="Mistrz Kowalski Czesław Trela i jego syn Jacek postawili swoje rękodzieło, „Ławeczkę Zgody”, na rynku w Gniewkowie [Fot. Tymon Markowski]">W Toruniu zostały tylko dwa zakłady kuśnierskie: jego i Wandy Krzyżanowskiej. - Zawieszamy działalność wiosną, za to zimą trzeba się mocno narobić, by cały rok przeżyć - zwierza się pan Krzysztof. Więcej naprawia, mniej szyje. - Sporo jest przeróbek. Klientki przynoszą futra do skracania, bo teraz modne są kurtki lub inne fasony.

Kuśnierstwa uczył się od wuja, a tzw. krawiectwo ciężkie szlifował szyjąc kostiumy w teatrze. - Najlepsze dla kuśnierzy były lata 70. i 80. - wspomina. Dziś, choć na światowych pokazach mody królują futra, polskie kuśnierstwo podupada. - W naszym regionie ludzie nie mają pieniędzy na szycie okryć ze skór - uważa mistrz Kołkowski. Wyuczył rzemiosła synową, ale i ona w kuśnierstwie nie pracuje, bo się nie opłaca.

Andrzej Koziński, mistrz ślusarski z Bydgoszczy, ostatkiem sił walczy o przetrwanie.

<!** Image 8 align=none alt="Image 190418" sub="Meble wykonane przez mistrza stolarskiego Kazimierza Radziszewskiego z Wierzchucina są w cenie i cieszą. [Fot. Dariusz Bloch]">- Zabijają nas kiepskie chińskie podróbki

- mówi w imieniu rzemieślników z Cechu Rzemiosł Metalowych.

Warsztat przejął 30 lat temu po ojcu, rzemieślniku z 50-letnim stażem. Robi zębatki do produkowanych za PRL-u motorowerów: „Simson”, „Jawa”, „Romet” i sprzedaje je w całej Polsce. Kiedyś rzemieślnikom żyło się z tego nieźle. Dziś producentów zębatek zostało niewielu, a ich klienci to ludzie z chudym portfelem.

- Tylko patrzeć, jak i nas zniszczy chińska konkurencja - prognozuje mistrz Koziński i obrazuje to rozmową z hurtownikiem. - Oferuję mu swoją zębatkę: czarną, tłustą, nieładną, ale mocną, a on mówi: „Chłopie, ja daję Chińczykowi wzór, a on mi za trzy miesiące przysyła 100 kilo błyszczących zębatek po 70 groszy za sztukę, więc po co ja mam ją kupować od ciebie za 4 złote?”. Tłumaczę mu, że moja zębatka gwarantuje intensywną jazdę motorowerem przez dwa sezony, a ta chińska wystarczy na sto kilometrów, ale to nic nie daje, bo on liczy zysk - kwituje pan Andrzej.

W rzemiośle zegarmistrzowskim też ucznia nie uświadczysz. Większość klientów wymienia tu baterie w chińskiej tandecie i dziwi się, że kosztuje to prawie tyle, ile zegarek. Mistrz Bogdan Kruzel naprawia zegary antyczne i elektroniczne.

- Psują się nawet szwajcarskie - mówi. Cieszy go, że wraca moda na mechaniczne cacka. - To daje szansę na przetrwanie rzemiosła, ale jakoś nikt się do zegarmistrzostwa nie garnie i nie sięga po dyplom.

Widać, że Bogdan Kruzel kocha to, co robi. Błyszczą mu oczy, gdy opowiada o stuletnim wieżowym zegarze w bydgoskim kościele pod wezwaniem św. Wojciecha. Naprawiał go wspólnie z Joachimem Hinzem. - Trzeba było każdą tulejkę w łożyskach i każdy ząbek oczyścić z brudu i gołębich piór - wspomina mozolną naprawę ważącego trzysta kilogramów mechanizmu.

Mistrzów szewskich w naszym regionie też na palcach jednej ręki można zliczyć, choć&

z tego rzemiosła da się wyżyć.

Dowodem na to jest zakład szewski mistrza Andrzeja Galińskiego z Tucholi. Na brak klientów nie narzeka. Wręcz przeciwnie. Latem przed jego niewielkim warsztatem, zawalonym setkami obuwia, ustawiają się kolejki.

- Zdarza się, że niemieccy turyści, którzy spędzają wakacje w Borach Tucholskich, przywożą mi po 30 par butów do naprawy, bo u nich to kosztowna usługa - mówi.

Zapalił się do tego rzemiosła, gdy żona słono zapłaciła za kiepskie zszycie paska w botkach. - „Ja bym to zrobił lepiej”, powiedziałem żonie, pouczyłem się trochę szewstwa u kolegi i miesiąc później otworzyłem warsztat - wspomina. Cały czas się uczył. Musiał pokazać, co potrafi zanim Antoni i Bonifacy Gniłkowie, słynni mistrzowie szewscy, sprzedali mu swoją wiekową maszynę marki Singer i meble, których do dziś używa.

- Gumę na spody i obcasy sprowadzam z Włoch, bo polska jest za słaba. Hołduję zasadzie, że im dłużej klient chodzi na moich obcasach, tym większe mam uznanie i więcej pracy - mówi. - Dyplom mistrza zdobywałem w Słupsku, bo w całym Kujawsko-Pomorskiem nie udało się znaleźć czterech mistrzów szewskich i powołać komisji egzaminacyjnej przy izbie rzemieślniczej.

Na brak pracy nie narzeka też Kazimierz Bieliński, studniarz z Tucholi z 40-letnim stażem. - Studnie zamawiają gospodarze, bo krowy dużo piją, a woda jest droga. Wiercę je też na działkach letniskowych i przy domach z ogrodami, a zadanie mam ułatwione, bo jako jeden z nielicznych mam starego wojskowego ziła z wiertnicą - studnia jest gotowa w trzy dni - chwali się Bieliński.

Egzamin mistrzowski zdał w Kielcach, bo w regionie nie miał go kto przeprowadzić. Swój fach łączy z różdżkarstwem. - Robię różdżkę z gałązek brzozy lub bzu rosnącego w pobliżu i ona wskazuje, gdzie trzeba wiercić - dodaje.


Warto wiedzieć

Ławeczka Zgody

To dzieło Czesława Treli, mistrza kowalskiego z Gniewkowa, stoi na rynku tego miasteczka. - Godzą się tam zwaśnione pary, bo też taki był mój zamysł - ujawnia twórca ławeczki. Metalowa konstrukcja powstała w kuźni, gdzie kuje się ozdobne bramy i kościelne krzyże. Stary piec (kotlina) płonie coraz rzadziej, bo choć kowalstwo artystyczne znów jest modne, to niewielu na nie stać, a rynek zalewają chińskie podróbki. Pan Czesław prowadzi zakład kowalsko-ślusarski z synem Jackiem, którego Związek Rzemiosła Polskiego oddelegował do kontaktów z Brukselą, gdzie ma lobbować na rzecz małych i średnich firm.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska