MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podaruj sobie odrobinę luksusu albo biedy smak

Artur Szczepański
Artur Szczepański
Z turystycznego raju możesz przenieść się za kilkadziesiąt dolarów w sam środek afrykańskiej biedy, która już dawno, z braku jakiejkolwiek nadziei, przestała tu nawet piszczeć. Dominikana czy Haiti? Wybór należy do ciebie.

Z turystycznego raju możesz przenieść się za kilkadziesiąt dolarów w sam środek afrykańskiej biedy, która już dawno, z braku jakiejkolwiek nadziei, przestała tu nawet piszczeć. Dominikana czy Haiti? Wybór należy do ciebie.

<!** Image 2 align=left alt="Image 18339" >Dominikana to od niedawna miejsce wypoczynku Polaków. Sądząc po wypełnionym do ostatniego miejsca samolocie (pokonującym odległość z Warszawy do Puerta Plata w 12 bitych, nieznośnych i cholernych godzin) nasi rodacy z ochotą odkrywają to, co Kolumb odkrył już kilkaset lat temu, rzucając się w wir turystycznych udogodnień i gnuśnych wynalazków.

Hispaniola to wyspa, której obszar podzielono pomiędzy Dominikanę i Haiti. Tu przebiega granica między Ameryką a Afryką. Dominikana żyje z turystyki, co widać na pierwszy rzut oka. Jeśli jednak masz ochotę na odrobinę ekstrawagancji i egzotyki, wyrwij się poza dobrobyt gwarantowany plastikową bransoletką, zapewniającą powszechny tu pakiet „all inclusiv”, czyli jedz i pij, ile chcesz. Wyrwij się i jedź na Haiti, jeśli, oczywiście, masz na to ochotę i zdrowie.

Przepraszam, czy tu biją?

- Na Dominikanie, proszę państwa, trzeba zawsze pamiętać, że tutejsi mieszkańcy kulturowo i mentalnie odbiegają od europejskich standardów - przestrzega rezydent. - Tutejsi ludzie, jakby tu państwu powiedzieć - przedstawiciel biura podróży starannie dobiera słowa, aby nie przestraszyć na starcie rodaków - są impulsywni, żywiołowi, ekstrawertyczni. Niektórzy wcześniej coś zrobią, zanim pomyślą - ze słów rezydenta wieje grozą. - Bardzo dużo piją, a więc są często wręcz zamroczeni dużymi ilościami rumu. Nie wolno na nich podnosić głosu, wdawać się w sprzeczki i lepiej unikać konfliktów - kończy tyradę z rozbrajającą szczerością nasz przewodnik.

Nic więc dziwnego, że cała grupa „świeżych” turystów z Polski z rezerwą przygląda się każdemu napotkanemu Dominikańczykowi, zwłaszcza tym uzbrojonym w maczety, służące do przerzedzania tropikalnej roślinności w okolicach basenu i szerokiej plaży. Po następnych paru bliższych spotkaniach z autochtonami mam już pewność, że ludzie są tu mili, bezpośredni, raczej zadowoleni z życia. Szczególnie po paru szklankach rumu i kilku sztachach marihuany.

Precz ze stresem

U nas mrozy, a tu około trzydziestu stopni w cieniu, tylko od czasu do czasu wiatr i chmury straszą deszczem. Hotelowe kompleksy podobne do tych w Tajlandii, Meksyku czy na Kubie. Baseny, bary, plaża, szwedzkie stoły, zadbane ogrody i duże, ze smakiem urządzone pokoje. Leniwie, ciepło, przyjemnie i bez stresu, którego unika tu też obsługa - nie wykonuje, co prawda, poleceń gości z szybkością i zaangażowaniem owczarka niemieckiego, poziom usług można jednak uznać za wyższy niż w wielu innych turystycznych krajach.

Teraz Polska!

Naszych tutaj mało, co nie przeszkadza część hotelowej obsługi wykrztusić parę słów po polsku - szinkuja (dziękuję), teść (cześć). Ci wpuszczeni w maliny przez potomków Twardowskiego w czasie nocnej okupacji baru, potrafią na widok białogłowy z Polski szarmancko wyrecytować: łatna tupa (ładna dupa). Przy barach z darmowymi napojami królują Kanadyjczycy, Angole oraz nasi wojenni sojusznicy Amerykanie.

Za barową ladą śniada i mocno zbudowana Carmen uwija się jak w ukropie. Codziennie przerzuca z lodówki do szklanek kilkaset kilogramów lodu i setki litrów alkoholu. Jej ulubiony drink to cuba libre. Nie, żeby sama specjalnie za nim przepadała, ale to jeden z tych najprostszych w przygotowaniu - lód, cola i rum. Barów jest parę i łatwo przesadzić z trunkami, co nie przeszkadza barmanom w zaspokajaniu przedziwnych, alkoholowych życzeń gości. Ludzi w błogim stanie upojenia widziałem sporo, ale klientów awanturujących się prawie w ogóle. Poza Angolami, zapewne z Liverpoolu, sikającymi w pięknych okolicznościach przyrody i śpiewającymi „Youll Never Walk Alone”, poważniejszych incydentów nie zanotowałem.

Parę turnusów wcześniej autorem skandalu był nasz ziomal.Mimo wielu zabezpieczeń, znaków ostrzegawczych i przestróg obsługi skoczył na głowę do pustego basenu. Akurat trwała w tymże wymiana wody. Polak potrafi. Chwila szaleństwa skończyła się dwutygodniowym pobytem w szpitalu, o czym niechętnie poinformował mnie rezydent biura TV Podróże, specjalizującego się, m.in., w ekspediowaniu Polaków na tę odległą wyspę.

Nie samym barem się tu żyje, bowiem atrakcji jest sporo - windsurfing, nurkowanie, galopy na koniu przez plażę, rejsy na malownicze wysepki, wyprawy na wieloryby. Dla każdego coś miłego i to w kilku standardach. Chcesz taniej z rodziną - proszę bardzo. Na wycieczkę luksusowym jachtem, z kawiorem, francuskim szampanem, latynoskimi tańcami - zapisz się, snobie, na wycieczkę „full-wypas” na Baccardi.

Piłeś? Jedź!

Młody Kanadyjczyk, popijający na dwie ręce rum, jest tu czwarty raz. Jeździł na Kubę, ale tu podobno jest lepiej. - Wyższy standard usług - opowiada. Dyskusje, tańce i zabawy trwają do nocy. Atmosferę podgrzewają w latynoskim stylu animatorzy, którym ta praca zdaje się nigdy nie nudzić - przepisów na zabawę mają ze sto lub więcej.

<!** Image 3 align=right alt="Image 18340" >Plażą można dojść z mojego hotelu do najbliższego miasteczka. Można też hotelowym autobusem, ale to przecież nudne. Dlaczego nie spróbować motoconcho? To najpopularniejszy, wśród tutejszych, sposób przemieszczania się, stanowczo odradzany przez wszystkich pilotów, rezydentów i namiestników, bez względu na narodowość i wyznanie. Ten sposób komunikacji polega na tym, że jedziesz na tylnym siedzeniu motoroweru, którego właściciel po drodze zabiera jeszcze jedną osobę na małe siodełko, podwajając w ten sposób zysk. Można tak w trójkę przemierzyć parę kilometrów - dłuższej podróży jednak nie polecam. Od mojego kierowcy „jedzie” alkoholem jak w pobliżu olbrzymiej destylarni najznamienitszego na Dominikanie rumu „Brugal”. Tak oto przekonałem się na własnej skórze, że prawdziwe są informacje o tym, iż produkuje się tu duże ilości rumu, które niemal w całości konsumowane są, rokrocznie, przez autochtonów i częściowo turystów, oczywiście.

Właśnie leci kabarecik

Cabarette to typowo turystyczna i klimatyczna dziura z dwoma supermarketami, kantorami, knajpami i mniejszymi sklepami oraz domkami z kolorowych desek. W sklepach pamiątki i wszystko, co może przydać się turystom - od adapterów na 120 volt po dość profesjonalny sprzęt do uprawiania sportów wodnych. Ceny bardziej niż przystępne: tanie soki, napoje, alkohol (butelka rumu po 10 zł), papierosy i słynne dominikańskie cygara.

<!** Image 4 align=left alt="Image 18341" >Tutejsi, nie wszyscy oczywiście, jeśli akurat nie są zajęci łamaniem przepisów ruchu drogowego, zabawą lub paleniem cygar, zajmują się malowaniem obrazów, które można kupić niemal w każdym sklepiku z pamiątkami. Obowiązujący w malarstwie kierunek to gauguinizm w różnych wariantach kolorystycznych i formalnych. Można odnieść wrażenie, iż płaci się za centymetr kwadratowy dzieła wyrażony w dominikańskich pesetach.

Dla wielu hiszpańskojęzycznych mieszkańców wyspy to sąsiedzi odpowiadają za plagi, które co rusz na nich spadają - Haitańczycy kradną, są brudni, źli i w ogóle - takie opinie można usłyszeć na każdym kroku. Są tu tacy, którzy najchętniej wysłaliby czarnych sąsiadów na Madagaskar. Nawet turysta po dużym rumie jest w stanie wyłowić z tłumu haitańskich gastarabiterów. Czyszczą buty, proszą o pieniądze, kręcą białym fantazyjne dredy za parę dolarów, mówią po francusku i wierzą w woo-doo. Mnie ujmuje haitańska, leciwa, czarnoskóra specjalistka od loków, która pamięta, że złoiliśmy im skórę na mistrzostwach świata w Monachium, za co chce 2 dolary. Wygraliśmy wtedy 7:0, więc w ramach międzynarodowych reparacji piłkarskich daje jej 3 „baksy”.

Biedni i biedniejsi

Wcale nierzadkim widokiem na Dominikanie są ciężarówki wypełnione tanią siłą roboczą, Haitańczykami, którzy tu wędruja za chlebem.Taka konkurencja Domikańczykom nie podoba się, bo wydłuża kolejkę po pieniądze do portfela turystów, którzy szybko dochodzą do wniosku, że dominikańska bieda jest niczym w porównaniu z haitańską.

Obraz nędzy rozmazuje się na tle hotelowego przepychu, poza którym podział na biednych i krezusów, których posiadłości uderzają przepychem i luksusem staje się, w imię dobrego samopoczucia turysty, mało wyrazisty, na czym i ja, wyżej podpisany, dałem się haniebnie, złapać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska