Wojciech Kręciszewski jest rodowitym chełmżaninem, Urodził się w 1952 roku.
Niedawno pana Wojciecha uhonorowano Krzyżem Kawalerskim za cierpienia, jakie doznał w okresie tamtej Polski. Do dziś wierzy w ideały „Solidarności”.
Pierwszy strajk
Gdy jako młody chłopak pracował w toruńskim Towimorze, 21 czerwca 1980 roku rozpoczął się strajk.
- Wówczas jeszcze dokładnie nie było wiadomo, co dzieje się na Wybrzeżu - mówi Wojciech Kręciszewski. - Trochę dowiadywaliśmy się z nasłuchu radiowego. Jakieś szczątkowe informacje do nas docierały. Starsi robotnicy mówili „musimy coś zrobić”. Nie znając wówczas sytuacji, jak to się potoczy w Toruniu, przystąpiliśmy do pierwszego strajku.
Wojciech Kręciszewski od początku zaangażował się w struktury strajkowe. Był zastępcą komendanta straży robotniczej i aktywnym działaczem od pierwszych dni strajku. W latach 1980-81 całkowicie oddał się pracy na rzecz swoich solidarnościowych ideałów.
- Do dziś jestem chory na „Solidarność” mówi. - Dzisiejsi działacze to urzędnicy. Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, taki jest obecnie czas. Był czas walki, kiedy było trzeba ponieś ofiarę za kraj i jest czas teraźniejszy, kiedy musimy żyć w kraju jaki sobie wywalczyliśmy.
SB zapukała do drzwi
Jego działalność trwała w czasach represji. Był członkiem komisji wydziałowej, uczestniczył w wyjazdach poza teren działalności toruńskiego związku. Był m.in. w Gdańsku, skąd do Torunia i Chełmży trafiały pierwsze materiały dotyczące żądań robotników. Ulotki i pisma były rozprowadzane również w chełmżyńskiej cukrowni, największym zakładzie w tym czasie w Chełmży. Wojciech Kręciszewski nie poprzestał na tym, był jednym, z inicjatorów założenia w kilku zakładach Komisji Zakładowych. Powstała ona m.in. w Ośrodku Doskonalenia Zawodowego w Chełmży. Potem przyszedł grudzień 81 i pan Wojciech był organizatorem kolejnego strajku w toruńskim Towimorze. Jego działalność skończyła się, gdy Służba Bezpieczeństwa zapukała do drzwi.
- Wówczas postawiono mi zarzuty obalenia ustroju siłą, za co groziło mi, jak powiedział prokurator, do kary śmierci włącznie - wspomina Wojciech Kręciszewski. - Podobno złamałem jeszcze jeden artykuł, kiedy w stanie wojennym nie zaprzestałem działalność strajkowej.
Dodaje, że był twardym człowiekiem i nie złamała go SB, ale kiedy usłyszał - kara śmierci - to zaczął się bać. - Wieźli mnie wieczorem, gdzieś przez okno zobaczyłem czołgi, trwał stan wojenny, nie było co zgrywać kozaka - wspomina nasz rozmówca.
Był bity „tylko” kilka razy
Na szczęście, jak wspomina nasz bohater, nie był zbyt często bity. W czasie aresztowania nie oberwał ani razu, zaś potem w Potulicach dostał kilka razy w twarz. W Potulickim więzieniu Wojciech Kręciszewski przebywał 13 miesięcy.
- Paradoksalnie ten czas dał mi wiele intelektualnie i duchowo - mówi.
Kiedy był w Potulicach, zmarł Leonid Breżniew, wówczas więźniowie rzucali się na kraty i krzyczeli: „jeszcze jeden!” Kiedy zostali pobicie jego przyjaciele rozpoczął głodówkę, za co nie puszczono go na pogrzeb ojca. Celowo opóźniono przepustkę o jeden dzień.
Na wolności działał dalej
Po odsiadce pan Wojciech wrócił do pracy w Towimorze na swoje stanowisko w nadzorze jakości. Jednak z biegiem czasu zwalniano solidarnościowców, w 1984 roku został bez pracy. Życie na wolności nie było jednak takie łatwe. Kiedy na mieście pokazywały się jakieś ulotki od razu SB pukała do drzwi Wojciecha Kręciszewskiego i „zapraszała” na posterunek milicji.
W 1989 roku założył w GS Chełmża związki zawodowe i został wybrany na pierwszego przewodniczącego. Był nim przez dwa lata.
Dziś prowadzi prywatną firmę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?