MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sławomir Kruszkowski skończył karierę

Piotr Bednarczyk
Rozmowa z wioślarzem AZS-u UMK Energi Toruń SŁAWOMIREM KRUSZKOWSKIM, trzykrotnym olimpijczykiem, który kilka dni temu zakończył karierę sportową.

Rozmowa z wioślarzem AZS-u UMK Energi Toruń SŁAWOMIREM KRUSZKOWSKIM, trzykrotnym olimpijczykiem, który kilka dni temu zakończył karierę sportową.

<!** reklama>

- Który to już raz oficjalnie kończysz karierę?
- Spodziewałem się, że pierwsze pytanie będzie złośliwe... Ojej, co mam odpowiedzieć? Chyba nigdy nie byłem na to gotowy i nigdy nie będę. Nawet teraz - strasznie mnie zaskoczył prezes Henryk Boś. Mówił, że przy okazji rozdania nagród dla toruńskich sportowców prezydent Torunia i działacze klubowi chcą mnie oficjalnie pożegnać. Jak mu powiedziałem, że jeszcze nie jestem na to gotowy, pan prezes użył paru niecenzuralnych słów, stwierdził, że jest koniec sezonu, a ja jestem stary pryk i najwyższa pora na to, by dać sobie spokój. Nie czuję się staro, ale jak poszedłem w zastępstwie innych zawodników odbierać u prezydenta miasta decyzje o stypendiach i popatrzyłem na te młode twarze, to stwierdziłem, że Henryk Boś chyba ma rację. Sportowo jestem już stary.

- Trzy razy byłeś olimpijczykiem. Medalu jednak nie udało Ci się zdobyć. W Atenach zabrakło siedmiu setnych sekundy. Czy ten wyścig śni Ci się jeszcze po nocach?
- Do końca życia będzie się śnił. Nigdy go jeszcze nie obejrzałem na płycie i chyba nie obejrzę. Po tych igrzyskach miałem straszną traumę, to opowieść na jakiś długi wieczór. Dwa lata nie mogłem się otrząsnąć po tych igrzyskach. Byłem już prawie w raju, ale okazało się, że Pan Bóg zatrzasnął mi drzwi tuż przed nosem. Szczerze mówiąc - dostałem trzy szanse od Boga i nie wykorzystałem ani jednej. Takie jest życie...
- Nie udało się zdobyć medalu olimpijskiego, ale jednak wioślarstwo coś Ci chyba dało....
- Oj, potrzeba byłoby naprawdę kilku stron w gazecie, żeby wymienić to, co dał mi sport. Tak naprawdę, to nauczył mnie żyć. Nie wiem, jak bym sobie poukładał życie, gdybym nie trenował wioślarstwa, nawet nie chce mi się na ten temat zastanawiać. Sport jest jedyną chyba dziedziną życia, która tak uczy odpowiedzialności za swoje czyny. I nie tylko swoje, bo i również za kolegów. Uczy pokory i cierpliwości, bo, niestety, w sporcie nie ma tak, że się np. wsiądzie do łodzi i przypływa pierwszym na metę. Najpierw trzeba włożyć w to dużo ciężkiej pracy. Bywało, że na dworze panował mróz 20, 25 stopni, a człowiek się ubierał i szedł na trening. I to nawet nie musiał, ale chciał, bo było coś zaplanowane do zrobienia. Niektóre cechy, których mnie sport nauczył, przydadzą mi się do końca życia.

- Do tego zwiedziłeś niemal cały świat.
- Tak, to prawda. Ale to dodatek do tego, o czym powiedziałem wcześniej. Nie powiem, było to fajne - siedzieć na zgrupowaniach w różnych ciekawych miejscach, śniadanko zrobione przez kogoś i podane, ale myślę, że tego, co dał mi sport w sensie przygotowania do życia, nic inne by mi nie dało.

- A co Ci zabrał sport?
- Na pewno zdrowie. Mam dwa implanty w kręgosłupie. Można dziś gdybać, czy to wina złego treningu, gdy byłem jeszcze młody, czy czegoś innego... Nieważne. Myślę, że mimo wszystko było warto. Gdyby mi ktoś obiecał, że zdobędę medal olimpijski, to wszczepiłbym sobie jeszcze trzy, cztery czy pięć implantów. Sport zabrał mi też dużo życia rodzinnego. Tak naprawdę, to dopiero od dwóch lat mogę normalnie przebywać w domu z dzieciakami i żoną. Podczas cyklu międzyolimpijskiego tego nie było. Nasze spotkania były krótkie, z doskoku. Tego już nikt mi nie zwróci. Pamiętam chwile, że jak wsiadałem do taksówki, to synowie płakali, że tata znowu wyjeżdża. Ale miało to też plusy. Dzieci czekały tylko na weekend, by móc się spakować i przyjechać do mnie na zgrupowanie. Bardzo to lubiły. Myślę, że teraz im trochę tego brakuje, aczkolwiek jak jadę na obóz z młodymi zawodnikami, których teraz trenuję, to one też się pakują i jadą. Zadatek na przyszłych sportowców już więc w domu mam.

- Bywało, że rocznie spędzałeś rocznie ponad 200 dni poza domem. Jak się odnalazłeś w nowym życiu? Bo niektórzy mają z tym kłopoty.
- To rzeczywiście duży problem. Sportowiec ma życie poukładane. Wie, o której musi wstać, co robić, wszystko ma narzucone. I to jest rzeczywiście problem, by dać sobie radę w normalnym życiu, gdy już człowiek nic nie musi. Dramat zaczyna się wtedy, gdy sportowiec nagle nie ma ze sobą co zrobić. Przez pewien czas szukałem pracy, nie mogłem jej znaleźć i były spore problemy. Ale potem, jak już znalazłem i wpadłem w jej trybiki, wszystko się wyprostowało. A do tego trafiłem na fajną pracę - najpierw w MOSiR-ze, gdzie byłem blisko sportu, a potem trenując moje ukochane wioślarstwo z młodymi ludźmi. Dzięki temu mam zajęcie i się nie nudzę. Nie mam czasu myśleć o głupotach. Do tego dochodzi rada miasta i praca trenera - koordynatora w klubie. Myślę, że to jest właśnie najważniejsze - po zakończeniu kariery od razu czymś się zająć, mieć jakiś kolejny cel i dążyć do jego zrealizowania.

- Znajdujesz wspólny język z dzisiejszą młodzieżą?
- Moim sukcesem jest, że po półtora roku pracy z trzynastoletnimi dzieciaczkami jeszcze nikt nie odszedł. Wszyscy deklarują, że poświęcą się temu sportowi. Że będą zdobywać medale. A jak widzę, gdy odpalają komórkę lub komputer i mają na tapecie moje zdjęcie, to mile mnie łechta i daje poczucie, że to, co robię, robię chyba dobrze.

- Wspomniałeś o radzie miasta. Widzisz swoją przyszłość w polityce?

- Nie. Nie spodobało mi się. Wprawdzie nigdy nie mów nigdy, ale ja się w tym nie odnalazłem. Są tam zupełnie inne zasady niż w sporcie. Nie mogę się w tym odnaleźć i chyba nawet nie chcę. Sport jest fajny, czysty, to, co wypracuję, to jest moje. Na mecie wiem, który jestem od razu. Wiem, co powinienem zrobić, a czego nie. A w polityce? Nie, po prostu nie...

- Synowie garną się do wioślarstwa czy innych sportów? Będzie nowy Kruszkowski - olimpijczyk?
- Mam niecny plan i na razie żonie nic nie mówię, bo by krzyczała. Może tego nie przeczyta. Dzieci prowadzą sportowy tryb życia. Mateusz chodzi do klasy pływackiej oraz dodatkowo na treningi do Delfina. Do tego obaj synowie chcieli, to zapisałem ich na treningi piłki nożnej. Nie dlatego by zostali jakimiś wielkimi gwiazdami futbolu, ale dla obycia w tym sporcie. Przez cały tydzień mają co robić. A mój plan - marzenie? To stworzenie z nich dwójki wioślarskiej, a ja byłbym ich trenerem. Gdzieś mi w głowie siedzi ten medal olimpijski. Skoro ja go nie zdobyłem, to może zdobędzie go jakiś inny Kruszkowski? Najlepiej, gdyby było to wioślarstwo, ale nie obrażę się, gdyby to było w innej dyscyplinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska