Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strach czyha nad drążkiem

Małgorzata Pieczyńska, fot. Tymon Markowski
- Po dłuższej przerwie stawy i mięśnie bolą niemiłosiernie. Bez odżywek trudno przetrwać. Gimnastycy więc mawiają, że jeśli wstajesz rano i nic cię nie boli, to znaczy, że nie żyjesz - mówi z uśmiechem Adam Rzepa, specjalista w konkurencji ćwiczeń na koniu z łękami.

- Po dłuższej przerwie stawy i mięśnie bolą niemiłosiernie. Bez odżywek trudno przetrwać. Gimnastycy więc mawiają, że jeśli wstajesz rano i nic cię nie boli, to znaczy, że nie żyjesz - mówi z uśmiechem Adam Rzepa, specjalista w konkurencji ćwiczeń na koniu z łękami.

<!** Image 2 align=none alt="Image 187823" >

Zaliczany jest do grona utalentowanych gimnastyków młodego pokolenia. Od dziewięciu lat nieprzerwanie należy do kadry narodowej. Trzy medale, zdobyte podczas ubiegłorocznych mistrzostw Polski seniorów, docenili także kibice i w plebiscycie sportowym przyznali mu drugie miejsce. Choć na start w igrzyskach w Londynie jeszcze nie mógł liczyć, to ma wielkie ambicje, by zrobić międzynarodową karierę. Niedawno pokazał się podczas Pucharu Świata w Cottbus, gdzie w swojej koronnej konkurencji uzyskał świetny wynik 14,350 pkt. To go uskrzydliło. Teraz szykuje się na majowe drużynowe mistrzostwa Europy we Francji.

Za krótka sala

Dariusz Malinowski, trener klubowy, mówi o nim: - To talent poparty ciężką pracą. Niepowodzenia na jednym przyrządzie nie załamują go. Nigdy się nie poddaje, lecz walczy. W sporcie to ważna cecha.

- To prawda, potrafię radzić sobie ze stresem przedstartowym - przyznaje Adam Rzepa. - W kadrze narodowej nie ma psychologa ani lekarza. Jesteśmy zdani na siebie. Mnie relaksuje na przykład muzyka elektroniczna lub techno. Zakładam słuchawki i wyłączam się. Mam mocną psychikę, ale jeśli ktoś myśli, że jestem twardzielem, to się myli. I mnie zdarzają się słabsze chwile. Tak było podczas zawodów w Osijeku. Światła, kamery i pełne trybuny sparaliżowały mnie. Spaliłem się i miałem trzy upadki.

Od pięciu lat Adam przebywa w Gdańsku. Najpierw uczył się i trenował w Szkole Mistrzostwa Sportowego, obecnie zdobywa szlify w Centralnym Ośrodku Przygotowań Olimpijskich. Brzmi dumnie, lecz rzeczywistość nie jest tak kolorowa. Formę buduje razem z innymi sześcioma gimnastykami w zwykłej sali gimnastycznej Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu. - Jest za krótka na porządny rozbieg. Za każdym razem musimy więc prosić studentów, by zeszli z drogi i biegniemy przez uczelniany korytarz. Zimą niektórzy koledzy z uczelni traktowali naszą matę jak wycieraczkę, a my denerwowaliśmy się. Zresztą, nie tylko sala jest mała, szatnia też. Pięć osób wewnątrz to już tłok.

Te niedogodności można jednak przeżyć, bo pobyt w ośrodku ma też swoje zalety. - Tu łatwiej pogodzić naukę z wyczynowym uprawianiem sportu. Poza tym, mogę startować z najlepszymi polskimi zawodnikami: Romanem Kuleszą i Adamem Kierzkowskim i jako kadrowicz jeździć na zawody międzynarodowe wysokiej rangi. Do Gdańska szybciej docierają też informacje o pucharach świata czy zmianach w przepisach. A trzeba wiedzieć, że co cztery lata, po każdych igrzyskach, zmienia się wartość poszczególnych elementów. Do klubów takie wieści dochodzą z opóźnieniem. Zawodnicy, którzy trenują w ośrodku, nie płacą za zakwaterowanie i jedzenie. Nie wiem jednak, jak to długo potrwa. Pieniądze na utrzymanie ośrodka są tylko do maja. Taką wiadomość przekazał Polski Związek Gimnastyczny. Podobno ze względu na EURO 2012 Ministerstwo Sportu i Turystyki okroiło nam fundusze. W ostateczności wrócę do Bydgoszczy, gdzie mam bardzo dobre warunki do treningów. Są jednak zawodnicy, dla których powrót do domu oznacza koniec kariery.

Gibkość można wyrobić

Na gimnastyczny wielobój mężczyzn składają się starty na sześciu przyrządach, m.in. kółkach, poręczach, drążku. Adam specjalizuje się w najtrudniejszej konkurencji - ćwiczeniach na koniu z łękami. Przed każdym treningiem grzbiet konia smaruje miodem i magnesium. Chodzi o lepszą przyczepność dla dłoni i bezpieczeństwo. W sali spędza każdego dnia około 6 godzin (średnio dwa treningi po 3 godziny). Jego zdaniem, w tym sporcie trzeba mieć pewne predyspozycje fizyczne i psychiczne.

- Idealny wzrost to 165 cm, chociaż zdarzają się wyjątki, jak Aleksiej Nemow - mówi Adam Rzepa. - Mistrz olimpijski z Sydney miał 174 cm i odnosił sukcesy. Generalnie jednak niscy zawodnicy mają łatwiej. Im mniejszy człowiek, tym łatwiej się obróci na przyrządzie. Ważne jest także bieganie. Jeśli ktoś potrafi naturalnie biegać, to poradzi sobie w skoku, jak i w ćwiczeniach wolnych. Mój rozbieg wynosi 21,80 m. Z kolei gibkość czasem przeszkadza. Lepiej mieć usztywnioną sylwetkę, bo jest ona wprost proporcjonalna do siły. Gibkość można wyrobić na treningach, siłę znacznie trudniej. Dobra koordynacja ruchowa i umiejętność pokonywania strachu są w cenie. Przykładowo drążek zawieszony jest na wysokości 2,65 m, gdy wykonuję kovacz, czyli salto nad drążkiem, szybuję na wysokość 3,5-4 m. Przy lądowaniu łapię drążek z drugiej strony. To wymaga odwagi.

Treningi z Blanikiem

Długa przerwa w treningach to dla gimnastyka zabójstwo. - Mam krótkie wakacje - przyznaje Adam. - Tydzień to maksimum. Potem wracam do treningów. Gdy się nie ćwiczy miesiąc lub dwa, to po powrocie obciążenia są bardzo duże. Stawy i mięśnie bolą niemiłosiernie, bez odżywek trudno przetrwać. Inna sprawa to kontuzje. W gimnastyce najbardziej narażone są na nie barki, kolana i kręgosłup, zwłaszcza odcinek lędźwiowy. Trzeba też pilnować wagi. Moja startowa to 68 kg. Jeśli mam za dużo kilogramów, to zrzucam. Uważam też na to, co jem. Witaminy B6 i B12 w minimalnym nadmiarze są na zakazanej liście, a na popularny lek na grypę zawsze muszę mieć receptę.

W Centralnym Ośrodku Przygotowań Olimpijskich Adam ćwiczy pod okiem trenera kadry seniorów Piotra Mikołajka. Miał również okazję pracować z obecnym posłem Leszkiem Blanikiem, mistrzem olimpijskim w skoku. - Przez pewien czas był drugim szkoleniowcem reprezentacji Polski. Bardzo go cenię. Wniósł wiele świeżości do kadry. Lubi żartować, a zarazem ma ogromną wiedzę o startach na przyrządach. Dał mi wiele cennych wskazówek, z których, rzecz jasna, skorzystałem.

Sponsor mile widziany

To rodzinne tradycje sprawiły, że Adam nie miał wyjścia i został sportowcem. Mama Grażyna grała w piłkę ręczną, tata Andrzej, wujkowie Marek i Mirosław - w piłkę nożną, a siostra Patrycja trenowała akrobatykę.

- Ja wybrałem gimnastykę - to dzięki babci, która pracowała w stołówce na Zawiszy i zabrała mnie na salę - wspomina gimnastyk. - Zachęcałbym wszystkie dzieci do uprawiania tego sportu. Zaczynać trzeba jednak bardzo wcześnie, już w wieku 5-6 lat. Moim zdaniem, powinno też być więcej gimnastyki w szkołach. Tak jest w Stanach Zjednoczonych. Niestety, gimnastyka to wciąż mało popularny sport w naszym kraju. Trochę w tym wina mediów. Jest dużo sukcesów, o których się nie mówi i nie pisze. Mało kto wie, że w Pucharze Świata w Cottbus mieliśmy trzy finały, podobnie było w Doha. O Leszku Blaniku, owszem, było głośno, ale rok później Adam Kierzkowski zdobył brązowy medal na mistrzostwach Europy i wystartował w finale na mistrzostwach świata. Kto o tym wiedział?

W dobie kryzysu finansowego trudno pozyskać sponsorów. A czym ich zachęcić?

- Dobrymi wynikami i reklamą - co do tego Adam Rzepa nie ma wątpliwości. - Jednak to nie lada sztuka znaleźć solidnych i długotrwałych partnerów. Brakuje też menedżerów sportowych z prawdziwego zdarzenia. Ja nie mam sponsora. Mój trener klubowy Dariusz Malinowski i mama próbowali szukać na własną rękę, ale nie wyszło. Z Urzędu Miasta dostaję stypendium - 600 złotych miesięcznie. To wszystko. Moi koledzy z reprezentacji podejmują próby i sami szukają sponsorów. Sebastianowi Cecotowi udało się to po dwóch latach, Adam Kierzkowski do dziś musi sobie radzić sam. A na sezon potrzeba około 20 tysięcy złotych. Ta kwota pozwoliłaby na wyjazdy na Puchary Świata, startowe (ok. 50 euro), zakup sprzętu. Mam tu na myśli, m.in., stroje, dresy, rękawice, buty. Przykład Leszka Blanika pokazuje, że na gimnastyce sportowej da się zarobić. Trzeba tylko odnosić sukcesy na najważniejszych imprezach międzynarodowych. No i najlepiej załapać się czołowych lig na świecie, czyli francuskiej lub niemieckiej. W Bundeslidze można zarobić nawet 1000 euro za start. I to bez względu na wynik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska