Jeśli nie chcą się oni uczyć w danej placówce, nikt ich do tego zmusić nie może. Ale to niejednokrotnie przesądza o być albo nie być szkoły. Mamy więc swego rodzaju oświatowy wolny rynek.
Z opisanymi powyżej zjawiskami mamy do czynienia obecnie w Toruniu. I tutaj są szkoły, w których uczniowie nie chcą się uczyć. Są też takie, które pustoszeją, bo starzeją się okoliczne osiedla. Lokalne władze - chcąc prowadzić zdroworozsądkową politykę - muszą wszystkie te czynniki uwzględniać. Nie jest bowiem w społecznym interesie utrzymywanie obiektów, w których to nie uczniowie hulają po korytarzach, lecz wiatr.
Władze Torunia mają jednak pewien problem. To arogancja, którą wobec ludzi oświaty powielają już kolejny rok. Nie mogę nazwać inaczej postępowania wobec dyrektorów placówek przeznaczonych do likwidacji bądź innych zmian.
Dyrekcja i pracownicy Ogniska Pracy Pozaszkolnej „Dom Harcerza” o rewolucji dotyczącej swojej placówki dowiedzieli się ostatni, nieoficjalnie. Tak samo było w ubiegłym roku, kiedy to informacja w „Nowościach” o mało nie pozbawiła przytomności dyrektorów dwóch ogólniaków, które chciano zamykać. Dowiedzieli się o tym przy porannej kawie, z gazety.
Można sobie mówić o konieczności zmian, można je przyjąć lub kwestionować. Takie sprawy jednak powinno się załatwiać z klasą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?