Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr miłością jej życia

Małgorzata Chojnicka
Rozmowa z WANDĄ MRÓZ, polonistką i opiekunką zespołu teatralnego „Bene Nati” w Zespole Szkół im. R. Traugutta w Lipnie.

Rozmowa z WANDĄ MRÓZ, polonistką i opiekunką zespołu teatralnego „Bene Nati” w Zespole Szkół im. R. Traugutta w Lipnie.<!** Image 2 align=none alt="Image 220021" sub="- Nigdy nie mogłam narzekać na młodzież - mówi Wanda Mróz / Fot.: M. Chojnicka">

Jak zaczęła się Pani przygoda z teatrem? A może pamięta Pani swoją pierwszą rolę?

Jak każde dziecko, bardzo lubiłam śpiewać i tańczyć. Miejscem pierwszych występów był dom rodzinny. Moje ciągoty do występów znalazły swój upust w harcerstwie. Jeździłam na biwaki, a tam trzeba było przygotowywać skecze i pląsy. Grałam też na gitarze. Tak się zaczęła ta moja przygoda, która trwa do tej pory. Jednak swojej pierwszej roli nie pamiętam. W liceum brałam udział w konkursach recytatorskich, a w internacie działałam w sekcji kulturalnej. Zależało nam na dyskotekach, na które zapraszaliśmy kolegów z technikum. Jednak był wymóg - na każdą należało przygotować program artystyczny. Założyliśmy więc kabaret i wspólnie reżyserowaliśmy nasze występy. Nigdy nie byłam „gwiazdą”, a swoje aktorstwo traktowałam jak zabawę. Na studiach pracowałam w radiu studenckim. Przygotowywałam audycje poetyckie, czytałam wiersze na antenie, udzielałam się w kole polonistycznym. Wówczas zafascynowałam się poezją Zbigniewa Herberta, którą wybrałam na temat mojej pracy magisterskiej. Gdy rozpoczęłam pracę w szkole, otrzymałam z przydziału prowadzenie koła recytatorskiego.<!** Image 3 align=none alt="Image 220022" sub="Wanda Mróz w wieku 5 lat z młodszą siostrą / Fot.: nadesłana">

Chciała Pani zostać nauczycielką?

Ależ skąd! Pamiętam nawet, jak podczas zajęć z pedagogiki stwierdziłam, że szkoła to ostateczność. Marzyłam o pracy w radiu, ale, niestety, nie potrzebowano kogoś takiego jak ja. Do szkolnictwa było mi najbliżej. Mój tata, chrzestna oraz chrzestny są nauczycielami. Znałam ten zawód od najmłodszych lat. W szkole podstawowej nawet tata mnie uczył i przez jakiś czas był moim wychowawcą. Nie wspominam tego okresu zbyt dobrze, bo z jednej strony stawiano wobec mnie o wiele wyższe wymagania, a z drugiej - koledzy uważali, że mam taryfę ulgową. Po roku pracy w Zespole Szkół Technicznych w Lipnie już wiedziałam, że był to dobry wybór. Zresztą już wcześniej, podczas praktyk studenckich, praca nauczyciela zaczęła mi się podobać.

Trudny zawód?

Nauczyciel przez całe życie musi się uczyć. Do lekcji musi być solidnie przygotowany i nie może pozwolić sobie na improwizację. Wiedzę trzeba przekazać, a potem ją wyegzekwować. Do tej pory przygotowuję się do lekcji. Ponownie czytam lektury, bo przez lata zmieniło się moje spojrzenie na pewne sprawy. Na nowo odkryłam na przykład „Lalkę” i doszłam do wniosku, że można się z niej nauczyć życia. Od młodzieży czerpię energię.

Prowadzi Pani dwa teatry.

„Bene Nati” w Liceum Ogólnokształcącym im. R. Traugutta, a w Gimnazjum Prywatnym im. Jadwigi Jałowiec -„Paghetos”.

W jaki sposób rozpoczyna się przygoda Pani uczniów z teatrem?

Na początek przechodzą kilkumiesięczne szkolenie. Warunkiem jego zaliczenia jest obecność na zajęciach. Można mieć tylko trzy nieobecności. Reguły są jasno określone i nie ma od nich żadnych odstępstw. Na początek są to zabawy, w które wplatam zadania aktorskie. Cały czas ich obserwuję, by móc określić osobowości, z jakimi mam do czynienia. Muszą śmiać się lub płakać na zawołanie, a potem przechodzimy już do etiud aktorskich. Pracują nad nimi samodzielnie i muszą je zaliczyć przed całym zespołem. Uczą się emisji głosu, poznają zasady artykulacji głosek.

Jak udaje się Pani zachęcić młodych ludzi do ciężkiej pracy, jaką są przygotowania do każdego spektaklu czy do konkursów recytatorskich?

Powiem tak, żeby zarażać innych, trzeba samemu „płonąć”. Naprawdę kocham teatr, który jest pasją mojego życia. Uwielbiam to, co robię. Co roku nabór do zespołu teatralnego cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Nigdy nie mogłam narzekać na młodzież. Lubię moich uczniów, potrafię zażartować i podczas prób pozwalam im na więcej niż na lekcjach. Jednak są ściśle określone granice i jeśli ktoś je przekroczy, niestety, ale musi pożegnać się z zespołem. Na teatr uczniowie poświęcają swój wolny czas. Ćwiczymy popołudniami, a jeśli trzeba, w soboty i niedziele. Wzruszający jest fakt, że podczas prób odwiedzają nas absolwenci. W wielu z nich zostają aktorskie pasje, które udaje się im realizować amatorsko. Są też osoby, które są zawodowymi aktorami.

„Bene Nati” w tym roku obchodzi swoje 20-lecie. Jak będzie wyglądał jubileusz?

Obchody jubileuszu zaplanowaliśmy na dwa dni. Rozpoczniemy w piątek, 27 września. Najpierw odbędzie się spotkanie wszystkich absolwentów, którzy przez te lata byli w jakiś sposób związani z zespołem. To grupa około 260 osób. Najwięcej problemów mam z dotarciem do dziewcząt, bo z przyczyn oczywistych pozmieniały nazwiska. Będzie to część zamknięta. Po niej wystawimy „Lustra czasu” dla absolwentów i publiczności. Następnego dnia, w sobotę o godz. 11 rozpocznie się otwarta gala. Zaprezentujemy się w „Szlagierach warszawskiej ulicy”. Przed spektaklem zaplanowałam panel dyskusyjny, w którym wezmą udział absolwenci, którzy zawodowo związani są z teatrem. Chcę pokazać, że nawet pochodząc z małego Lipna można realizować swoje marzenia.

„Bene Nati” ma na swoim koncie wiele sukcesów. Który z nich jest Pani najbliższy?

Bardzo ważny był pierwszy sukces. Moi uczniowie z powodzeniem brali udział w konkursach recytatorskich, ale nigdy nie jeździliśmy na przeglądy teatralne. Bałam się, że to, co robimy, nadaje się tylko na szkolną scenę. W końcu się odważyłam i pojechaliśmy do Bydgoszczy na „Młode Talenty” z musicalem „Anita”. Wtedy otrzymaliśmy nagrodę organizatorów. Za rok „Znieczuleni” przynieśli nam pierwsze miejsce. W jury zasiadał, m.in. Paweł Łysak, dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Wtedy dopiero uwierzyłam w nasze umiejętności.

Lubi Pani gotować?

Mam stos książek kucharskich i zeszytów z przepisami. Za takim codziennym gotowaniem nie przepadam, ale popisuję się daniami przed gośćmi. W rodzinie nazywają mnie mistrzynią sałatek. Uwielbiam, gdy ktoś poprosi mnie o przepis. Mam sałatkę z soczewicy własnego pomysłu.<!** reklama>

Co pomaga Pani w trudnych chwilach?

Życie mnie nie rozpieszczało, a więc musiałam się zahartować. Kiedyś chodziłam do fryzjera i coraz krócej strzygłam włosy. Teraz sama jestem traktowana jak „plasterek na duszę”. Nie zamykam się w sobie i wychodzę do ludzi. Rozmawiam z rodziną. Siłę czerpię też z pracy z młodzieżą. Nie ma czasu na roztkliwianie się nad sobą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska