Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiejska sensacja? Toż to rewelacja!

Redakcja
Kiedy polscy żołnierze, przebrani za Murzynów, przegnali Niemców? Skąd pochodził siłacz, który łamał podkowy i rwał łańcuchy? Zapytajcie o to Witolda Kralla. Z zawodu zdun, z zamiłowania kronikarz. Przez ponad 40 lat spisywał historię wsi Tur. To jego dar dla potomnych.

Kiedy polscy żołnierze, przebrani za Murzynów, przegnali Niemców? Skąd pochodził siłacz, który łamał podkowy i rwał łańcuchy? Zapytajcie o to Witolda Kralla. Z zawodu zdun, z zamiłowania kronikarz. Przez ponad 40 lat spisywał historię wsi Tur. To jego dar dla potomnych.

<!** Image 2 align=none alt="Image 190406" sub="Witold Krall: - Jako jeden z nielicznych pamiętam światło lamp naftowych, zaprzęgi wołów i koni, młyny wodne, kuźnie. Pamiętam też całą historię mojej wsi Tur, którą spisałem. Fot. Tymon Markowski">

Tamtych ludzi już nie ma. Tamte miejsca wyglądają zupełnie inaczej. W opowieści pana Witolda (ma już 89 lat) niepozornie dziś wyglądająca wieś Tur (gmina Szubin) staje się jednak na powrót polem bitwy, miejscem odpoczynku wojsk napoleońskich, innym razem pojawia się obrazek z jarmarku, na którym muskuły pręży miejscowy fenomen, albo z gabinetu niemieckiego lekarza, który, o zgrozo, trzymał w domu prawdziwy ludzki szkielet...<!** reklama>

Wszystkie wydarzenia, wszelkie opisy - uważnie wysłuchane i zapisane (najpierw ręcznie, drobnym maczkiem, potem na maszynie, w końcu na komputerze) mogłyby stać się kanwą powieści historycznej albo filmu akcji. Scenariusz jest już gotowy. To licząca grubo ponad sto stron (samego tekstu) kronika Witolda Kralla. Jak to się stało, że wiejski zdun chwycił kiedyś za pióro?

- To było w latach 60. - wspomina. - Podejrzewam, że pisanie mam we krwi, bo moja siostra notowała historię naszej rodziny. Mnie chodziło o to, by ludzkie opowieści ocalić od zapomnienia, a przy okazji chciałem pokazać, że nasza wieś ma fascynującą przeszłość.

Zdun w archiwum

Najwcześniejsze notatki pana Witolda dotyczą 1337 roku. Wtedy to król Kazimierz Wielki zezwolił na zbudowanie mostu na Noteci, co uznaje się za początek istnienia wsi. Jako że okolica obfitowała w zwierzynę, także w tzw. woła polskiego, czyli tura, osadę nazwano Tur. Kronikarz nie zatrzymał się jednak na tych najbardziej zamierzchłych czasach. Postanowił dokopać się do opisów Turu z lat wojen szwedzkich, napoleońskich, do wydarzeń związanych z zaborami, do historii powstańczych, wreszcie chciał dobrze udokumentować dzieje wsi w czasach I i II wojny światowej. Dysponował świetną bazą, czyli opowieściami miejscowej ludności. Sam, jako dziewięcioletnie dziecko, z wielkim zainteresowaniem słuchał tego, co opowiadali starsi, m.in. pewien stulatek, wtedy ostatni żyjący w okolicy powstaniec styczniowy.

- Nigdy nie pisałem z kapelusza, każdą wiadomość sprawdzałem - zastrzega kronikarz i jako dowód pokazuje obszerną bibliografię. - Aż trudno sobie wyobrazić, ile czasu i pieniędzy poświęciłem na wyjazdy do muzeów, archiwów, redakcji gazet, do różnych parafii, w których wertowałem księgi metrykalne. Pomogło mi to, że byłem zdunem. Stawiałem piece także w plebaniach, więc księża mnie znali i wiele drzwi do kościelnych archiwów dzięki temu stanęło przede mną otworem - cieszy się senior, który dla wzbogacenia tworzonej księgi odwiedzał, m.in. Poznań, Gniezno, Bydgoszcz, Szubin, a także (tym razem za pośrednictwem znajomych) archiwa niemieckie w Berlinie.

Skąd ten Berlin? Ano stąd, że przez wiele lat wsią zarządzali niemieccy właściciele - rodzina Pollów. W latach 1812-1827 dobra Turu należały do ostatniego Polaka - Stanisława Brezy, ministra Księstwa Warszawskiego. W 1830 roku wioska staje się własnością Dawida Radeekiera, Niemca żydowskiego pochodzenia. Od 1837 roku panuje zaś w tym siole Friedrich Poll, z wspomnianej wyżej dynastii Pollów, która zresztą rządziła w całej okolicy. Różnie to z tymi panami bywało. Niemiec z niedalekich Samoklęsk był podobno ludzkim panem, o tym zaś z pobliskiego Żurczyna mówiło się, że sprzyjał z hitlerowcami. Trzeba jednak przyznać, że za Pollów ta część gminy rozwijała się najprężniej.

- Potomkowie Niemców odwiedzili mnie - mówi pan Witold. - Byli pełni podziwu, że tak skrupulatnie udokumentowałem historię wsi, a przy okazji dzieje ich rodziny.

Pierwszy samochód we wsi

Najstarsze drzewo w Turze rośnie niedaleko obejścia rodziny Krallów. To dąb - tak na oko pana Witolda - stupięćdziesięcioletni albo i starszy. - Nie pozwoliłem go wyciąć.

Dębów w okolicy jest zresztą sporo. Sadzili je właśnie Niemcy, którzy chcieli zaznaczyć w ten sposób, że zostaną na tej ziemi na zawsze. Nie zostali. - W 1939 roku wkraczali do nas w słońcu - wspomina kronikarz. - A w styczniu 1945 opuszczali ten teren w straszliwym mrozie. Nie zostało po nich wiele śladów. Są za to pamiątki w mojej kronice, m.in., dokumenty związane z budową huty szkła w Żurczynie, pisma w sprawie drogi, stare pocztówki z tutejszymi widokami. Najstarsza pochodzi sprzed 1900 roku!

Na pocztówkach pojawia się np. słynna huta szkła. Fabryka działa w tej wsi już od półtora wieku. I jej historię Witold Krall zebrał. Potomni dowiedzą się z niej o początkach zakładu w 1842 roku, o tym, jak to wielki piec rozpalało się najpierw drewnem - karpiną, czyli częściami pniaków, potem torfem, wreszcie używając gazu propan-butan.

Nie tylko huta doczekała się rozdziału w kronice. Mają swoje kilka stron także straż pożarna, szkoła, kółka rolnicze, parafia, koło gospodyń. Ze dwie linijki poświęcone zostały...pierwszemu samochodowi we wsi. Była to warszawa, którą w latach 60. jeździł dyrektor huty. Jest też parę ciepłych słów o miejscowym doktorze Mirosławie Sławińskim, który nie tylko leczy ludzi, ale czasem też pięknie gra na organach w miejscowym kościele.

W kronice panuje porządek. Witold Krall pogrupował mieszkańców pod kątem wykonywanej przez nich profesji. Wymienił więc okoliczne rodziny pszczelarskie z Zenonem Nosalem na czele. - A tu rolnicy - czyta na jednej ze stron pan Witold. - Ludwiczak, Lepert i inni. Poszczególne wsie, ujęte w gromady, również są skrupulatnie przeliczone i opisane.

Kronikarz sięgnął w tym celu do statystyk aż z roku 1831. - W Turze mieszkało wówczas tylko 68 osób - 13 katolików i 55 ewangelików. Żydzi też tu mieszkali - czterech w Samoklęskach, ośmiu w Chobielinie, 10 w Polichnie. W 1910 roku mieliśmy już 800 dusz, a dziś w Turze żyje 940 osób.

Kucharz rozpustnik

Słuchając pana Witolda nietrudno się zorientować, że jego największą pasją jest historia, zwłaszcza wojenna. Starszy pan zaznacza, że ludzie z Turu i okolic walczyli w szeregach konfederacji barskiej, w powstaniu kościuszkowskim..

- Moi pradziadowie bili się w powstaniu styczniowym, ojciec to powstaniec śląski, wujkowie brali udział w powstaniu wielkopolskim - opowiada z dumą.

Na wielu kartach kroniki turskiej pojawia się Napoleon. Raz ni to w legendzie, ni to w prawdziwej historii. Był rok 1813. Wojska napoleońskie uciekały spod Moskwy. Pewien oddział zabłądził, zgubiwszy wcześniej podczas przeprawy między dwoma jeziorami cenny skarb. Zatrzymali się ci żołnierze na postój w Turze, a nakarmił ich pewien kucharz, który tutaj ukrywał się przed dziedzicem. Kucharz ponoć uwiódł i doprowadził do brzemienności dwie córki dziedzica, za co groziła mu kara śmierci.

Prawda to czy wymysł? Trudno orzec, ale pan Witold mówi o dzwonku cerkiewnym z XVII wieku pozostawionym przez te wojska we wsi. Dzwonek jest i to sygnowany cyrylicą. Udało się nam go obejrzeć.

Czarne twarze

Inna historia, tym razem z 1919 roku (opowiedziana autorowi kroniki przez świadka zdarzeń, Jana Wiśniewskiego) dotyczy niewielkiego oddziału powstańczego, który obawiał się ataku Niemców. Polacy stacjonowali w Żurczynie. Zaalarmowani, że idą na nich Niemcy w sile całej kompanii, ukryli się w zaroślach, posmarowali twarze sadzą i czekali. Później niczym Murzyni wyskoczyli z krzaków, wykrzykując niezrozumiałe wyrazy. Pomógł im w tej akcji półmrok. Niemcy zbaranieli, sądzili, że to posiłki z wojsk kolonialnych Francji, których się bardzo bali. Uciekali w popłochu. Polacy triumfowali.

Równie ciekawe jest wspomnienie (też z czasów I wojny światowej) dotyczące tego, jak to nasi zdobyli wieś Samoklęski Duże. Polscy żołnierze sprytnie przebrali się w mundury niemieckie i w ten sposób oszukali wrogów, rozgromili ich, zdobyli sporo broni...

Gdyby komuś mało było anegdot, może jeszcze poczytać o miejscowym fenomenie, o Walentym Frydrychu, mieszkańcu Brzózek. Był to weteran powstania wielkopolskiego i wojny z 1920 roku. Z zawodu hutnik.

- Wielki siłacz - wspomina go pan Krall. - Łamał podkowy, rwał łańcuchy, a zimą, ku przerażeniu innych mieszkańców, kąpał się w przerębli...

 

Wycinki z życia wiejskiego kronikarzaa

 

  • Witold Krall urodził się 21 stycznia 1923 roku w Królikowie. Był najstarszym z ośmiorga rodzeństwa - do dziś żyje dwoje z nich.
  • Był harcerzem i członkiem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. W czasie wojny pracował przymusowo dla Niemców, służył w oddziałach samoobrony. Bronił ludności, między innymi, przed przemocą ze strony żołnierzy radzieckich, potem wstąpił do Milicji Obywatelskiej. W 1945 roku dostał powołanie do wojska i polecenie dokształcania się. Ze szkoły oficerskiej wydalono go jednak za ślub kościelny z córką kułaka.
  • Kronikarz jest wdowcem, ojcem trzech synów i trzech córek, doczekał się 16 wnucząt i 8 prawnucząt.
  • W pisaniu kroniki pomagały mu dzieci (głównie córka Małgorzata, obecnie sołtys Turu), wnuki i znajomi.

  • Sołectwo chce wydać kronikę (koszt 10 tys.). Zadanie zapisano w „Planie odnowy miejscowości Tur”. Autor ma nadzieję doczekać tej chwili...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska