Były elanowiec: - Tak się bałem, że prawie się posikałem

Do strzelaniny doszło 18 lipca 2017 r. na skrzyżowaniu ul. Matejki i Mickiewicza. Jak dowodzi prokuratura, z pistoletu strzelali Tomasz S. i Paweł S., a z rakietnicy - "Misza". Strzelali do pseudokibiców Elany, którzy na skrzyżowaniu zajechali im drogę srebrną mazdą. Ostatecznie nic się nikomu nie stało, jednak śledczy oskarżyli trzech wymienionych mężczyzn o usiłowanie zabójstwa oraz sprowadzenie zagrożenia dla okolicy. Całej trójce grozi nawet dożywocie.

Oskarżeni od początku nie przyznają się do winy. Broniąca ich piątka adwokatów trzyma się tego, że sami najpierw zostali zaatakowani przez pseudokibiców ze srebrnej mazdy pod siłownią "Bella Line" przy ul. Żółkiewskiego. Dziś zeznania pod przysięga składał Damian S., który wraz z oskarżonymi jechał w kluczowym momencie w czarnym audi. Tak dokazywał na sali rozpraw, że został ukarany 2 tys. zł grzywny za naruszenie powagi sądu.

Czy wie pan, w jakiej sprawie pana wezwano? - standardowo zapytał sąd 24-letniego Damiana S., byłego elanowca, na wstępie. - Tak - odparł. - Chodzi o uratowanie nam życia przez pana Tomasza.

Tylko u nas: Sprawdź czy dogadałbyś się w więzieniu?

Według Damiana S. tamtego lipcowego dnia najpierw on w towarzystwie Tomasza S., jego syna Macieja S., Michała M. oraz Pawła S. został zaatakowany przed "Bella Line". Tutaj pseudokibice Elany mieli ich napaść najprawdopodobniej z maczetami w rękach. Już odjeżdżali sprzed siłowni czarnym audi, gdy napastnicy wybili im szybę w aucie. Co działo się dalej? "Sopel" miał zgodzić się rozwieźć wszystkich pasażerów do domów. Najpierw odstawił syna w okolicę Słonecznych Tarasów. Potem jechał w kierunku tzw. koszar, czyli budynków przy ul. Mickiewicza. Tutaj mieszka Paweł S.

Co Damian S. zapamiętał ze skrzyżowania ul. Matejki i Mickiewicza? Niewiele. - Srebrny samochód (ten z pseudokibicami-przyp.red.) zajechał nam drogę. Wiedzieliśmy już, że jadą nim ci spod "Belli". W nasza stronę wybiegły dwie-trzy zamaskowane osoby, z siekierami albo nożami. Od nas z samochodu wybiegł Michał M. z rakietnicą, żeby ich odstraszyć. Potem pan Tomasz zaczął strzelać. Powiedział, że odda 2-3 strzały, też żeby odstraszyć. Gdy padły strzały, schowałem głowę pod fotel - zeznawał dziś Damian S.

Więcej na kolejnej stronie >>>>

Twierdzi, że wszystko działo się bardzo szybko i towarzyszył mu ogromny lęk. - Tak się bałem, że się prawie posikałem ze strachu. Człowiek jest tylko człowiekiem - mówił. - Do tej pory dziękuję panu Tomaszowi za uratowanie nam życia. Pan Tomasz jest dla mnie bohaterem.

Po tym opisie sytuacji sąd odtworzył Damianowi S. monitoring ze skrzyżowania. Nie widać na nim, by ktokolwiek z pasażerów srebrnej mazdy biegł w stronę czarnego audi z niebezpiecznymi narzędziami. Przeciwnie. Nagranie dokumentuje, jak pseudokibice uciekają przed strzelającymi z pistoletu i rakietnicy towarzyszami Damiana S. "Gdzie są te osoby, które do was biegły?" - dwukrotnie pytała sędzia Hanna Konrad świadka, co wprawiło go w wyraźne zdenerwowanie. - To były głupie pytania - odparł.

Tylko u nas: Sprawdź czy dogadałbyś się w więzieniu?

Ponieważ już wcześniej Damian S. dokazywał na sali rozpraw, był ostrzegany, że może zostać ukarany karą porządkową. Tak też się stało. Sędzia wymierzyła mu karę 2 tysięcy zł grzywny za naruszenie powagi sądu.

Kim jest Damian S.? To 24-letni torunianin, który - jak twierdzi - już cztery lata temu przestał jeździć na mecze piłkarskiej Elany. Skończył z tym, gdy urodziło mu się dziecko i zmieniły życiowe priorytety. Sugeruje, że to właśnie jego skończenie z kibicowaniem miało sprowokować agresję pseudokibiców. W Toruniu nie jest jednak tajemnicą, że strzelanina na Bydgoskim Przedmieściu była kolejną odsłona walki o wpływy dwóch skonfliktowanych grup związanych ze środowiskiem przestępczym.

Jeszcze przed strzelaniną dom Damiana S. został zaatakowany przez kilku młodych mężczyzn. Nacierali na drzwi, ale ich nie otworzyli. Wszystko nagrała kamera, zainstalowana na podwórzu posesji. Skąd się tam wzięła? - Mój dziadek był prezesem Elany. Mój pradziadek też był prezesem Elany. Mój dziadek potem prowadził zakład krawiecki, a następnie firmę akumulatorową. Zmarł 4-5 lat temu. Ojciec założył monitoring w obawie o pozostawione w hali sprzęty - tłumaczył dziś w sądzie Damian S. Nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego o ataku na dom i jego ciężarna wówczas narzeczoną nie opowiedział sam z siebie, tylko dopytywany przez sąd.

Więcej o procesie w sobotę w "Nowościach"

Polecamy: "NOWOŚCI" PLUS. Zobacz co dla ciebie przygotowaliśmy!

NowosciTorun