Nestorem firmy był mój pradziadek Adam Jaugsch, urodzony w 1850 r. w Sarnowej (obecnie dzielnica Rawicza). Jego ojciec Wawrzyniec Jaxa-Jaxiewicz, brał udział w powstaniu styczniowym. Po jego upadku został zesłany na Syberię. Aby wrócić na ziemie polskie i zamieszkać na terenie zaboru pruskiego, musiał zmienić nazwisko na niemieckie. Już jako Jaugsch osiadł na Podgórzu ( wówczas odrębnym mieście) i przy zbiegu dzisiejszej ulicy Poznańskiej z Hallera prowadził kuźnię.
Jego syn Adam zajmował się handlem nierogacizną. Pomagali mu w tym synowie: Stanisław (1879-1947), Artur (1882-1933) i Bernard, mój dziadek (1888-1935 r.)
Rodzinna spółka Jaugschów
Najstarszy z tej trójki, Stanisław założył spółkę zajmująca się nie tylko handlem rogacizną, ale także produkcją i eksportem szynek, bekonów, wędlin. Jego wspólnikiem został brat Bernard oraz przez jakiś czas pan Scholz. Po jego spłaceniu, do spółki wszedł syn Stanisława - Norbert, wówczas maturzysta, jedyny z całej rodziny, który całe swoje życie zawodowe związał z branżą mięsną.
W pobliżu miejskiej rzeźni przy Szosie Lubickiej (późniejszy Tormięs, obecnie ruiny) wybudowali swoją przetwórnię. Z rzeźnią miejską byli powiązani interesami. Udzielili jej nawet jakiejś pożyczki i w zamian korzystali z ubojni. Świadczyli sobie nawzajem różne usługi.
W latach dwudziestych i trzydziestych minionego wieku Jaugschowie wybudowali nowe hale produkcyjne, unowocześnili zakład. Ich wyroby cieszyły się znakomitą renomą, zdobywały liczne nagrody na targach krajowych i międzynarodowych. Prowadzili eksport bekonów, szynek i konserw m.in. do Austrii, Niemiec, Czechosłowacji Hiszpanii, USA i Anglii.
Mój dziadek Bernard zmarł w 1935 roku, a że od dziewięciu lat był wdowcem, opiekę nad czwórką osieroconych, wówczas małoletnich dzieci przejął jego brat Stanisław. Wywiązywał się z tego znakomicie. Dziadek zamierzał każdemu z dzieci pozostawić kamienicę. Zdążył wybudować jedną, tę, w której przez wiele lat na Podgórzu mieścił się komisariat. Niemal bliźniaczą kamienicę, tylko jeszcze bardziej okazałą, przy ul. Bydgoskiej 54 postawił Stanisław. Rodzina wujka wykupiła też piękną willę z pruskiego muru przy skrzyżowaniu ul. Bydgoskiej z ul. Konopnickiej, tę, gdzie każdego roku tak pięknie kwitną magnolie.
Paczki dla jeńców
Podczas wojny Stanisław Jaugsch, chociaż pod niemieckim nadzorem, pracę w swoich dawnych zakładach traktował jak u siebie. Przekazywał wyroby organizacjom wysyłającym paczki do jenieckich obozów. Został na tym przyłapany. Niemiecki sąd skazał go na karę śmierci, a jego żonę Felicję i najstarszą córkę Bernarda - Dobromirę, moją mamą, które mu pomagały - na 3,5 roku więzienia. Przeszły drogę od toruńskiego okrąglaka do więzienia w Lubece. Cukrzyca wujka Stanisława, a przede wszystkim łapówka przekazana w Berlinie niemieckiemu adwokatowi wpłynęły na zmianę wyroku z kary śmierci na 15 lat.
Długo by można opowiadać o wojennych losach moich krewnych. Witold - syn Bernarda walczył w Powstaniu Warszawskim, trafił do obozu w Pruszkowie, skąd uciekł. We wrześniu 1945 r. przyjechał do Torunia i jako pracownik fizyczny zatrudnił się w firmie będącej do niedawna własnością rodziny. Po trzech dniach został przez komisarza wyrzucony, jako element niepożądany. Wyjechał do Wrocławia.
Czytaj także: Jak mój ojciec wywiózł z Torunia dwie skrzynie tajnych dokumentów [ALBUM RODZINNY]
Wujek z żoną i z moją mamą w kwietniu 1946 r. wrócili z niemieckich więzień do Torunia. Stanisław Jaugsch wycieńczony chorobą i wiezieniem, bezradny wobec powojennej rzeczywistości, zmarł w 1947 r.
Jego syn Norbert przeniósł się do Warszawy, gdzie organizował Biuro Handlu Zagranicznego przy Centrali Mięsnej. Dzięki przedwojennym kontaktom, udało mu się wypromować polską szynkę Krakus i inne przetwory w USA i Europie. Był specjalistą od spraw jakości i ekspertem Polskiej Izby Handlu Zagranicznego. Zmarł w 2004 r. i spoczął w rodzinnym grobowcu na cmentarzu na Podgórzu.
Stanisław miał też córkę Gizelę, która zmarła na zapalenie płuc mając niespełna 14 lat i córkę Hildegardę, nieco dziwnego charakteru. W Lozannie zdobyła uprawnienia nauki języka francuskiego. Po wojnie zajmowała się obsługą windy w „Koperniku”. Nie przywiązywała żadnego znaczenie do wyglądu, ubioru, stylu życia, jedzenia, za to dużo czytała.
Polecamy obejrzeć:
Zobacz galerię: Nasza "Katarzynka" - w rocznicę pierwszego rejsu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?