MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Format w formie

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
No i proszę, jednak się udało. A wydawało się to jeszcze mniej prawdopodobne, niż Oscar dla polskiego filmu w kategorii efekty specjalne.

<!** Image 1 align=left alt="Image 21149" >

No i proszę, jednak się udało. A wydawało się to jeszcze mniej prawdopodobne, niż Oscar dla polskiego filmu w kategorii efekty specjalne. Oto bowiem zaczęliśmy sprzedawać polskie formaty telewizyjne, awansując z szarej masy pożeraczy cudzych pomysłów do elitarnego klubu ich eksporterów. Najpierw głośno było więc o „M jak miłość” - czyli w rosyjskiej wersji tasiemcu „Lubow kak lubow” - a teraz na targach produkcji telewizyjnej w Cannes pojawiły się już zakusy na kolejne dzieła naszych fachmanów.

Format to we współczesnych telewizjach rzecz święta. Bo to nie tylko pomysł scenariusza programu, to także cała jego obudowa promocyjna, reklamowa, określone typy prezenterów czy bohaterów. Telewizyjni menedżerowie ryzykować raczej nie lubią, więc z radością przyjmują takie prezenty, minimalizujące ryzyko wpadki. No a tak swoją drogą obserwacja losów „Idoli” czy „Big Brotherów” pozwala zadumać się nad tym, jak bardzo telewizyjna gawiedź nam się zglobalizowała. To samo sprzedaje się tak samo w każdym kącie świata.

Jak większość telewizji z krajów peryferyjnych showbiznesowo konsumowaliśmy dotąd dorobek innych - co najwyżej próbując majstrować jakieś podróbki, co kończyło się żałośnie. Importowaliśmy i telenowele, i teleturnieje, i seriale - „Fala zbrodni” to na przykład format szwedzki (trudno się więc dziwić, że dowodzi tam kobieta).

Na szczęście w publicznej telewizji ostało się kilka rodzimych produkcji, które publika kocha na zabój. I ktoś myślący zauważył, że być może w Europie Środkowo-Wschodniej robiłyby one lepsze wrażenie niż formaty latynoskie czy amerykańskie. W końcu i problemy podobne, i ludzie.

Zaczęło się od rekordzisty „M jak miłość” - trochę ponabijano się z delikatnych rosyjskich przeróbek, ale po paru tygodniach uśmiechy niedowiarków zgasły. Bo oglądalność stacji emitującej „Lubow kak lubow” skoczyła o 150 proc. i zajmuje pierwsze miejsce w świetnym czasie antenowym. Teraz w kolejce stoją już Czesi i Węgrzy. Kolejnymi hitami mają być „Na dobre i na złe” - bo seriale szpitalne to żyła złota - a nawet „Glina”, najlepszy polski odcinkowiec kryminalny ostatnich lat.

I tylko szkoda trochę, że ten eksport pomysłów zaczął się tak późno, bo parę osób gdzieś po drodze poznikało. Jak choćby świetny wymyślacz formatów teleturniejowych Wojciech Pijanowski - najbardziej znany jednak jako prowadzący „Koła Fortuny”. Formatu nad formatami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska