Wątków jest wiele, momentami poseł nawet lekuchno mięknie, gdy na przykład o swej głośnej wypowiedzi, że tacy dziennikarze jak Lis, Kraśko i Tadla powinni z TVP zniknąć i znikną, mówi teraz, że „to był niezbyt szczęśliwy skrót myślowy”. W projektowanej Radzie Mediów Narodowych zasiadać mają ludzie wskazani przez Sejm, Senat i prezydenta. We wszystkich tych organach niepodzielnie rządzi PiS. Pyta więc dziennikarka: „Jakie dajecie gwarancje niezależności przyszłym dyrektorom?”. „A jakie gwarancje niezależności mają szefowie BBC czy w mediach publicznych we Francji lub w Niemczech?” - odpowiada pytaniem na pytanie Czabański. Nie tylko sprytnie wykręca się od odpowiedzi, ale jednocześnie sugeruje, że tak, jak ma być u nas, jest wszędzie.
Poseł nawet lekuchno mięknie, o swej głośnej wypowiedzi, że tacy jak Lis, Kraśko i Tadla powinni z TVP zniknąć i znikną, mówi teraz, że „to był niezbyt szczęśliwy skrót myślowy”. - Ryszard Warta
A jest? Tu, jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach. Analogia francuska wydaje się najbliższa: członków Conseil supérieur de l’audiovisuel, odpowiednika naszej KRRiT, także wskazuje prezydent i obie izby francuskiego parlamentu. Tyle tylko, że system jest tak skonstruowany, że szefa CSA na całą sześcioletnią kadencję wskazuje prezydent, ale 6-letnie kadencje członków CSA nie są równoległe, co dwa lata senat i zgromadzenie narodowe wskazują po jednym nowym przedstawicielu, co dwa lata więc następuje wymiana 1/3 składu.
Dzięki temu skład CSA, choć polityczny, nie jest prostym odbiciem aktualnego układu politycznego. „Nasz projekt podporządkowuje media większości parlamentarnej i prezydentowi, czyli politykom z silnym mandatem obywatelskim” - podkreśla Czabański i dodaje, że za 4 lata PiS będzie rozliczany także za stan mediów publicznych. Niewątpliwie. Ja nawet rozumiem tę logikę: wygrywamy wybory, mamy demokratycznym mandat, bierzemy odpowiedzialność za wszystko, łącznie z państwowymi mediami. OK, ale kadencja członków RMN ma trwać 6 lat, może być więc tak, że za 4 lata rada będzie tworzona przez ludzi wskazanych przez tych, ktorzy własnie ów silny mandat stracili.
Porównanie do mediów publicznych w Niemczech jest jeszcze bardziej karkołomne. Pomijając już wszystkie różnice wynikające z federalnego ustroju, co przekłada się na to, że media publiczne są tam osadzone na systemie autonomicznych nadawców w poszczególnych krajach związkowych i tam nie ma tak prostego przełożenia polityki na media. Weźmy na przykład taką Bawarię. Szefa Bayerischen Rundfunk, nadawcę publicznego, wybiera Rundfunkrat, coś w rodzaju rady nadzorczej.
Owszem, są tam czynni politycy, rządzącą od lat w tym landzie CSU reprezentuje 7 członków, ale jest też 4 członków wskazanych przez SPD i 2 spośród Zielonych i niezależnych. Co ważniejsze, politycy stanowią mniejszość, bo cała reszta z 47 członków Rundfunkrat to reprezentanci najróżniejszych organizacji społecznych - od związku rolników po stowarzyszenia artystyczne, naukowe, poprzez związki zawodowe, izby przemysłowe, nawet ten okropny związek wypędzonych. Swoich ludzi mają także Kościoły i grupy wyznaniowe, zresztą aktualnym szefem rady jest katolicki duchowny dr Lorenz Wolf.
Upolitycznienie polskich mediów publicznych to od lat jedna z największych ich słabości. Teraz jednych „naszych” zastąpią inni „nasi”. Zmiana będzie bez wątpienia. Ale czy dobra?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
