MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jaś umierał dwa tygodnie

Radosław Rzeszotek
Rano dwuletni Jaś wyglądał na przeziębionego. W południe dwie lekarki i trzy pielęgniarki bezskutecznie próbowały przywrócić mu oddech. „Erką” przewieziono go na intensywną terapię...

Rano dwuletni Jaś wyglądał na przeziębionego. W południe dwie lekarki i trzy pielęgniarki bezskutecznie próbowały przywrócić mu oddech. „Erką” przewieziono go na intensywną terapię...

<!** Image 2 align=right alt="Image 27916" >Zaczęło się od kataru. Nikt by nie pomyślał, że może to być pierwszy objaw śmiertelnej choroby. Katar u dzieci bawiących się na podwórku to przecież nic nadzwyczajnego. Dzień później Jaś obudził się z podwyższoną temperaturą. Mama była przygotowana, w domowej apteczce czekał na takie okazje syrop. Ale na wszelki wypadek postanowiła zaprowadzić dziecko do lekarza.

Pokazywał, jak bardzo go boli

Jasiu Korpalski 7 czerwca został zbadany przez lekarza pierwszego kontaktu w przychodni przy ul. Poznańskiej w Toruniu. Doktor Krystyna Płocka jego stan opisała lakonicznie: „Stan podgorączkowy, katar, gardło zaczerwienione i przyspieszona akcja serca”. Ten ostatni obaw zaniepokoił ją, zwróciła na to uwagę. Zapisała antybiotyk i tantum verde na gardło. Stwierdziła, że choroba dopiero się rozwija i nie ma co przesadzać. Dziecko wróciło do domu. A w zasadzie do domu opiekunki, która mieszka nad przychodnią.

- Dwie godziny później opiekunka do mnie zadzwoniła i powiedziała, że z Jasiem jest tak źle, że ona boi się z nim sama zostać - mówi Magdalena Korpalska, mama Jasia. - Pokazywał, że bardzo go boli. O jedzeniu nie było mowy, o piciu także. Nie chciał nawet połykać śliny, bo taki mu to sprawiało ból. Był tak słaby, że leciał jej przez ręce. Przyjechałam najszybciej jak mogłam. Opiekunka była już z nim na dole...

Co działo się z Jasiem w przychodni przy ul. Poznańskiej, trudno ustalić. Relacja dr Bożeny Łukasiewicz-Radziszewskiej, kierowniczki przychodni, różni się od tego, co mówią matka Jasia i opiekunka.

- Zaniosłam chłopca na dół, bo oddychał już tak ciężko, że trzeba było mu coś podać - mówi Katarzyna Grzankowska, opiekunka Jasia. - Był przytomny, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Próbowałam mu dać syrop, ale go zwymiotował. Jak lekarki go zobaczyły, to wpadły w panikę. Pani Radziszewska kazała zrobić Jasiowi jakiś zastrzyk. Kilka razy pytała mnie, czy dziecku nie wpadło coś do gardła. Powtarzałam, że nie, bo przecież cały czas miałam go na rękach. A ona, że może coś tkwi mu tam od wczoraj. A Jaś w tym czasie zaczął już robić się siny. Tracił oddech. Ale reanimacja i sztuczne oddychanie zaczęło się dopiero wtedy, gdy przyszła doktor Kucharska. To ona zaczęła go ratować. Wcześniej panie Radziewszka i Płocka próbowały z gardła dziecka wydostać coś, czego tam nie było. Przekręcały go do góry nogami, klepały po pleckach i powtarzały „wypluj to, wypluj to”. Nikt mi nie wmówi, że było inaczej. Widziałam to wszystko, bo cały czas byłam przy dziecku.

Kiedy przyjechała „erka”, Jasiu umierał. Lekarzowi i ratownikom udało się jednak przywrócić akcję serca. Przewieziony został do Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Toruniu.

- Oczywiście, że próbowałam reanimować to dziecko, ale kiedy je do nas przyniesiono, było już sine i nieprzytomne - zapewnia dr Bożena Łukasiewicz-Radziszewska. - W pierwszej chwili sądziliśmy, że coś utknęło mu w gardle. Jestem lekarzem ze zbyt długim stażem, żeby nie wiedzieć, co należy robić w takich sytuacjach. Podana mu została atropina. Wezwaliśmy też pogotowie. Ale przecież to dziecko miało sepsę, prawda?

Bożena Łukasiewicz-Radziszewska jako kierowniczka przychodni nie dopilnowała, aby na czas dokonano wpisu w karcie zdrowia Jasia Korpalskiego. Opis akcji ratunkowej prowadzonej przez lekarki pracujące w przychodni znalazł się w niej dopiero po dwóch tygodniach.

Czy wybudzi się ze śpiączki?

- W karcie wypisanej przez lekarza pogotowia, który przyjechał do tego dziecka, zapisano, że przyczyną nagłego zatrzymania krążenia było zapalenie krtani - mówi Henryk Wróbel, dyrektor toruńskiego pogotowia ratunkowego. - W wyniku reanimacji lekarza pogotowia akcja serca została przywrócona. Jeśli zaś chodzi o panią doktor Radziszewską, to jestem przekonany, że robiła wszystko co w jej mocy, aby pomóc temu dziecku. Przecież w przeszłości pracowała w pogotowiu. Niestety, są przypadki, kiedy medycyna jest bezradna.

W szpitalu okazało się, że choć dziecko przeżyło, jego mózg został z uszkodzony. Lekarze nie byli w stanie powiedzieć, w jakim stanie dziecko wybudzi się ze śpiączki. Ani czy w ogóle się wybudzi. Dr Władysław Sinica, ordynator oddziału intensywnej terapii, stwierdził, że powodem zapaści mogła być bakteria haemophilus influenzae. Diagnoza okazała się trafna. Mimo że dziecko zostało poddane natychmiastowemu leczeniu, w pierwszych dniach jego stan nie ulegał poprawie. Bakteria wywołała tzw. sepsę.

- Lekarze nie ukrywali przed nami prawdy - mówi Stefan Korpalski, ojciec Jasia. - Wiedzieliśmy, że Jasiu może nie przeżyć. Pozwolili nam przy nim być. Jego serduszko kilka razy przestawało bić, ale udawało się znów je obudzić. Te dwa tygodnie w szpitalu chyba nas do tego przygotowały. Chociaż różni ludzie mówili nam, że przecież cuda się zdarzają i ludzie wybudzają się ze śpiączki po paru latach. Ale my jakbyśmy tego nie słyszeli. Nasze życie ograniczyło się do tej salki, gdzie leżał nasz synek.

Braciszek jest u aniołków

Mama Jasia siedziała w barze przy kawie po kolejnej nieprzespanej nocy. Czekała. Sama nie wiedziała, na co czeka. Przybiegła po nią pielęgniarka. Spojrzała w oczy i powiedziała: niech pani natychmiast do niego pójdzie.

<!** reklama left>- Poszłam. Usiadłam obok łóżka, jak zwykle - jej głos się nie załamuje. - Wzięłam go za rączkę. Głaskałam po niej, kiedy zmarł. Tak po prostu... To był 21 czerwca. Dokładnie godzina 19.

W domu czekało dwoje rodzeństwa Jasia. 8-letnia Zuzia i 5-letni Kacper. Powiedziała im, że Jaś zamieszkał wśród aniołków. Zrozumiały. Nawet troszkę się ucieszyły, bo wśród aniołków nie jest przecież źle. Poszły na cmentarz, kiedy zakopywano trumnę z ciałem ich brata. Trzymały się za ręce.

- Mamo? Czy masz dla mnie przebranie kreta? - spytał Kacper kilka dni po pogrzebie. - Bo chcę zamienić się w kreta. Wykopię w ziemi tunel i dostanę się do Jasia. Wyciągnę go stamtąd, wsadzę na rower i przywiozę do domu, dobra?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska