Na brak klientów nie narzekały wczoraj ani wielkie, ani małe sklepy spożywcze. W pubach i restauracjach ruch był od południa do późnego wieczora.
Większość właścicieli sklepów czy restauracji nie miała dylematów związanych z tradycją narodową.
- Klienci by nas chyba zlinczowali, gdybyśmy nie otworzyli sklepu - mówi Maciej Kopczyński, współwłaściciel toruńskich „Delikatesów Staropolskich” przy ul. Prostej. - Argumentem o „szarganiu świętości narodowych” posługują się najczęściej ci, którym nie w smak świąteczny handel w supermarketach. Moim zdaniem, sprawa jest prosta: handel opiera sie na ekonomii, a nie na ideologii. Prywatnie też wolałbym, żeby ludzie zrobili zakupy wcześniej. Ale tak się nie dzieje.
W osiedlowych sklepach spożywczych i w centrum miasta klientów nie brakowało od rana. Dla wielu pracujących taki dzień jest okazją do zrobienia zakupów.
- Nie będziemy po zwykłe produkty jeździć na drugi koniec miasta do supermarketu - mówią Barbara Matuszak i Anna Kowalska, klientki ze śródmieścia.
Ruch w sklepach spożywczych był podobny jak w niedzielę.
- Czyli stanowił około jednej trzeciej tego, co w poniedziałek - szacuje Elżbieta Zajączkowska, kierownik zmiany delikatesów przy Prostej.
Kusiły wczoraj także cukiernie blachami rogalików św. Marcina.
- Prawie w każde święto staramy się handlować - mówi Lucyna Syrocka, właścicielka sieci cukierni „Lucynka”. - Jeśli klientów nie ma, zawsze można sklep zamknąć. Ale próbować trzeba, tym bardziej że robi to konkurencja.
Z tego samego założenia wyszli właściciele pubów i barów. Zabawę do nocy, do ostatniego klienta, zaplanowało wiele toruńskich lokali.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?