MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni taki sprawiedliwy

Redakcja
Wzrost: 174 centymetry. Waga: mogłaby być większa. Zawód: informatyk, księgowy. Hobby: wędkarstwo. Pasja: łapanie przestępców i pomaganie ludziom. Kiedy pojawia się w okolicy, złoczyńcy powinni się zastanowić.

Wzrost: 174 centymetry. Waga: mogłaby być większa. Zawód: informatyk, księgowy. Hobby: wędkarstwo. Pasja: łapanie przestępców i pomaganie ludziom. Kiedy pojawia się w okolicy, złoczyńcy powinni się zastanowić.

<!** Image 2 align=none alt="Image 194187" sub="Pomaga policji ścigać pijanych kierowców, łapie kłusowników, śmiecącym w lesie każe sprzątać
po sobie. Mówi, że odwagę odziedziczył po mamie. Często zdarzaja mu się niezwykłe przygody. Pewnej nocy na obwodnicy pod Toruniem pomógł kierowcy busa napompować koło, bo miał w bagażniku kompresor. Okazało się, że to pojazd z konwoju Biura Ochrony Rządu. Potem w asyście trzech aut, uzbrojonych w koguty, Przemysław Bączkowski gnał do Warszawy z prędkością 140 km/h. [Fot. Tymon Markowski]">Nie jest szaleńcem ani fanatykiem. Nie zależy mu na nagrodach i splendorach. Raz tylko otrzymał od policjantów dyplom z podziękowaniem i szklaną pałkę. Najcenniejszy jednak był „uścisk graby” samego komendanta i słowo „Dziękujemy”. Jak sam mówi, odwagę odziedziczył po mamie. Jego motto jest proste.

<!** reklama>- Dziś ja pomogę komuś, jutro ktoś mnie - mówi Przemysław Bączkowski, brodniczanin, od kilku lat mieszkający w Bydgoszczy. Trudno byłoby zliczyć wszystkie interwencje i akty pomocy, których się podjął. Najbardziej nie lubi pijanych kierowców i śmiecenia na łonie natury.

- Już tak mam, że gdy się gdzieś pojawię, to zaraz coś się dzieje - mówi.

Dlaczego ich nie łapiecie?

Bydgoszcz, ulica Fordońska. Przed samochodem Bączkowskiego spada pustak. Inne auta też dziwnie zwalniają. Kątem oka mężczyzna dostrzega w oknie budynku stojącego przy jezdni fioletowe rękawy. Bez namysłu zawraca, zostawia pojazd na parkingu i idzie zobaczyć, co się dzieje. Od ochroniarza słyszy tylko, że ten już dzwonił na policję. Wokół opuszczonego budynku stoi kilkanaście osób. Wszędzie szkło, cegłówki, fragmenty mebli.

- Są w środku. Niech pan nie idzie, bo pana zabiją - mówi ktoś z gapiów.

Bączkowski nie słucha. Na jego widok wandale znikają. Czterech dorosłych facetów pokazuje, w którą stronę uciekli.

- Dlaczego ich nie złapaliście? - pyta mężczyzna.

- To nie nasza sprawa - odpowiadają.

Po przyjeździe patrolu policji następuje rutynowe spisywanie świadków i zabezpieczanie miejsca zdarzenia. Nikt w pościg nie rusza. Nikt, oprócz Bączkowskiego, który zamiast jechać w swoją stronę, zjeżdża pod most, bo logika podpowiada mu, że właśnie tam mogli uciec wandale. Nie myli się. Trzech wyrostków (jeden ma fioletową bluzę) wychodzi mu naprzeciw. Na widok człowieka w moro zaczynają uciekać na most (Bączkowski jest w tradycyjnym stroju wędkarza, czyli polowym uniformie wojska).

- Kiedy byli blisko mostu, krzyknąłem „Teraz zbiegaj” czy coś w tym stylu. Tak jakbym nie był sam. Oni spanikowali i schowali się za filarem. Gdy przyjechała policja, wystarczyło ich tylko wskazać. Przyznali się od razu - mówi samotny bohater. Tym razem policja nie zdobyła się na gest podziękowania.

Podstawą działania Przemysława Bączkowskiego są trzy rzeczy: logika, psychologia i zaskoczenie.

- Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby człowiek, którego poprosiłem o podniesienie puszki po piwie, mnie nie posłuchał. Nawet gdy ich jest czterech, a ja sam. Widzą niepozornego człowieczka, który zwraca im uwagę i myślą sobie, że coś tu musi nie grać - on sam, nas kilku, a wcale się nie boi, albo wariat, albo psychopata - żartuje Bączkowski. Wielu ludzi mu grozi. Jak nie śmiercią, to pobiciem. Mówią: „Znajdę cię”. Ale nie tylko na tym polega ryzyko.

Raz pędził autostradą 200 km/h, pomagając nieoznakowanemu patrolowi policji ująć kierowcę mercedesa, który od dawna sprytnie unikał kary za szybką jazdę. Innym razem prześcignął radiowóz, który nie mógł dogonić sprawcy potrącenia pieszego. Bączkowskiemu się udało.

Pościg bardzo dyskretny

Centrum Bydgoszczy. Bączkowski widzi, jak z bocznej ulicy wyjeżdża auto, kierowca łamie zakaz skrętu w lewo, a do tego uderza w inny pojazd i ucieka. Pan Przemek bez namysłu rusza za nim, ale bez hałasu. Stara się nie podjeżdżać za blisko.

- Podczas takich akcji trzeba myśleć logicznie. Gdybym go spłoszył, facet zacząłby uciekać w panice i mógłby po drodze kogoś uszkodzić - mówi łowca przestępców.

Robią jedno kółko wokół Starego Miasta, bo sprawca wraca na miejsce przestępstwa, żeby sprawdzić, jakie szkody wyrządził. Po czym znowu się oddala. Dzięki telefonowi od Bączkowskiego policja wyciąga zaskoczonego kierowcę z auta na czerwonych światłach na pobliskim rondzie. Bez szalonego pościgu, bez ryzyka.

- Wskazałem go tylko z daleka palcem. Dowiedziałem się potem, że miał 2 promile alkoholu. Oblewał to, że dostał pracę... kierowcy gimbusa - mówi Przemysław Bączkowski.

Za tę pomoc mężczyzna otrzymał podziękowanie od komendanta policji. Choć nie od razu, bo dopiero po artykule w naszej gazecie, wyjaśniającym, że nie policja ujęła pijanego kierowcę, lecz dostała go w prezencie od dzielnego obywatela.

Inny podarunek otrzymała policja warszawska.

- To było na ulicy Batorego. Na naszych oczach chłopaczek wyrwał kobiecie torebkę i zaczął uciekać w naszą stronę. Niechcący tylko mu podstawiliśmy nogę. Potem trzeba go było przytrzymać do przyjazdu policjantów, ale to nie było trudne. Kazaliśmy mu leżeć na ziemi. Coś tam przebąkiwał, że go boli, ale jakaś kara musi być - dodaje Bączkowski. Mówi, że podczas swoich obywatelskich zatrzymań stara się nie używać przemocy fizycznej, by nie zostać posądzonym o pobicie. Posługuje się raczej psychologią.

- Gdy ktoś mówi „Co mi zrobisz”, odpowiadam: „Na razie cię tylko proszę”. Jeżeli się szamocze i krzyczy, że go boli, mówię: „Nie ruszaj się, bo dopiero cię może zaboleć” - wyjaśnia.

Bączkowskiego zna wielu kierowców, którym przydarzyła się przykra przygoda w trasie, bo na widok auta, stojącego na światłach awaryjnych, mężczyzna zawsze się zatrzymuje.

Czasem wystarczy pomyśleć

- Jednym skończyło się paliwo, inni nie mają koła zapasowego. Podwożę ludzi na stację benzynową i organizuję przez CB Radio powrót albo kogoś holuję - opowiada.

Kiedyś pomógł zorganizować kable akumulatorowe dla inwalidy stojącego pod wiaduktem. Innym razem zepchnął na chodnik „renówkę” kobiety, która nie mogła uruchomić silnika.

- Stała w korku w centrum miasta i nie wiedziała, co zrobić. Upał, w samochodzie trójka płaczących dzieci, ludzie trąbią, nikt nie pomoże. Okazało się, że skończył się gaz. Wystarczyło przełączyć na benzynę - mówi Bączkowski.

Niedawno, gdy jechał przez miasto, był świadkiem jakiejś awantury, ale wyjątkowo się nie zatrzymał, bo siedzący obok kolega powiedział: „Daj sobie spokój. I tak ci nie podziękują”. - Wtedy odpuściłem, ale następnym razem nie odpuszczę. To jest ode mnie silniejsze - zapewnia.


Fakty

Każdy ma prawo ująć bandytę

Zatrzymanie obywatelskie opisuje artykuł 243. Kodeksu postępowania karnego, który w paragrafie pierwszym mówi: „Każdy ma prawo ująć osobę na gorącym uczynku przestępstwa lub w pościgu podjętym bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości”. Z tego uprawnienia może skorzystać każdy, nie tylko ofiara przestępstwa, zarówno zwykły obywatel, jak i pracownik ochrony. Dotyczy to również postępowania wobec sprawców wykroczeń.

Bandyta, który zaatakuje interweniującego obywatela odpowiada jak za napaść na policjanta. Grozi mu kara do 10 lat więzienia lub w przypadku zabójstwa - wyrok od 12 lat, 25 lat lub dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska