Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prąd niesiemy, prąd!

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Elektryfikacja była sztandarowym przedsięwzięciem w ramach budowy socjalizmu. Jak wszystko w PRL-u i ona kulała - brakowało pieniędzy i materiałów. Sprawę w swoje ręce wziął Henryk Ś. Wynagrodzono go za to 8-letnim wyrokiem.

Elektryfikacja była sztandarowym przedsięwzięciem w ramach budowy socjalizmu. Jak wszystko w PRL-u i ona kulała - brakowało pieniędzy i materiałów. Sprawę w swoje ręce wziął Henryk Ś. Wynagrodzono go za to 8-letnim wyrokiem.

<!** Image 2 align=none alt="Image 184561" sub="W latach 50. ubiegłego wieku doprowadzenie prądu do odległych wsi było jednym z priorytetów w rozwoju kraju. Na pierwszym miejscu stawiano elektryfikację PGR-ów (na zdjęciu), aby pomóc im w realizowaniu haseł o wyższości gospodarki scentralizowanej na wsi nad rolnictwem indywidualnym. FOT. ARCHIWUM">

W 1939 roku tylko 6 proc. polskich wsi miało prąd. Na terenie powojennego województwa bydgoskiego było ich dokładnie 153, w okresie okupacji przybyły kolejne 42.

Po wojnie elektryfikację PZPR wypisała na swoich sztandarach. Powstawały specjalne przedsiębiorstwa i społeczne komitety, a państwo dopłacało trzecią część kwot wnoszonych przez mieszkańców wsi. Do końca 1950 r. w województwie zelektryfikowanych było 355 wsi (na ponad 2,5 tys. istniejących). Okazało się, że w tym tempie elektryfikacja potrwa do... 2020 r.!

<!** reklama>

Konieczne były gruntowne zmiany.

„Opisany etap elektryfikacji, mimo konkretnych osiągnięć, wykazał jednak i swoje braki. Nie dawał on dostatecznej możliwości oddziaływania na wieś pod kątem klasowym, obejmowania przede wszystkim gromad, złożonych z chłopów biednych mało- i średniorolnych. Komitety elektryfikacyjne nie sprawdziły się, dominowali w nich kułacy” - pisała ówczesna prasa. Ustawa o elektryfikacji z 1950 roku przewidywała centralne planowanie i zwiększenie nakładów państwowych do 60 proc.

<!** Image 3 align=none alt="Image 184561" sub="Elektryczne dojarki oznaczały znaczący postęp w hodowli Fot. Archiwum">

„Dojścia” pilnie poszukiwane

I to rozwiązanie nie okazało się dobre. Spowodowało niekończący się napływ próśb, wniosków, skarg i zażaleń od tych, którzy nie trafili do centralnego planu. Powszechną praktyką stało się szukanie „dojść”. Aby znaleźć się w planie na dany rok, mieszkańcy interweniowali poprzez partię, związki zawodowe, organizacje społeczne, radio i prasę. Ze względów politycznych i klasowych prawo do świecących żarówek mieli mieć w pierwszej kolejności pracownicy państwowych gospodarstw rolnych, co spotkało się z licznymi protestami na wsi.

<!** Image 4 align=right alt="Image 184561" sub="Prace przy budowie sieci Fot. Archiwum">Doprowadzenie prądu stawało się często okazją do wielkiej lokalnej fety. Sekretarz podstawowej organizacji partyjnej we wsi Korce, Józef Sala, uparł się, że żarówki rozbłysną 21 grudnia 1950 r., by godnie uczcić urodziny tow. Stalina. Uradowane kobiety wykupiły z tej okazji w pobliskim Szubinie wszystkie żelazka, a mężczyźni - odbiorniki radiowe. Młodzież zmuszono do udziału w okolicznościowej akademii.

Za to w Morgach pod Świeciem nad Wisłą wszystko wykonano własnym sumptem. Nie można było jednak uruchomić we wsi żadnych urządzeń, bo... nie było skąd wziąć liczników prądu.

Kolejne lata upływały pod znakiem sporów, wywierania presji i... skarg na brak materiałów i urządzeń. W latach 1951-56 w naszym regionie zelektryfikowano kolejne 293 wsie.

30 marca 1953 r. Okręgowy Zarząd PGR w Bydgoszczy w piśmie do Prezydium WRN prosił o włączenie do planu elektryfikacji gospodarstwa PGR Dźwierzno koło Torunia. Dźwierzno było już na liście w 1952 roku i wypadło z planu. „Niezelektryfikowanie w bieżącym roku może spowodować przykre następstwa w postaci niewykonania zadań produkcyjnych oraz może się odbić demobilizująco na załodze gospodarstwa, co już miało miejsce w ubiegłym roku i odbiło się echem w radiu polskim oraz prasie. Załoga zagroziła ponownym zaproszeniem reporterów”.

Zmiany polityczne w kraju, a zwłaszcza Październik 1956 r. i dojście do władzy Gomułki jeszcze pogorszyły sytuację. „Obecnie pęd chłopów ku elektryfikacji jest olbrzymi. Masowo powstają społeczne komitety i proszą o częściową pomoc państwa” - napisano w sprawozdaniu PWRN w Bydgoszczy za 1956 r.

<!** Image 5 align=left alt="Image 184561" sub="Elektryfikujemy... fot. www.fareo.poh.pl">Na dobre zawrzało jednak dopiero rok później, kiedy plan elektryfikacji „obcięto” nagle o piątą część. Z planu zaczęto wykreślać kolejne miejscowości. W innych oczekiwanie na prąd - mimo wszelkich obietnic - wydłużało się ponad miarę.

Właśnie wówczas do zakładów elektrycznych w województwie bydgoskim, których centrala mieściła się w Gdańsku, dołączyło świeżo powstałe Bydgoskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Sanitarnego i Elektrycznego. Jego dyrektorem został Stanisław O., a zastępcą ds. technicznych - Henryk Ś. Przedsiębiorstwo w planie na 1957 r. miało doprowadzenie prądu do 8 wsi w okolicach Mroczy i 8 koło Radziejowa Kujawskiego.

Prace szły żwawo, nawet bardzo żwawo na tle innych firm. Henryka Ś. chwaliły czynniki partyjne i społeczne, w superlatywach pisała o nim prasa.

Podejrzanie szybkim wykonywaniem zadań zainteresowała się Najwyższa Izba Kontroli. Niebawem zaalarmowała prokuraturę. Wczesną wiosną 1958 r. aresztowano całe kierownictwo przedsiębiorstwa.

23 stycznia 1959 r. w Bydgoszczy rozpoczął się proces określany jako „jeden z największych w Polsce o nadużycia gospodarcze”. Na ławie oskarżonych zasiadło aż 25 osób.

<!** Image 6 align=right alt="Image 184561" sub="Oho, tu mają prąd... Fot. Archiwum">Ekonomia socjalizmu

Głównym winowajcą miał być wicedyrektor Henryk Ś. Jak twierdził prokurator, Ś. sporządzał fikcyjne dowody obrotu materiałami, na podstawie których rozliczał się z rolnikami. Chętnie też ofiarowywał swoje usługi w zdobywaniu deficytowych materiałów.

Sprawa nie mieściła się jednak w kanonach zwykłej przestępczości. Henryk Ś. z rozbrajającą szczerością obnażył na sądowej sali nierealne założenia gospodarki zwanej socjalistyczną.

„Od początku powstania BPBSiE działalność przedsiębiorstwa oparta została na fikcji, a nie na zdrowych podstawach gospodarczych” - powiedział. Na takie dictum oburzyli się sędziowie i sprawozdawcy.

Henryk Ś. wyjaśnił sądowi: „Już po pół roku pracy zorientowałem się, jak duże są braki materiałów i że jedynym sposobem terminowego wykonania zaplanowanych prac jest pozyskanie tych materiałów inną drogą. Kupowałem je za łapówki.

Pieniądze na ten cel pobierałem od rolników, którym wyjaśniałem, że to jedyna droga. W zamian wystawiałem im fikcyjne rachunki na materiały budowlane, dzięki którym rolnicy odzyskiwali pieniądze od komitetów elektryfikacyjnych. Zasadą było, że łapówka wynosiła połowę oficjalnej ceny deficytowego materiału”.

Jak okazało się w czasie procesu, proceder zapoczątkowany przez Henryka Ś. szybko podchwycili współpracownicy. Za ich milczenie Ś. płacił i to niemało. Nikt nie protestował. Przed sądem ludzie mówili, że traktowali pieniądze od Ś. jako dodatkowe wynagrodzenie albo rekompensatę za wydatki podczas delegacji. Dyrektor Stanisław O. wyznał np.: „Ś. wsuwał mi od czasu do czasu kopertę do biurka albo do jesionki. Myślałem, że to były listy od niego”. W sumie dostał 7-8 tys. zł. Podpisywał też nagrody ze specjalnego funduszu dla pracowników, którzy w zamian za to mieli odpalać dolę na łapówki. Poirytowany tą udawaną naiwnością sąd w pewnej chwili zapytał „Kto więc u was był właściwie dyrektorem, oskarżony czy Henryk Ś.?”.

<!** Image 8 align=none alt="Image 184567" sub="Do zelektryfikowania kraju nie wystarczały nowe linie przesyłowe. Równie ważna była produkcja mocy. Na zdjęciu nowoczesna jak na owe czasy „szafa”, czyli centralny komputer, sterujący pracą nowego bloku elektrowni. Fot. Archiwum">

Zdemoralizował przedsiębiorstwo

Aby zapewnić sobie milczenie zwierzchników, Ś. ofiarował pracownikowi centralnego zarządu 3500 zł łapówki, a nadzorującemu elektryfikację dyrektorowi z Ministerstwa Budownictwa 3,5 tony deficytowej linki aluminiowej.

<!** Image 9 align=none alt="Image 184567" sub="Ostatnie prace przed uruchomieniem elektrowni Fot. Archiwum">

„To on zdemoralizował swoich podwładnych, skorumpował ludzi zajmujących wyższe stanowiska w hierarchii administracyjnej - mówił prokurator Czesław Jaroszek. - Jak daleko sięgały wpływy przedsiębiorczego zastępcy dyrektora można zobaczyć na sali sądowej. Na ławie oskarżonych siedzą ludzie młodzi i starzy, od majstra poczynając przez kierowników budów, personel zaopatrzenia, dyrekcji, do Ministerstwa Budownictwa włącznie”.

13 marca 1959 r. Ś. został skazany na 12 lat pozbawienia wolności. W sumie skazano 17 osób, 7 uniewinniono. W wyniku prokuratorskiej rewizji 2 lata później doszło do powtórnego procesu. Tym razem Henryka Ś. skazano na 8 lat. Pozostali oskarżeni - wspólnicy i łapówkobiorcy - otrzymali kary od 1 do 2,5 roku pozbawienia wolności.

<!** Image 10 align=none alt="Image 184567" sub="Transformatory należały do najbardziej poszukiwanych urządzeń Fot. Archiwum">

Jesienią 1961 r. Henryk Ś. raz jeszcze zasiadł na ławie oskarżonych, tym razem za... nielegalne nabycie 140 dolarów, za które kupił w sobie tylko wiadomym miejscu kolejne transformatory, by elektryfikacja przebiegała szybciej.

<!** Image 11 align=none alt="Image 184567" sub="Elektryfikacji wsi towarzyszyły, jak zawsze w PRL-u, akcje propagandowe Fot. Archiwum">

Henryk Ś. zdecydowanie nie przystawał do socjalistycznej rzeczywistości.

Dopiero lata 60. przyniosły znaczące zmiany w tempie elektryfikacji. W 1965 r. już 72 proc. gospodarstw domowych w woj. bydgoskim korzystało z energii elektrycznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska