Pszczelarze od lat walczą z chorobą pszczół, zwaną warrozą, która atakuje pasieki. Dla wielu walka okazała się przegrana, głównie z powodu przepisów, utrudniających leczenie.
<!** Image 2 align=right alt="Image 78611" sub="Skarbnik jabłonowskich pszczelarzy Roman Trendowski (z lewej) uważa, że walce z warrozą właściciele pasiek nie powinni być sami / Fot. Romuald Sitniewski">Od lat 80. ubiegłego wieku do teraz walka pszczelarzy i naukowców z warrozą nie dała spodziewanych rezultatów. Dodatkową przeszkodą, zwłaszcza dla właścicieli mniejszych pasiek, są wysokie koszty leczenia, które muszą ponosić sami.
Ostatnio rozmawiali o tym członkowie Rejonowego Koła Polskiego Związku Pszczelarskiego w Jabłonowie Pomorskim z prezesem Marianem Jacewiczem oraz prezesami kół w Nowym Mieście Lubawskim - Romanem Samulskim i w Wąbrzeźnie - Edwardem Kochmanem.
Pszczelarze uważają, że obecne metody walki z warrozą są mało skuteczne. Twierdzą, że powinny zmienić się przepisy, by umożliwić mniejszym producentom miodu efektywniejszą walkę z pasożytem atakującym pasieki.
- Wysokie koszty badań laboratoryjnych, które można przeprowadzić tylko w specjalistycznych laboratoriach, ponoszą sami pszczelarze. Dla wielu bariera kosztów badań oraz leczenia warrozy jest przeszkodą nie do pokonania - uważa Roman Trendowski, skarbnik jabłonowskiego koła.
<!** reklama>Zdaniem pszczelarzy, efekt tego jest taki, że indywidualni producenci miodu rezygnują z badań na warrozę. Tymczasem brak zaświadczenia lekarskiego o chorobie w pasiece eliminuje ich z ubiegania się o finansowanie leczenia, również z funduszy unijnych. Nieleczenie zaś grozi utratą rodzin pszczelich.
W leczeniu warrozy używa się preparatów chemicznych. To z kolei wpływa na zanieczyszczenie miodu lub wosku. Dlatego nie wolno stosować preparatów warroabójczych w okresie produkcji miodu towarowego. Te i podobne okoliczności sprawiają, że produkcja miodu na mniejszą skalę staje się nieopłacalna.
W ciągu ostatnich czterech lat z produkcji miodu zrezygnowało około 10 procent członków jabłonowskiego koła. Wielu też zmniejszyło liczbę uli w pasiekach. - Zrezygnowałem z produkcji i zostawiłem tylko dwa ule dla siebie - powiedział nam pszczelarz z Jabłonowa (nazwisko do wiadomości redakcji).
Wśród pszczelarzy z regionu panuje przekonanie, że walkę z warrozą powinno się podejmować na podobnych zasadach jak walkę z równie groźną chorobą pasiek, jaką jest zgnilec złośliwy, a więc obligatoryjnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?