W Bydgoszczy straszą toruńską kompostownią

Czy czeka nas wojna śmieciowa? Część polityków i ekologów z Bydgoszczy obawia się, że rozbudowa toruńskiej instalacji do przetwarzania odpadów odbije się na finansach tamtejszej spalarni.
<!** Image 3 align=none alt="Image 212386" >

W bydgoskich mediach pojawiły się ostatnio doniesienia o tym, że warta ponad 600 mln zł inwestycja stanęła pod znakiem zapytania. Chodzi o spalarnię śmieci, będącą częścią metropolitalnego systemu gospodarki odpadami.

Obawy te są związane z rozbudową kompostowni wchodzącej w skład Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych w Toruniu. Zwiększenie jej możliwości przerobowych miałoby rzekomo spowodować, że nasze zobowiązania wobec bydgoskiego partnera nie byłyby wypełnione. Dlaczego?

Zgodnie z umową zawartą pomiędzy samorządami, Toruń ma zapewnić ok. 50 tys. ton śmieciowego wsadu do spalenia. Tymczasem sam będzie mógł wkrótce przerabiać 30 tys. ton. Według części bydgoskich środowisk władze Torunia, korzystając z zapisów w umowie, odstąpią od swoich zobowiązań i będą dostarczać zbyt mało wsadu. W ten sposób spalarnia stanie się nierentowna, bo będzie jej brakowało surowca, a tym samym pod znakiem zapytania miałaby nawet stanąć jej realizacja.
Innego zdania są zarówno bydgoskie, jak i toruńskie władze. Warto także dodać, że są w tej kwestii zgodne - w przeciwieństwie do negatywnych relacji, które starają się kreować zatroskani przyszłością spalarni. Tymczasem porozumienie samorządów to nie tylko gest dobrej woli, ale bardziej wynik czystego pragmatyzmu i konieczności dostosowania gospodarki odpadami do wymogów unijnych. Innymi słowy - nie ma innej możliwości, jak tylko przetwarzać jak największą ilość odpadów właśnie w spalarni.

<!** reklama>Zasady funkcjonowania toruńskiego systemu gospodarowania odpadami w ramach szerszego systemu metropolitalnego wyjaśnia Piotr Rozwadowski, prezes MPO.

- Musieliśmy rozbudować kompostownię, aby nasz Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych uzyskał formalny status tak zwanej Regionalnej Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych - mówi Piotr Rozwadowski. - W sumie po jej uruchomieniu będziemy przerabiać 80-90 tysięcy ton śmieci rocznie z całego toruńskiego regionu. Biorąc pod uwagę, że wartościowego surowca otrzymamy 5-6 tysięcy ton, to reszta będzie musiała trafić na wysypisko lub do bydgoskiej spalarni. Nie ma innej możliwości. Bezwartościowy balast nie może przecież polecieć na Marsa!

Obawy bydgoszczan wynikają więc z niezrozumienia działania i przeznaczenia kompostowni. Produktem ubocznym jej pracy są dziesiątki tysięcy ton zbędnego materiału. Mógłby on trafić na wysypisko śmieci lub właśnie do spalenia. Unijne przepisy nakazują jednak zmniejszenie składowania śmieci, a więc pojawia się konieczność ich utylizacji - m.in. w Bydgoszczy, bo Toruń spalarni nie ma i mieć nie będzie.
Na tym nie koniec. Toruń zyska na wspólnym przedsięwzięciu wydłużając żywotność swojego wysypiska. Ma ono pojemność ponad 1 mln metrów sześciennych, przewidzianych na 20 lat. Do tej pory teren przy ul. Kociewskiej śmieci zapełniły 120 tys. m sześc. Jak prognozuje MPO, dzięki oddawaniu do spalarni 50 tys. ton odpadów rocznie uda się wydłużyć działalność wysypiska nawet do 50 lat. I to uwzględniając tendencję do ogólnego wzrostu ilości odpadów, który towarzyszy m.in. krajom rozwijającym się.

Poza Toruniem do wsadu do spalarni dorzuci się także siedem okolicznych gmin. Nie ma więc podstaw do wszczynania alarmu. Toruń to wiarygodny partner.