Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zatrzymać falę emigracji laskarzy

jakub pieczatowski
Rozmowa z Andrzejem Makowskim, trenerem laskarzy Pomorzanina, którzy zakończyli rundę jesienną na trzecim miejscu.

Rozmowa z Andrzejem Makowskim, trenerem laskarzy Pomorzanina, którzy zakończyli rundę jesienną na trzecim miejscu.

<!** Image 3 align=none alt="Image 199136" sub="Trener Andrzej Makowski (z lewej) i Piotr Żółtowski, drugi szkoleniowiec Pomorzanina [Fot.: Adam Zakrzewski]">Przed ostatnim meczem w Środzie Wielkopolskiej stwierdził Pan, że się cieszy iż runda jesienna dobiega końca. Dlaczego?

Z kilku względów, przede wszystkim pogodowych. Temperatura z dnia na dzień drastycznie spadła, a grać i trenować w takich warunkach nie jest przyjemnie. Grabieją ręce, które są podstawowym narzędziem pracy dla zawodnika. Druga, może trochę prozaiczna sprawa, to pękające piłki. Trenujemy wieczorami, kiedy robi się już chłodno, a piłki przy niskich temperaturach, po prostu, pękają. Pieniędzy w klubie brakuje, a piłki do tanich w hokeju nie należą. I to są powody, dla których użyłem takiego sformułowania. Patrząc pod względem czysto sportowym, to mogliśmy sobie życzyć jeszcze wielu meczów, bo akurat drużyna zaczęła spisywać się coraz lepiej.<!** reklama>

Trzecie miejsce Pomorzanina po rundzie jesiennej to zadowalający wynik?

Myślę, że taki na miarę oczekiwań. Cały czas mierzymy w play off, do którego zakwalifikują się cztery najlepsze drużyny po zasadniczej części rozgrywek. Aby od razu w półfinale nie trafić na Grunwald, trzeba zająć drugie bądź trzecie miejsce.

Jednak jesienią Pomorzaninowi przytrafiło się zbyt wiele wpadek, właściwie to była taka runda wzlotów i upadków.

Tak, tych wpadek było zdecydowanie za dużo. Do nich należy bez wątpienia zaliczyć remisy w Siemianowicach Śląskich i w Poznaniu w meczu z Wartą, co w efekcie zakończyło się dla nas porażkami po karnych zagrywkach i zupełnie niepotrzebnymi stratami punktów. W rundzie rewanżowej nie możemy sobie na coś takiego pozwolić.

Czym one były spowodowane? Na Śląsku zagraliśmy fatalnie na początku i w efekcie tego przegraliśmy pierwszą połowę. Myślę, że to trzeba zrzucić na karb długiej podróży i gry niemal bezpośrednio po wyjściu z autobusu. W drugiej części mieliśmy przytłaczającą przewagę, ale nie potrafiliśmy tego udokumentować strzeleniem gola. Natomiast mecz z Wartą był bardzo dziwny z tego powodu, że przegraliśmy go w ostatnich pięciu minutach.

Prowadziliśmy dwiema bramkami i wydawało się, że mieliśmy kontrolę nad spotkaniem. I nagle w końcówce daliśmy sobie strzelić dwa gole, z czego jeden bardzo problematyczny, po ewidentnym błędzie sędziego. Tak się jednak czasami zdarza. Jakiś wpływ na te wpadki miało też odejście w trakcie rundy dwóch kolejnych zawodników z podstawowego składu. To, niestety, wprowadziło niepotrzebne zamieszanie w drużynie. Bartek Żywiczka znakomicie funkcjonował w środku pola i widać było, że świetnie się rozumie z partnerami. Jarek Kulpa dobrze wywiązywał się zadań defensywnych. I nagle w połowie rundy obaj opuścili zespół.

Ale wszystko mogło się zupełnie inaczej potoczyć, gdyby nie brak skuteczności i to momentami bardzo rażący.

Rzeczywiście, ten brak skuteczności martwi i to bardzo, szczególnie jeśli chodzi o napastników. Oprócz Karola Szyplika i od czas do czasu Marka Dąbrowskiego, to tak naprawdę napastnicy, mam na myśli tych nominalnych, za dużo goli nie nastrzelali. Często musieli ich wyręczać pomocnicy, a nawet i obrońcy. Nad tym trzeba mocno pracować, zawodnicy muszą mieć pewność siebie. Poza tym ciągle naszą mocną stroną nie są krótkie rogi. Michał Makowski praktycznie dopiero od roku zajmuje się tym elementem. Kilka razy udało mu się trafić do siatki rywali, ale na liczbę wykonywanych rogów, to nie jest imponujący efekt.

Czy miał Pan, prócz wspomnianej skuteczności, jeszcze jakieś zastrzeżenia do swoich podopiecznych w zakończonej rundzie?

Nie. Co więcej, jestem pełen podziwu dla tych wszystkich zawodników, którzy pracują, często bardzo ciężko, mają też do utrzymania rodziny, a mimo to zjawiają się na treningach. Wypada im podziękować za ich wkład, za zaangażowanie i za to, co do tej pory zrobili. Niemniej jednak są też tacy, którzy mogliby dawać z siebie więcej na treningu czy na meczu.

W trakcie rundy odeszło z drużyny dwóch hokeistów, a przecież przed sezonem Pomorzanin stracił jeszcze większą liczbę graczy. To już chyba norma, do tego trzeba przywyknąć.

Chcielibyśmy wszyscy - działacze, trenerzy, sympatycy naszego klubu i naszej dyscypliny - żeby zatrzymała się ta fala przedsezonowej emigracji. Nie sposób pracować, a przede wszystkim czegokolwiek planować w nowym sezonie, kiedy nie wie się kto będzie do dyspozycji, kto będzie grał w zespole. Najczęściej jest tak, że zawodnicy załatwiają sobie kontrakty w zagranicznych klubach tydzień lub dwa przed początkiem naszych rozgrywek. I wtedy sporo naszej pracy bierze w łeb. Przygotowuje się zawodnika na konkretną pozycję czy do konkretnych zadań, a nagle okazuje się, że jego nie będzie. I dowiadujesz się o tym bezpośrednio przed startem ligi. Każdy trener pewnie marzyłby o tym, żeby mieć w rozgrywkach tę drużynę, którą do nich przygotowuje. Ja takiego komfortu nie mam i to jest największą bolączką tego zespołu. Nadzieje przed tym sezonem były ogromne. Liczyłem, że będziemy grali w bardzo ciekawym składzie, aż tu nagle, dzień po dniu, zawodnicy meldowali o wyjazdach. W tej chwili aż siedmiu hokeistów gra poza Pomorzaninem.

Pozostaje pewnie taka wewnętrzna satysfakcja, że przynajmniej część z nich odchodzi do mocnych klubów z silnych lig, silniejszych niż polska.

Tak, ale tę satysfakcję możemy mieć tylko my, szkoleniowcy, że potrafimy wychować zawodników, którzy znajdują sobie miejsce w dobrych zagranicznych klubach. Ale biorąc pod uwagę dobro drużyny, dobro klubu, to nie jest satysfakcjonujące. To boli jak strzał we własną stopę czy kolano. Być może trzeba zastanowić się czy w przyszłości pracować nad takimi perełkami, indywidualistami, zawodnikami, którzy będą ciągnąć grę, czy też może raczej stworzyć solidną wyrównaną drużynę, która nie będzie miała gwiazd. Do tej pory w Toruniu zawsze było tak, że dbaliśmy o nasze talenty, robiliśmy wszystko by się rozwijały. A teraz nie grają one dla klubu, a my nic z tego nie mamy.

Kadry są, warunki do treningów i gry też, brakuje ustabilizowanej sytuacji finansowej.

Z tym problemem borykamy się już od wielu lat i nie możemy sobie z tym poradzić. Funkcjonujemy tak naprawdę dzięki pieniądzom z miasta i reprezentujemy je na polskiej arenie, myślę, nie najgorzej. Poprzez brak dodatkowego wsparcia finansowego oraz emigrację kolejnych zawodników musimy zapomnieć o eurolidze. Szkoda, bo z drużyną grającą w optymalnym składzie, moglibyśmy z dużym powodzeniem rywalizować z Grunwaldem, tak jak to było dwa-trzy lata temu. A może i namieszać w europejskich pucharach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska