MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bez koalicji Polską nie da się rządzić

Przemysław Łuczak
Jeden poważny kryzys i to dopiero po ponad czterech latach koalicji PO i PSL to chyba nie najgorszy rezultat, zważywszy na dotychczasową reputację ludowców jako koalicjantów?

Rozmowa z prof. WAWRZYŃCEM KONARSKIM, politologiem z Instytutu Studiów Regionalnych Uniwersytetu Jagiellońskiego.

<!** Image 2 align=right alt="Image 187480" >Jeden poważny kryzys i to dopiero po ponad czterech latach koalicji PO i PSL to chyba nie najgorszy rezultat, zważywszy na dotychczasową reputację ludowców jako koalicjantów?

Tak, bo ludowcy mieli wcześniejsze doświadczenia koalicyjne z SLD, które w jednym przypadku zakończyły się odsunięciem ich lidera z funkcji premiera (1995), a w drugim (2004) ich odejściem z koalicji. Dla PSL jest to więc bardzo dobry wynik, ale - co mnie zastanawia - okres ten został rozmieniony przez nich na drobne.

Są spadkobiercami agraryzmu, ideologii, która święciła tryumfy zwłaszcza w pierwszej połowie XX wieku. Później jednak większość tego typu ugrupowań uległa wewnętrznej transformacji, przekształcając się z chłopskich partii klasowych w partie zmodernizowane, bazujące wprawdzie na tradycji chłopskiej, ale skutecznie potrafiące się dostosować do zmiennych warunków współczesnej demokracji.

Brak próby pójścia tą drogą, moim zdaniem, jest jedną z najistotniejszych słabości PSL oraz samego prezesa Pawlaka. Dla niego podjęcie takich działań mogłoby być skuteczną formą neutralizacji wewnętrznej opozycji wobec jego przywództwa. Pawlak jest typem przywódcy paternalistycznego, rozdzielającego beneficja, ale cały czas zastrzegającego sobie prawo do ostatecznego zdania. To budzi wśród części działaczy sprzeciw.<!** reklama>

Czy przyczyną sporu między PSL a PO jest różnica zdań na temat reformy emerytalnej czy inne problemy, o których głośno się nie mówi? Może stawką jest KRUS albo 21 mln długu, który PSL musi spłacić skarbowi państwa?

Nie mamy dowodów, że tłem tego sporu są ostatnie problemy. Trzeba jednak pamiętać, że PSL jest partią typu obrotowego, czyli zdolną do zawierania koalicji z różnymi partiami. Kiedyś ludowcy byli partnerem SLD, a w 2007 roku spekulowano - choć nieśmiało - wokół powstania koalicji z PiS. Jest to więc partia bardzo silnie nastawiona na pozostawanie w sferze sprawowania władzy, rozdawnictwa i obsady urzędów, z czym oczywiście wiążą się pieniądze.

Czy koalicja PO i PSL przetrwa obecny kryzys?

Tak naprawdę nikt nie jest zainteresowany upadkiem tego rządu. Platforma, której sondażowe notowania bardzo spadły, z pewnością nie osiągnęłaby wyniku zbliżonego do tego z października zeszłego roku. Co prawda część analityków twierdzi, że dzisiejszy opór wobec PO byłby dla ludowców szansą na uzyskanie rezultatu lepszego niż poprzedni, ale ja tak nie uważam.

Opozycji też niespieszno do nowych wyborów?

Wewnętrzne turbulencje cały czas trwają w SLD. Sojusz bardziej markuje niż przeprowadza wewnętrzną modernizację, która jest mu niezbędna. Natomiast PiS jest w stosunkowo najlepszej sytuacji, ponieważ w ostatnich sondażach sporo zyskało. Wydaje się, że okres największego kryzysu ma już za sobą, zwłaszcza po odejściu grupy Ziobry.

To jednak nie znaczy, że jest to partia, z którą ktokolwiek chciałby wspólnie rządzić, gdyby wygrała. Przyspieszone wybory byłyby natomiast katastrofą dla mającej duże ambicje Solidarnej Polski, która nie jest do nich przygotowana, czego nie zmienia fakt przekształcenia się jej w partię polityczną de nomine. Niewiadomą jest również zachowanie wyborców Ruchu Palikota. Jeśli przyjmiemy, że Janusz Palikot jest samorodnym politykiem, a jego partia nie jest efektem porozumienia między nim a Donaldem Tuskiem, czego wciąż nie można zupełnie wykluczyć, to wejście do jakiegokolwiek rządu byłoby końcem jej dynamicznego rozwoju jako samodzielnego ugrupowania.

Czy Polacy chętnie poszliby znowu głosować?

Wydaje się, że bardzo duża część polskiej opinii publicznej też do wyborów podchodzi sceptycznie. Zdaje sobie bowiem sprawę, że mogą one jeszcze bardziej zagmatwać polską scenę polityczną i nie doprowadzą do powstania bardziej efektywnego rządu. W związku z tym przyspieszone wybory byłyby tylko niepotrzebnym wydawaniem pieniędzy publicznych.

Dlaczego Polską można rządzić tylko w koalicji?

Wynika to przede wszystkim z dość wyraźnych podziałów politycznych wśród jej obywateli. Mamy również jedną z najgorszych, jeżeli nie najgorszą w Europie frekwencję wyborczą. Już od wielu lat około 45 proc. polskich obywateli w sposób świadomy nie chce wybierać zwłaszcza parlamentu. Z kolei preferencje polityczne aktywnej części wyborców uniemożliwiają wyłonienie jednopartyjnego rządu. Dlatego każdy kolejny rząd musi być koalicyjny. Pewien wpływ na kształtowanie się preferencji wyborczych i układu sił w parlamencie ma także nasz system wyborczy, który jest proporcjonalnością skorygowaną poprzez istniejące progi wyborcze.

Może Pan wyobrazić sobie samodzielnie rządy jakiejś partii w Polsce?

Na pewno niektórzy politycy mają pokusę, żeby za pomocą zmian w prawie zapewnić kontynuację swoich rządów. Takie tendencje widać szczególnie w Platformie, która chciałaby wprowadzić system większości względnej. W zamyśle Donalda Tuska byłaby to próba odwzorowania systemu brytyjskiego. Najkrócej mówiąc, polega on na tym, że w jednomandatowych okręgach wyborczych zwycięzca jest tylko jeden. System ten pozwoliłby na korzystne dla wielkich partii uporządkowanie rynku politycznego w Polsce, ale ma też wady.

Partia rządząca często może mieć tylko minimalną większość, a paradoksem byłaby sytuacja, w której partia rządząca wcale nie posiadałaby większości głosów w skali całego kraju, mimo to rządziłaby. Jestem przeciwnikiem systemu wyborczego, opartego na większości względnej, ponieważ nie odzwierciedlałby on złożoności podziałów społecznych w Polsce. W dużym stopniu manipulowałby on wolą wyborców, skłaniając ich do wyboru reguły tzw. mniejszego zła. Wyborca wiedząc, że jego kandydat nie będzie miał szansy na zwycięstwo w swoim okręgu, głosowałby na inną partię.

Szczególnie zainteresowani wprowadzeniem takiego systemu wyborczego byliby przywódcy PO i PiS. Takie pomysły natomiast negowane są przez SLD czy PSL, które zdają sobie sprawę, że pozbawiłoby to je szansy na zaistnienie w parlamencie. To z kolei frustrowałoby znaczną część elektoratu, sprzyjając rozprzestrzenianiu się populizmu.

Czy w Polsce możliwe są, tak jak na Węgrzech, rządy jednej partii, która urządza państwo według własnego pomysłu?

Dla większości analityków Węgry są przykładem przejęcia pełni władzy przez jedną partię, która przede wszystkim wykazała się umiejętnością czekania na swoją chwilę. Zdobycie tak dużej władzy jest dla niej nagrodą, ale z drugiej strony również źródłem pokusy jej zmonopolizowania. To, co się dzieje na Węgrzech, jest precedensem dlatego, że - jak na razie - w żadnym innym europejskim kraju, nikt nie zdobył tak wielkiej władzy w wyniku procesów demokratycznych.

Nie znaczy to jednak, że taki precedens nie zostanie gdzieś powtórzony. Tym bardziej że większa część współczesnych demokracji silnie się oligarchizuje, a zarazem alienuje społecznie. Wciąż duża popularność idei populistycznych dowodzi, że w państwach europejskich istnieje pewne przyzwolenie społeczne na negowanie procedur demokratycznych, co może być niebezpieczne.

Gdyby PO lub PiS wygrało wybory tak zdecydowanie jak Orban, również u nas mogłyby odezwać się takie ciągoty?

Nie można tego wykluczyć. Tyle tylko że bardziej podatne na nie są partie o silnym profilu ideologicznym. Węgierski Fidesz jest taką partią, która nie tylko sprzeciwia się takim czy innym tendencjom wynikającym z procedur brukselskich, ale również wyraża (choć czyni to ostrożnie) silne tęsknoty Węgrów za państwem, które utracili w wyniku klęski w I wojnie światowej.

W Polsce bardziej zainteresowane ideologicznym absolutyzowaniem takiej sytuacji mogłoby być PiS, będące partią silnie ideologiczną czy wręcz doktrynerską. Natomiast PO jest partią opartą przede wszystkim na dążeniu do monopolizowania władzy, niekoniecznie poprzez wkładanie w to jakichś specjalnych treści ideologicznych.

Inaczej mówiąc, Platforma jest partią kartelem na wzór karteli gospodarczych, gdzie najważniejsza jest pragmatycznie motywowana kontrola sfery społecznej. W przypadku PiS taka kontrola miałaby bardzo silną podbudowę ideologiczną, co z pewnością partia ta chciałaby wykorzystać.


Teczka osobowa

Politolog, badacz nacjonalizmów, komentator

Prof. dr hab. Wawrzyniec Konarski ma 55 lat. Jest politologiem w Instytucie Studiów Regionalnych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Wykłada również na Uniwersytecie Warszawskim i w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się wokół powiązań między etnicznością a polityką, w tym kwestii dotyczących nacjonalizmu i mniejszości etniczno-narodowych. Zajmuje się także analizą partii i systemów partyjnych. Szczególnym obiektem jego zainteresowań jest irlandzka kwestia narodowa.

Jest autorem między innymi kilku książek o tej tematyce oraz kilkudziesięciu haseł do 7-tomowej Nowej encyklopedii powszechnej PWN oraz 32-tomowej Wielkiej encyklopedii powszechnej PWN. Komentuje bieżące wydarzenia społeczno-polityczne w telewizji, radio oraz prasie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska