Gdzie jest toruńska Angela?

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/budniewska_lucyna.jpg" >Kolejne wybory prowokują kolejne dyskusje - dlaczego na listach jest tak mało kobiet, czy warto walczyć o parytet, z jakiego powodu panie tak niechętnie kandydują?

Przy tym kobietom decydującym się na start często przypisuje się - lub one same deklarują - chęć zajmowania się tematyką rodziny, dzieci, żłobków, przedszkoli, pomocy społecznej. To bardzo ważna część życia. I dobrze, jeśli dla przeciwwagi dla „męskiej” tematyki drogowo-inwestycyjno - żużlowej, ktoś upomni się i o te sprawy. Tyle że w ten sposób wzmacniamy stereotypy, a przy okazji rozmieniamy się na drobne. O nowych przedszkolach w dzielnicy trzeba rozmawiać, ale równie dobrze może ten problem przedstawić pani radna jak i pan radny, w końcu dzieci mają z reguły i matkę, i ojca. Wysuwanie tego typu spraw na sztandar swojego programu wyborczego jest niepotrzebnym „zawężeniem pola walki”.

<!** reklama>Bycie kobietą nie oznacza konieczności zajmowania się w samorządzie tylko rodziną, zdrowiem, oświatą. Mamy prawo, a w razie wyboru wręcz obowiązek, znać się i interesować również zagadnieniami gospodarczymi i finansowymi, być tam, gdzie zapadają najważniejsze decyzje i słychać szelest dużych pieniędzy. Z szacunku dla siebie i wyborców trzeba orientować się w budżecie i potrafić o nim dyskutować na forum rady. Osobiście chciałabym się doczekać w toruńskim lub kujawsko-pomorskim samorządzie większej reprezentacji pań radnych, które będą co najmniej równorzędnymi partnerkami intelektualnymi i politycznymi dla trzymającej władzę męskiej większości. I może z czasem, zaczynając właśnie od kariery samorządowej, w polskiej polityce pojawi się postać tej klasy co Angela Merkel.