MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak padło mięsne imperium

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Bankructwo mięsnego biznesu Czesława Hołubka wstrząsnęło miastem. Pracę straciło 120 osób, którzy wciąż czekają na swoje pieniądze.

Bankructwo mięsnego biznesu Czesława Hołubka wstrząsnęło miastem. Pracę straciło 120 osób, którzy wciąż czekają na swoje pieniądze.

– W ten interes włożyliśmy z żoną serce i 25 lat życia – mów Hołubek, ongiś wspólnik Mieczysława Raczkiera w interesie z „Tormięsem”. – Postępowanie upadłościowe jest w toku, czekamy na syndyka. Obiecuję, że wszyscy pracownicy dostaną zaległe pieniądze, ale nie mogę podać, w jakim terminie.

Ucieczka z tonącego statku

Masarnia z ubojnią oraz 20 sklepów Hołubka wypracowywały rocznie około 60 mln zł obrotu. W tym mięsnym biznesie pracowało w sumie 120 osób. Uratować udało się niewiele. W najlepszej sytuacji znalazł się personel sklepów, które już przejęte zostały przez konkurencję: „Gzellę”, „Viando” z Radojewic k. Inowrocławia, „Drobimex” z Bydgoszczy i innych. Jednym z warunków przejęcia sklepu bankrutującego przedsiębiorcy jest zatrudnienie dotychczasowego personelu. W ten sposób np. dwa tygodnie temu do pracy wróciły Iwona Dolecka (6 lat pracy) i Krystyna Mazurkiewicz (8 lat), ekspedientki w mięsnym przy ul. Kwiatowej na Wrzosach. Część masarzy i garmażerników, dzięki pośrednictwu Hołubka, wyjechało legalnie do Anglii, Szkocji i Niemiec.

– Na chorobowe poszło jakieś 10 osób, na macierzyńskie i opiekę nad dzieckiem – 25 kobiet, w wieku emerytalnym i przedemerytalnym około 10 – upadły biznesmen z trudem podlicza kadry. Martwić musi się wierzycielami, pukającymi codziennie do drzwi.

Masarnia przy ul. Wschodniej 19 stoi pusta. Bramy od zakładu zamknięte. Wewnątrz sam właściciel na zmianę z kadrową rozliczają, dzwonią, negocjują.

– Muszę to wszystko przetrwać do końca, choć praktycznie nie mam już nic. Niedługo na sprzedaż pójdzie mój dom i samochód – mówi Hołubek.

Toruń przyzwyczaił się do wyrobów i sklepów Hołubka (w samym mieście miał ich 14, kolejnych 6 poza), i do obecności tej firmy w życiu miasta.

– Nigdy nie odmawiał potrzebującym. Obojętnie, czy prosiło PCK, czy zwykły, biedny człowiek – dawał po 5, 10 kilogramów – mówi Janusz Paczkowski, pracownik zakładów mięsnych „Viando” w Radojewicach. Tę opinię podzielają dziesiątki osób, organizujących pomoc najuboższym w Toruniu.

Zgubiły go kaczki?

Upadek mięsnego imperium zszokował nawet konkurencję, na ogół bacznie śledzącą poczynania w branży.

„Przeinwestował” – mówią jedni. „Zgubiły go kaczki” – twierdzą wtajemniczeni, wspominając niesfinalizowany zamiar upłynnienia ogromnego transportu tego ptactwa u zachodnich sąsiadów. Sam Czesław Hołubek podaje inne przyczyny swojego niepowodzenia.

– Mojemu upadkowi winny jest cały tragiczny splot okoliczności, ale wszystko zaczęło się od mojego wypadku – mówi. – Ponad rok temu uległem poważnemu wypadkowi, zostałem rencistą. Przez rok byłem na chorobowym i nie było komu doglądać firmy. Straciłem zdrowie, przeszedłem załamanie nerwowe, ale zrobię wszystko, by sprawy finansowe i pracownicze doprowadzić godnie do końca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska