MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Koszmarny kuzynek pana Janka

Katarzyna Pietraszak
Od 10 lat Jan Czubek musi udowadniać, że to nie on jest złodziejem, nie on jest kloszardem i nie on spędza noce w izbach wytrzeźwień. Nikt nie chce mu uwierzyć. A sądy skazują go za to, czego nie zrobił.

Od 10 lat Jan Czubek musi udowadniać, że to nie on jest złodziejem, nie on jest kloszardem i nie on spędza noce w izbach wytrzeźwień. Nikt nie chce mu uwierzyć. A sądy skazują go za to, czego nie zrobił.

<!** Image 2 align=right alt="Image 83137" sub="Jan Czubek bezskutecznie próbuje wytłumaczyć policji, sądom i izbom wytrzeźwień, że nie jest Jarosławem Czubkiem, który się pod niego podszywa. / Fot. Maciej Rozwadowski">Jarosław Czubek nigdy nie stronił od alkoholu. Stałej pracy nie miał. Ostatnio zupełnie się stoczył. - Miesiąca w życiu nie przepracował - rodzina Jarosława niewiele dobrego może o nim powiedzieć. W ogóle mało o nim wie. Tylko tyle, że kursuje gdzieś po Polsce, wiodąc życie od denaturatu do denaturatu.

- Kloszard jeden - Jan Czubek przeklina kuzyna, bo ten wciąż się pod niego podszywa, zamieniając spokojne życie emeryta w koszmar.

- 40 lat i 9 miesięcy uczciwie przepracowałem jako elektromonter i co mi teraz przyszło? Mam 800 zł miesięcznie i każe mi się płacić za kogoś, kto niszczy moje życie - skarży się pan Janek. Mieszka z żoną w bloku w bydgoskim Fordonie. Nigdy nie był karany. To znaczy, tak mu się wydawało. Do czasu, gdy dowiedział się o wyroku, jaki wydał sąd w „jego” sprawie.

Przedwczesna radość

Wszystko zaczęło się 10 lat temu od konfrontacji w bydgoskim komisariacie. Brat pana Jana, Włodek, został tu wezwany, żeby rozpoznać Jana Czubka. Chodziło o niezapłacony rachunek, wystawiony przez izbę wytrzeźwień. Okazało się, że policja zatrzymała nie brata pana Włodka, lecz Jarosława. Ten z kolei - kuzyn - (nie miał przy sobie dokumentów, „pewnie sprzedał je za butelczynę”) wprowadził policję w błąd, przedstawiając się jako Jan.

<!** reklama>Rachunek Janowi anulowano. Rodzinie nawet żal zrobiło się bezdomnego Jarosława i sprawy do sądu nie wniosła, sądząc, że to jednorazowy wybryk „czarnej owcy”.

Po kilku miesiącach pan Jan znalazł w skrzynce pocztowej 5 wezwań do zapłaty za pobyt w bydgoskiej izbie. Tego było za wiele. - Pojechałem wyjaśniać, że to nie ja. Po potwierdzaniu mojej tożsamości na policji udało się sprawę odkręcić - Pan Janek odetchnął z ulgą, ale radość była przedwczesna.

Gdy otrzymał wezwanie do stawienia się przed kolegium, jeszcze miał nadzieję, że wszystko to nie dzieje się naprawdę. - Okazało się, że ja, to znaczy on (kuzyn - dop.red.) zatrzymany do wylegitymowania się gdzieś na ulicy, podał jakieś wymyślone nazwisko. Policjant musiał zorientować się, że kłamie, więc przycisnął go do muru - pan Janek oskarżony o wprowadzenie policji w błąd tłumaczył potem przed kolegium, że kuzyn ostatecznie podał jego imię i nazwisko imię ojca, matki, adres (wszystkie dane policja sprawdziła i uznała za wiarygodne). Skład orzekający kolegium dał wiarę wersji pana Jana dopiero po przesłuchaniach jego żony. Nie ustalono jednak, kto zawinił, kto tak naprawdę wprowadził policję w błąd. Prawdziwa lawina pomyłek ruszyła w 2001 r.

Krótka wolność

Przed świętami Bożego Narodzenia do mieszkania w Fordonie pukają policjanci. Mówią, że przyjechali po Jana Czubka, który musi odbyć karę w więzieniu we Wronkach. Pokazują nakaz doprowadzenia. - Tata jest w pracy - zszokowana córka wysyła mundurowych do firmy, w której jej ojciec wtedy pracował. Zanim policjanci założą panu Janowi kajdanki, spotykają się z jego naczelnikiem. Przełożony „aresztanta” na szczęście zna już perypetie podwładnego i zaczyna tłumaczyć: - To nie Janek, to Jarosław. Policjanci są nieco zbici z tropu, zamiast do Wronek wiozą Jana Czubka na komisariat. Zdejmują odciski palców, robią zdjęcia, dzwonią do Piły, gdzie wydano nakaz. Po kilku godzinach umordowany pan Janek wychodzi na wolność. Cieszy się nią do momentu, gdy otrzymuje pocztą odpis wyroku. Wtedy dowiaduje się, za co miał siedzieć: „Czubek Jan zostaje skazany w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej za to, że w Pile w sklepie dokonał kradzieży towaru o łącznej wartości 14,87 zł.(...) Obwiniony przyznał się do winy i zostaje skazany na karę jednego miesiąca ograniczenia wolności z rygorem nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 godzin” - czyta w orzeczeniu i krew go zalewa. Pisze do sądu, że to nie on. Sąd odpowiada, że ma wnieść odwołanie od wyroku, „co spowoduje rozpoznanie sprawy”. Jedzie na rozprawę zły, bo ma znów tłumaczyć, że został wplątany w to wszystko przez kuzyna i policję, która „temu kloszardowi” uwierzyła. Prawdziwa wściekłość ogarnia go, gdy musi zasiąść na ławie oskarżonych, podczas gdy kuzyn otrzymuje status świadka w sprawie. Szlag go trafia, gdy Jarosław kłamie przed sądem, że to nie on podpisywał się pod policyjnymi protokołami jako Jan Czubek. Wezwany policjant świadek nie może sobie przypomnieć, który z panów został złapany na kradzieży. Ostatecznie Pan Janek zostanie uniewinniony, ale tylko od tego wyroku. Trzy miesiące później sąd skazuje go na miesiąc ograniczenia wolności i pracę na cele społeczne. Za co tym razem?

„Obwiniony Jan Czubek po spożyciu znacznej ilości alkoholu udał się do sklepu drogeryjnego i dokonał zaboru towarów chemicznych wartych 133,17 zł, ukrywając je po odzieżą. Obwiniony przyznał się do winy, jednak ze względu na stan upojenia alkoholowego nie był w stanie dokładnie odtworzyć okoliczności pobytu w sklepie” - orzekł sąd i ze względu na sytuację bytową „obwinionego” (sąd pisze, że Jan Czubek nie ma stałego źródła dochodu) nie obciąża kosztami sprawy.

Gdy pan Janek jechał odwoływać się od tego wyroku, spotkał pijanego kuzyna na parkingu przed sądem (zamiast na ławie oskarżonych). Zdenerwował się, wywołał na sali awanturę, sąd chciał go ukarać za zakłócenie porządku. Wtedy stracił wiarę w wymiar sprawiedliwości. Przestał jeździć po sądach.

Ja to ja, a on to on

Tymczasem pan Jarek sporo podróżuje po kraju - ślady po sobie zostawia w postaci kolejnych wezwań do zapłaty i orzeczeń kar. Otrzymuje je pan Jan. Z Koszalina, Rzeszowa, Szczecina, Wrocławia, Kielc, Krakowa... Stolicę Małopolski pan Jarek wyraźnie sobie upodobał. Tylko w kwietniu ubiegłego roku tamtejszą izbę „zaliczył” 5 razy.

- 2007 rok w ogóle był najgorszy - pan Janek za wizytę pana Jarka w Krakowie dostał pięćset złotych grzywny. A w kwietniu dotarło na jego adres 11 wezwań do zapłaty.

W stosie kwitów wezwań, jakie otrzymał z różnych rejonów Polski pojawiła się informacja o zajęciu jego rzekomej emerytury wojskowej, wynoszącej, bagatela, 7,4 tys. zł miesięcznie. Znów zadziałała wyobraźnia kuzyna, „cwaniaka pijaka”, który wymyślił sobie tę emeryturę, a policja w to uwierzyła. - I co ja mam sądzić o polskim wymiarze sprawiedliwości? Jak policja mogła sądzić, że niby to ja mam taką emeryturę i z takimi pieniędzmi, których na oczy nie widziałem, kradnę paczkę kawy? - nie może tego zrozumieć pan Janek. Kawa tchibo to kolejny zeszłoroczny łup Jarosława, skradziony w sklepie w Zakopanem. I w tym przypadku nikogo nie obchodzi to, że pan Janek nie ma z tym nic wspólnego, że w Zakopanem był raz i to 30 lat temu.

W sierpniu zeszłego roku małopolska policja wysyła wniosek o ukaranie Jana Czubka za używanie słów wulgarnych w sklepie z tanią odzieżą na Krupówkach.

- Wszystkich w konia robi - panu Jankowi ręce opadają. Założyłby w sądzie sprawę kuzynowi, ale co mu to da? Zastanawia się, czy powinien zainteresować swoją gehenną Trybunał Praw Człowieka. Nazwiska nie zmieni, bo dlaczego ma na starość fundować sobie taką rewolucję. Chce spokojnie żyć. Bez kuzyna na karku.

Teraz Jan Czubek nie wychodzi z domu bez specjalnego zaświadczenia, wystawionego na jego prośbę przez bydgoską policję. Komendant miejski policji podpisał niecodzienny glejt, że on to on i ma kuzyna, na którego trzeba mieć oko.

- Niech on się w końcu ode mnie odczepi, a sądy wreszcie wyjaśnią te jego ciemne sprawki i nałożą na niego karę, gdy będzie taka potrzeba - mówi pan Janek, ale zbytnio w to nie wierzy. Pokazuje kolejne pismo z sądu. Tym razem o Jarosławie: „Osoba ta jest nieuchwytna, prowadzi wędrowny tryb życia, ukrywając się przed organami ścigania”.

Kiedy to się skończy?

28 stycznia br. w mieszkaniu pana Janka dzwoni telefon. Słuchawkę podnosi córka. Odzywa się pracownica socjalna. Dzwoni na prośbę ośrodka pomocy społecznej z Małopolski: - Pani tatuś właśnie wychodzi ze szpitala. Trzeba mu dobre warunki stworzyć.

Dziewczyna tłumaczy, że ojciec jest właśnie na zakupach i ma się dobrze.

- Jak to?! - Przecież trzy miesiące leżał w krakowskim szpitalu?!

PS Imię kuzyna pana Jana zostało zmienione.

Opinia

Asp. sztab. Ewa Przybylinska, Komenda Miejska Policji w Bydgoszczy

-W sytuacji, gdy policjant próbuje wylegitymować osobę niemającą przy sobie dokumentów, prosi o padanie danych personalnych ustnie. Otrzymane informacje weryfikuje, łącząc się przez radiotelefon z policjantem w jednostce, który potwierdza je lub nie na podstawie ewidencji.

Bardzo rzadko zdarza się, żeby ktoś znał bardzo dokładne dane innej osoby i podawał je w trakcie legitymowania, podszywając się pod nią. Ale w przypadku pana Jana tak właśnie się stało. Krewny, znając jego imiona, imiona rodziców, nazwisko, adres zamieszkania, podszywał się pod niego w całym kraju. Dodatkowo uwiarygadniał się, podając numer pesel, który poznał dzięki mandatom kredytowym, jakie wypisywali mu policjanci w całym kraju.

Bydgoska policja zrobiła, co mogła - wystawiła panu Janowi specjalne zaświadczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska