Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze małe żebracze tournée

Tomasz Bielicki, Szymon Spandowski zdjęcia: Jacek Smarz
Włóczykije, włóczykije - jak się wam na świecie żyje? - śpiewał Tadeusz Woźniak. Postanowiliśmy to sprawdzić, przemierzając ulice Torunia bez grosza przy duszy, testując zarazem hojność torunian. W pół godziny zebraliśmy 20 złotych.

Włóczykije, włóczykije - jak się wam na świecie żyje? - śpiewał Tadeusz Woźniak. Postanowiliśmy to sprawdzić, przemierzając ulice Torunia bez grosza przy duszy, testując zarazem hojność torunian. W pół godziny zebraliśmy 20 złotych.

<!** Image 2 align=none alt="Image 186441" sub="Z teatralnymi perukami i czapkami na głowach, uzbrojeni w wypchane reklamówki i niedbale umundurowani wyruszyliśmy na podbój miasta. Kamuflaż był tak skuteczny, że nawet redakcyjni koledzy nie byli w stanie nas rozpoznać. ">Jarosław Kostkowski, twarz TVN, spacerując ul. Szeroką odmówił wsparcia zbierającym na bilet do Katowic wagabundom. Ale tylko na początku. Na hasło: „A ja znam Pana z telewizji” zmiękł i wysupłał z portfela 2 zł. Niewzruszony pozostał za to przewodniczący Rady Miasta Torunia Marian Frąckiewicz. Rozmowa z nim przed magistratem przypominała krótki kurs asertywności:

- Dorzuci Pan złotówkę?

- Nie.

- Nie?

- Nie.

- A dlaczego?

- Nie daję z zasady.

- A może jednak?

- Nie.

Nasze małe żebracze tournée po Toruniu rozpoczęliśmy pod pomnikiem Mikołaja Kopernika, za którym, zupełnie się nie kryjąc, postanowiliśmy wypić zakupione w pobliskich delikatesach wino za 5,50 zł. Tak naprawdę był to inny napój, który przelaliśmy wcześniej do butelki po winie. Po 30 minutach, wobec braku zainteresowania jakichkolwiek służb mundurowych naszą jawną libacją, postanowiliśmy przenieść ją kilkaset metrów dalej - na plac Rapackiego.

Tajemniczy artykuł 15

Tu policja ostatecznie się nami zainteresowała, choć bardziej od wypijanego trunku uwagę funkcjonariuszy przykuł nasz ubiór, który starannie wybraliśmy, korzystając z pomocy pań z Teatru Horzycy. Peruki, tygodniowy zarost oraz podejrzanie wypchane reklamówki w rękach, zrobiły swoje.

<!** reklama>- Poproszę o dokumenty - zabrzmiało za plecami, gdy na tyłach pomnika Józefa Piłsudskiego rozważaliśmy, dokąd skierować swoje kroki.

- Dlaczego?

- Art. 15 ustawy o policji.

- A co to za artykuł?

- Ja go znam, mój kolega go zna i pan też powinien znać. Ja tu nie jestem od wykładania prawa - usłyszeliśmy z ust policjanta. Rozmowa nieco się zmieniła na widok prasowych legitymacji. - Wiecie panowie, wy macie swoje prowokacje, my swoją pracę& Przecież któryś z was mógłby być poszukiwany listem gończym lub za alimenty - drugi z mundurowych łagodził pierwsze wrażenie.

Maius pod specjalnym nadzorem

Zaglądaliśmy do wielu miejsc, nigdzie jednak nie przyjęto nas tak miło i ciepło jak w budynku magistratu. Choć strażnik przy wejściu nie spuszczał nas przez dłuższy czas z oka, to już spotkana na korytarzu sekretarz miasta Alicja Kolańska potraktowała nas z ogromną sympatią: - Mogę jakoś pomóc? Na sesję rady? Proszę wejść do środka. Śmiało, śmiało& Są przygotowane krzesła. Można sobie usiąść - zapraszała.

<!** Image 4 align=none alt="Image 186441" sub="Pieniądze dawali głównie ludzie młodzi, ale o każdą złotówkę trzeba było poprosić. ">Dla porównania, w Urzędzie Marszałkowskim musielibyśmy chyba zasnąć na schodach, aby wzbudzić czyjeś większe zainteresowanie.

No dobrze, wzrok nasz może nie był dziki, ale za to „suknia nieco plugawa”, jakby to mógł określić wieszcz Adam. Postanowiliśmy zatem sforsować bramę uniwersyteckiego Collegium Maius. Ba! Łatwo powiedzieć - sforsować...

- Halo! Dokąd?! - pani portierka była bardzo czujna.

- Do księgarni? A to proszę bardzo... - usłyszeliśmy, choć chyba nie do końca udało nam się ją przekonać, skoro po chwili postanowiła ruszyć za nami i sprawdzić, czy rzeczywiście dotarliśmy do celu.

<!** Image 3 align=none alt="Image 186441" sub="Biernie przesiadując w centrum miasta nie budziliśmy żadnego zainteresowania zarówno wśród przechodniów, jak i służb mundurowych. ">Ile można uzbierać na ulicy? W ciągu 30 minut nasz żebraczy fundusz wzbogacił się o 20 zł. Dawali głównie młodzi, choć nie wszyscy. Co mówili ci, którzy odmawiali? „Nie mam”, „czy to żart?”, „znam te triki”, „czy ja mam z wami poważnie porozmawiać?!”. Jeden z przechodniów poproszony pod Centrum Sztuki Współczesnej o drobne wsparcie, tak bardzo chciał się od nas uwolnić, że próbował przejść ulicę na czerwonym świetle. Zresztą, nie musieliśmy nikogo zaczepiać, by otoczenie zwiększało do nas dystans. A gdy tylko przycupnęliśmy na ławce przy placu Rapackiego, choć była ona szczelnie obsadzona, koło nas zaraz zrobiło się pusto.

Zgłodniali postanowiliśmy udać się do „Caritasu” na Bydgoskim Przedmieściu. Pierwsze podejście zakończyło się niepowodzeniem, gdyż do drzwi zastukaliśmy zbyt późno - po godz. 16.

- Czy znajdzie się jakaś strawa dla dwójki podróżników? - zagadnęliśmy na korytarzu ośrodka.

- Za 4,5 zł można wykupić dwudaniowy obiad - usłyszeliśmy.

- Ale my nic nie mamy - odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, ponieważ wychodząc z redakcji nie zabraliśmy ani grosza, a całą uzbieraną na ulicy kwotę postanowiliśmy przekazać na pomoc innym.

- Zajrzyjcie jutro. Może coś się uda wyskrobać - padła obietnica.

<!** Image 5 align=none alt="Image 186441" >Zajrzeliśmy. Stołówka „Caritasu” z porozwieszanymi na ścianach religijnymi napisami, hasłem „Zachowaj czystość”, obrazkiem „Ostatniej wieczerzy” oraz portretem zaginionego mężczyzny to zaledwie kilkanaście metrów kwadratowych powierzchni. Zastawiona stołami, które pogrupowano w sześć rzędów. Z barem pod oknem, zza którego wydawane są posiłki. Menu na dziś? Zupa kalafiorowa oraz mięso, ziemniaki, sos i surówka. Kiedy przyszła nasza kolej zagadnęliśmy, jak poprzednio.

- Czy znajdzie się jakaś strawa dla dwójki podróżników? Odpowiedź była natychmiastowa.

- Zupa? Mięsa wam nie dam, bo mamy wyliczone. Mogą być tylko ziemniaki z sosem... - usłyszeliśmy. Po chwili z talerzami w dłoniach i plastikowymi sztućcami ruszyliśmy między stoły. Jedzenie smaczne. Na sali głównie mężczyźni. Kobiet zaledwie kilka. Wszyscy się znają, a wesołe przekomarzanie się z panią, która serwuje dania, należy niemal do dobrego obyczaju. - Pan już który raz z tym talerzem? I jeszcze mało? - żartowała.

Nad talerzem w „Caritasie”

- Cienka dziś ta zupa. Zjesz i w godzinę wszystko wysikasz - sąsiad z boku postanowił wprowadzić nas w arkana stołowania się w Toruniu. - Jedzenie wydają od godz. 12, ale na początku nie ma co przychodzić, bo najpierw jedzą ci, którzy mają kartki. Po zupę można chodzić kilka razy. Chcesz? Zaraz ci przyniosę - mówi. I nim zdołamy go powstrzymać, przed jednym z nas stawia wypełniony talerz. - Jedz, jedz... Aż będziesz pełen. Dobre jedzenie można też dostać w niedzielę na dworcu. Bez mięsa, ale za to warzyw i owoców jest w ch...

Uzbierane pieniądze, do których dołożyliśmy przysłowiowe trzy grosze, zasiliły skarbonkę prowadzonej przez „Nowości” akcji „Dzieciom Smacznego”. Nie zapomnieliśmy także o koncie „Caritasu”.

PS Autorzy artykułu składają podziękowania dla Andrzeja Churskiego, Teresy Sachy i Elżbiety Gnutek z Teatru Horzycy za pomoc przy charakteryzacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska