MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pięć minut w Hollywood

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
I znowu mamy tydzień wiary, nadziei i miłości. Do naszego, rodzimego kina oczywiście. Bo czas festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni zawsze pełen jest entuzjazmu i przekonania, że polskie kino wreszcie da nam to, czego oczekujemy.

<!** Image 1 align=left alt="Image 5442" >I znowu mamy tydzień wiary, nadziei i miłości. Do naszego, rodzimego kina oczywiście. Bo czas festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni zawsze pełen jest entuzjazmu i przekonania, że polskie kino wreszcie da nam to, czego oczekujemy. Tylko że później z każdym tygodniem wiara rzednie, a miłość stygnie - niekiedy tylko przytrafiają się nam jakieś fajerwerki. Zostaje nadzieja maluczkich, że może ten następny festiwal będzie wreszcie przełomowy.

W tym roku okolicznościowe gdybania zdominowała debata, jak to będzie za rządów nowej ustawy, znacznie cieplejszej dla polskich filmowców.

I co tu dużo gadać, poza dyżurnym optymizmem sporo jest narzekań, że dopieszczenie naszych twórców większymi pieniędzmi zaowocuje co najwyżej powstaniem większej porcji dzieł wybitnych inaczej. Poczekamy, zobaczymy.

Na razie mamy festwial, który po cichutku przez te trzydzieści lat zmienił swój charakter.

Bo niby zawsze nasze kino doceniało powagę i zajmowało się moralnym niepokojem, ale festiwal był tym świętem bardziej pop - gdzie między debatami o wielkiej sztuce ganiali też łowcy autografów, gdzie były bankiety i zadęcie. A nasze aktorskie gwiazdki mogły czuć się gwiazdami pełną gębą. Ot, takie polskie pięć minut w Hollywood, z prowincjonalną pompą, ale zawsze. I wcale nie chodzi tu o czasy prehistorycznego PeeReLu, ale i o początki III RP - bo kiedy do Gdyni wkroczyła choćby drużyna Bogusława Lindy z kultowych pierwszych filmów Władysława Pasikowskiego, to dziewczyny piszczały. I niektórzy faceci też.

A dzisiaj? Powinno być lepiej, w końcu mamy czasy tabloidów i „kolorówek”, które z takich imprez żyją. A jednak jest inaczej.

Niby też są telewizyjne relacje w dosyć przyzwoitym czasie ekranowym, niby też zjeżdżają do Gdyni aktorzy i reżyserzy, ale w pop-kulturze ślad zostaje po tym niewielki. Bo polskie kino produkuje dziś gwiazdki bardzo rachityczne, a dla świata konsumentów masowej kultury nasze środowisko filmowe prawie nie istnieje. Mało kto te filmy ogląda, a gwiazdami są aktorzy grający w serialach albo teleturniejach, a nie w produkcjach fabularnych.

O reżyserach młodego pokolenia to już w ogóle lepiej nie mówić. Są znani tylko wtajemniczonym.

Cóż, czekam oczywiście, jak inni, na artystyczno-intelektualny boom w polskim kinie. Ale czekam też na przełom bardziej pop. Żeby nasze kino zaczęło znowu kreować gwiazdy rozpoznawalne na ulicach. I wydostało się ze środowiskowego getta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska