MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pół miliona dla strażniczki?

Grażyna Ostropolska
Była pierwszą w Polsce i najkrócej sprawującą tę funkcję szefową municypalnych. Teraz Małgorzata Korbińska ma szansę pobić kolejny rekord. Jeśli sąd utrzyma orzeczoną w lutym egzekucję wyroku... z 2002 r., przywracającą ją do pracy w bydgoskiej Straży Miejskiej, była komendantka powinna otrzymać ok. 500 000 zł zaległych wynagrodzeń.

<!** Image 3 align=right alt="Image 211532" sub="Małgorzata Korbińska [Fot. Archiwum M. Korbińskiej]">Była pierwszą w Polsce i najkrócej sprawującą tę funkcję szefową municypalnych. Teraz Małgorzata Korbińska ma szansę pobić kolejny rekord. Jeśli sąd utrzyma orzeczoną w lutym egzekucję wyroku... z 2002 r., przywracającą ją do pracy w bydgoskiej Straży Miejskiej, była komendantka powinna otrzymać ok. 500 000 zł zaległych wynagrodzeń.

Losy Małgorzaty Korbińskiej są niezwykłe i zagmatwane. Zawodową karierę zaczęła od pracy katechetki, a zakończyła jako p.o. komendanta Straży Miejskiej w Bydgoszczy. Teraz zamierza wrócić do tej formacji jako szeregowy pracownik, bo... - To mi się należy - mówi z przekonaniem. Wyjmuje z szuflady wyrok sprzed 10 lat i żąda jego wykonania. Dlaczego dopiero teraz? - Lepiej późno niż wcale - odpowiada. Życie ją nauczyło, że o swoje trzeba walczyć długo, cierpliwe i do skutku. Studiuje kodeksy, cytuje z pamięci paragrafy, sama pisze pozwy, apelacje i... wygrywa, choć jej przeciwnikami na sali rozpraw są ratuszowi prawnicy.<!** reklama>

W 2006 r. Straż Miejska, finansowana z miejskiego budżetu, musiała wypłacić byłej komendantce 30 tys. zł odszkodowania za niezgodne z prawem rozwiązanie umowy o pracę. Teraz roszczenia Korbińskiej wobec byłego pracodawcy (dotyczące innej umowy) sięgają pół miliona, więc ten robi wszystko, by je powstrzymać. - Na nasz wniosek sąd zawiesił postępowanie egzekucyjne w sprawie przywrócenia pani Korbińskiej do pracy w Straży Miejskiej, na co przeciwniczka procesowa się zażaliła - oznajmia radca prawny Maciej Skwierczyński, pełnomocnik municypalnych. Przyznaje, że sprawa jest skomplikowana, więc jest ciekaw jej rozwiązania. Podobnego zdania jest Marek Echaust, komendant bydgoskich municypalnych.

- Wystarczyło przestrzegać prawa, a nie byłoby roszczeń i komplikacji - zauważa Małgorzata Korbińska. Przełomowy dla jej kariery był

mikołajkowy gest prezydenta.

- Wieczorem 6.12.2002 r. zadzwonił do mnie Konstanty Dombrowicz - wspomina. Była zszokowana, bo prezydent Bydgoszczy zarzucił ją gradem pochwał. - Usłyszałam, że jestem jedną z najlepszych strażniczek. Prezydent ubolewał, że moje doświadczenie oraz fakt, że piszę doktorat na temat bezpieczeństwa w mieście, nie zostały należycie wykorzystane - relacjonuje Korbińska. Dombrowicz, jak wspomina, zaprosił ją do ratusza i tam powiedział, że widzi ją na stanowisku komendanta Straży Miejskiej: - Decyzję musiałam podjąć błyskawicznie, bo pan Dombrowicz nie ukrywał, że municypalni, których szefa, czyli komendanta Ławniczaka, odwołał, nie mogą być bez nadzoru.

Prezydent wiedział, że Korbińska była wówczas w trakcie procesu o przywrócenie jej do pracy w Straży Miejskiej. Zwolnił ją w 2001 r. komendant Mirosław Ławniczak, który twierdził, że strażniczka złożyła fałszywe oświadczenie w sprawie swojego wypadku, zakończonego uszkodzeniem żeber. Sugerował, że nie zdarzyło się to na schodach budynku straży, tylko w czasie wolnym od pracy i... wskutek upadku Korbińskiej z konia. - Udowodniłam, że to pomówienia i w sądzie pierwszej instancji zapadł wyrok o przywróceniu mnie do pracy, ale pracodawca wniósł apelację - zaznacza. Przypomina, że ma to zasadnicze znaczenie dla jej obecnych roszczeń, bo... - 9.12.2002 roku prezydent zawarł ze mną nową umowę o pracę na czas nieokreślony i powierzył mi stanowisko p.o. komendanta Straży Miejskiej w Bydgoszczy - pokazuje dokument.

Nowa szefowa municypalnych zaczęła swoje rządy od zapowiedzi reform. Dla jednych był to akt odwagi, dla innych

strzał w stopę,

własną stopę, bo już na pierwszej odprawie w komendzie Korbińska oznajmiła oficerom, że część z nich musi się przestawić na uliczne patrole, gdyż nie może być tak, że przy biurkach siedzi jedna piąta miejskich strażników. Zapowiedziała też cięcia wśród zastępców komendanta. „Nie potrzeba mi trzech, wystarczy jeden” - oznajmiła i na skutki tej szczerości długo nie czeka. - Następnego dnia do pracy nie przyszedł żaden z moich zastępców. Jeden wziął nieuzgodniony ze mną urlop, który podpisał mu kadrowiec, a dwaj pozostali poszli na zwolnienie lekarskie, z czego jedno wypisał... ginekolog - wspomina.

Oliwy do ognia dolała zapowiedź inwentaryzacji i finansowej kontroli, bo nowa szefowa oznajmiła, że bez rozliczenia poprzednika nie podpisze żadnej faktury. - Zaczął się popłoch. Nocą przywożono do budynku straży to, co wcześniej wywieziono, a po komendzie chodził były komendant i jątrzył - mówi Korbińska.

Schody zaczęły się, gdy poszła fama, że nie będzie wypłat, bo komendantka nie złożyła w banku pierwowzoru podpisu, a upoważnieni do odbioru kasy zastępcy nadal są nieobecni. - Zaczęła się zmasowana kampania, która miała mnie zdyskredytować. W gazetach pojawiły się tytuły w rodzaju: „Zablokowane konta bankowe. Strażnicy bez wypłaty”. To pestka w porównaniu z kolejną akcją, której hasło brzmiało: „Korbińska jako

katechetka biła dzieci”.

Dla jednej z gazet wypowiedział się 23-letni Artur, który twierdził, że bał się prowadzonych przez Korbińską lekcji religii, bo puszczały jej nerwy i rzucała w uczniów pękiem kluczy. Cytowano też wypowiedź żony ówczesnego wiceprezydenta Bydgoszczy Macieja Obremskiego, która sugerowała, że zdarzyło się katechetce „trzepnąć” jej syna.

- Otwierałam oczy ze zdumienia, bo skończyłam pedagogikę opiekuńczą i społeczną, a z dziećmi byłam w dobrej komitywie i nie dupuszczałam się rękoczynów - twierdzi Korbińska. - Oczywiście nie wszystkim się podobało to, że mobilizuję dzieci do dyskusji albo to, że organizuję drogę krzyżową, na którą przyjeżdża Niemen i śpiewa „Dziwny jest ten świat”.

Reakcja prezydenta była błyskawiczna. Wysłał powołaną przed tygodniem komendantkę na bezpłatny urlop i utworzył komisję, która miała zbadać zasadność zarzutów. - Obiecał mi powrót na stanowisko, gdy oskarżenia okażą się nieprawdziwe, ale nie dotrzymał słowa - twierdzi Korbińska.

„W zgromadzonym materiale nie ma śladów o jakimkolwiek postępowaniu dyscyplinarnym wobec Małgorzaty Korbińskiej, a w dokumentach nie ma żadnych skarg rodziców lub dzieci” - to fragment opinii komisji, która 7.01.2003 r. oczyściła byłą katechetkę z zarzutów.

Wróciła do pracy 13 stycznia i zobaczyła przy swoim biurku... Andrzeja Kaszubowskiego, pełnomocnika prezydenta ds. bezpieczeństwa. - Oznajmił, że teraz on tu rządzi i kazał mi się przenieść do innego pokoju - wspomina. Odmówiła, bo przecież nikt jej ze stanowiska komendanta nie odwołał i usiadła obok „uzurpatora”. Następnego dnia otrzymała pismo od prezydenta: „Powierzam pani z dn. 14 stycznia okresowe wykonywanie pracy w Wydziale Zarządzania Kryzysowego”.

- Nie przyjęłam propozycji, bo uznałam to za

bezprawne działanie

- mówi Korbińska. Wykonała wtedy gest, który zmylił przeciwnika. - Gdy w grudniu zawarłam z prezydentem nową umowę o pracę w Straży Miejskiej i powierzył mi funkcję p.o. komendanta, to wydał również polecenie o wycofaniu apelacji od wyroku z czerwca 2002 r., przywracającego mnie do pracy - przypomina. Radca prawny w imieniu straży zrobił to 10.12. i już 31.12.2002 r. wyrok stał się prawomocny. - Sąd powiadomił mnie o tym 10.01.2003 r., a ja 4 dni później zgłosiłam w kadrach gotowość podjęcia pracy - tłumaczy Korbińska. Prezydent Dombrowicz uznał to jako gotowość do podjęcia pracy w charakterze strażnika i 15.01. cofnął Korbińskiej stanowisko komendanta. Na jej miejsce powołał 20.01. Andrzeja Kaszubowskiego, a ten 2 dni później wypowiedział Korbińskiej umowę o pracę. Powód? Utrata zaufania do rządzącej przez tydzień poprzedniczki. Korbińska była zwolniona ze świadczenia pracy i przez 3 miesiące wypowiedzenia otrzymywała pensję szeregowego strażnika. Zarzuciła pracodawcy bezprawne działanie, złożyła w Sądzie Pracy pozew i wygrała. Sąd uznał, że uprawnionym do rozwiązania z Korbińską umowy o pracę w straży na stanowisku komendanta (zawartej 9.12.2002 r.) był prezydent, a nie Kaszubowski i zasądził na jej rzecz odszkodowanie w wysokości 30 tys. zł, ale na funkcyjne stanowisko jej nie przywrócił.

Teraz sprawa się skomplikowała, bo Korbińska sięgnęła po wcześniejszy wyrok, z czerwca 2002 r., przywracający ją do pracy w straży na warunkach umowy, zawartej z nią w sierpniu 1996 r., i żąda wypłaty prawie pół miliona złotych oraz wypłaty wynagrodzeń za 10 lat. W styczniu sąd nadał temu wyrokowi klauzulę wykonalności, ale w kwietniu (na wniosek straży) tę egzekucję zawiesił.


Opinie

Przedawnienie, czyli milion za kolejne 10 lat?

- Nie można pominąć okoliczności, że pani Korbińska zgłosiła gotowość pracy w Straży Miejskiej wtedy, gdy jeszcze pełniła obowiązki komendanta, a więc sama sobie. Nie podjęła fizycznie pracy na stanowisku strażnika, bo kilka dni po tym oświadczeniu została zwolniona i nie uczyniła tego przez kolejne 10 lat, więc według mnie doszło do przedawnienia roszczeń - twierdzi Maciej Skwierczyński, pełnomocnik Straży Miejskiej.

- W grudniu pozwany uznał moje roszczenia, a to przerywa bieg przedawnienia i mogę ich dochodzić przez kolejne 10 lat - uważa Małgorzata Korbińska, przywołując pismo komendanta Straży Miejskiej Marka Echausta z 17.12.2012 r. Szef municypalnych, poproszony o informację na temat sądowego wyroku, odpisał jej: „Wyrok Sądu Pracy z 5 czerwca 2002 r. stwierdza, że przywraca się Małgorzatę Korbińską do pracy w Straży Miejskiej w Bydgoszczy na dotychczasowych warunkach”. - To wystarczy - ocenia Korbińska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska