MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica zniknięcia Oli: Kogo dręczy sumienie?

Joanna Pociżnicka-Posadzy
Publikujemy nieznane dotąd szerzej fakty i hipotezy, zawarte w prokuratorskich aktach sprawy zaginięcia naszej redakcyjnej koleżanki Aleksandry Walczak. Czy ta sprawa kiedykolwiek zostanie wyjaśniona? Policjanci twierdzą, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw.

Publikujemy nieznane dotąd szerzej fakty i hipotezy, zawarte w prokuratorskich aktach sprawy zaginięcia naszej redakcyjnej koleżanki Aleksandry Walczak. Czy ta sprawa kiedykolwiek zostanie wyjaśniona? Policjanci twierdzą, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw.

<!** Image 2 align=none alt="Image 191909" sub="Na auto red. Walczak natrafiono przy dworcu PKP. Policyjny pies dwa razy podjął trop w kierunku pobliskich przystanków MZK, ale tam ślad się urywał. Nie pomogły również wizje jasnowidzów, w tym Krzysztofa Jackowskiego z Człuchowa.">

Akta tej sprawy liczą dziewięć tomów. Grubych, bo zniknięcie red. Aleksandry Walczak do dzisiaj jest jedną z największych tego typu zagadek. Dziewięć tomów zawiera ponad osiem trudnych lat - pełnych pytań, wątpliwości i ślepych tropów.<!** reklama>

- Sprawa jest o tyle trudna, że straciliśmy te najcenniejsze z punktu widzenia śledztwa 24 godziny od chwili zaginięcia - mówi Tomasz Sobczak, zastępca prokuratora rejonowego w Prokuraturze Rejonowej Toruń-Wschód, który prowadził sprawę zaginięcia Oli. Zaginięcie zgłoszono dopiero na trzeci dzień i przez ten czas wiele śladów zostało po prostu zatartych.

Ucieczka? To nie w jej stylu

Dziennikarka „Nowości” Aleksandra Walczak zaginęła z 12 na 13 marca 2004 roku. Wracała ze Szczyrku (gdzie wraz z synem i jego kolegą była na nartach) do swojego domu pod Grudziądzem. Kurort opuścili o godz. 17.45. Początkowo jechali razem, jednak tempo jazdy nie odpowiadało synowi, który pożegnał się z matką i ruszył szybciej.

Kiedy dzwoniła do niego o godz. 23.28, żeby powiedzieć, że mija właśnie Papowo Toruńskie (gdzie mieszka syn z żoną), był już w domu. To była ich ostatnia rozmowa. Ola miała jechać dalej - do swojego domu w Rudniku Małym pod Grudziądzem. Czy dojechała?

Początkowo zakładano, że dziennikarka chciała zmienić diametralnie swoje życie. Wyjechać, rozpocząć wszystko od nowa. Do tego scenariusza świetnie pasowałby porzucony na dworcu samochód, a także kolejne fakty. Jeszcze przed wyjazdem do Szczyrku Aleksandra Walczak złożyła w sądzie papiery rozwodowe. Z notatek dołączonych do akt wynika, że z tym zamiarem nosiła się długo (w zapiskach wspomina, że tym razem decyzja jest ostateczna). Wyjazd w góry miał być tym „na przeczekanie”. Ola wiedziała, że w czasie jej urlopu mąż otrzyma dokumenty. Nie chciała być wtedy w domu. Według bliskich, ucieczka bez słowa wyjaśnienia nie byłaby jednak w jej stylu. Zbyt wiele chciała jeszcze osiągnąć tu, na miejscu.

Do domu Ola wracała „jedynką”. Z dużym prawdopodobieństwem wybrała właśnie trasę przez Łódź. Ostatni raz jej telefon logował się do sieci w okolicy Papowa Toruńskiego. Dalej ślad się urywa. Zaginięcie Oli zostało zgłoszono w poniedziałek, 15 marca. W środę, 17 marca, na Dworcu Głównym znalazł się jej samochód - czarna skoda fabia. Osobą, która zawiadomiła o tym policję, był kolega syna - Krzysztof, który razem z naszą koleżanką był w Szczyrku. W samochodzie nadal znajdowały się bagaże Oli i jej rzeczy osobiste. Brakowało jedynie dokumentów i komórki.

Zamordowana na zlecenie?

Kto odstawił auto? Pytano o to męża Oli, Ryszarda Poznańskiego. W notatkach pojawiły się sygnały, że był widziany w Toruniu w sklepie, gdy kupował jedzenie dla psa. Mężczyzna nie potrafił jednak określić, czy rzeczywiście był wtedy w mieście.

Policja kontynuowała więc działania. Oli szukali też dziennikarze, prywatni detektywi oraz jasnowidze. Przełomu jednak nie było.

Prokuratura zlecała kolejne badania i działania - porównanie zapachów, użycie psów tropiących, wreszcie wykorzystanie wykrywacza kłamstw. Wiele robiła zresztą na prośbę syna red. Walczak - Daniela Więcławskiego. Mężczyzna był w ścisłym kontakcie ze śledczymi - prosił o specjalistyczne ekspertyzy, wskazywał nowe wątki, apelował o przeszukanie kolejnych miejsc.

W opozycji do niego stoi z kolei mąż Oli, Ryszard Poznański. W aktach prokuratorskich poświęcono mu wiele uwagi. Mężczyzna od początku jest raczej wycofany i nie uczestniczy w działaniach policji. Często także korzysta ze swoich praw - odmawia poddania się badaniu wariografem (uzasadnia to problemami zdrowotnymi), nie chce przekazać listy telefonów do bliskich i znajomych: „W chwili obecnej nie udostępnię ich dobrowolnie” - zapisano w aktach.

Ryszard Poznański przestaje też odbierać pisma z prokuratury. Wiele czasu i energii poświęca za to na uregulowanie spraw finansowych po zaginięciu żony. Do prokuratury wnioskuje o prawo do decydowania o jej samochodzie, a także dysponowania wspólnym majątkiem. Mężczyzna żąda także naprawienia posadzki w garażu (została uszkodzona w trakcie działań policji).

Relacje między mężem Oli a jej synem nie są najlepsze. Z każdym dniem postępowania pogarszają się. Tymczasem w śledztwie nie ma przełomu, choć penetrowane są zbiorniki i lasy, a nawet koryto Wisły.

Co ciekawe, mimo ogromnej pracy policji, nie wszystkie tropy doczekały się weryfikacji. Tak było m.in. w przypadku jednej z policyjnych notatek. Spisano w niej słowa „emerytowanego policjanta” (mężczyzna nie chciał ujawniać personaliów), który sugerował, że Ola została zamordowana na zlecenie kogoś z rodziny. Zleceniodawca miał zapłacić 50 tys. zł Ormianinowi, rzekomo pracującemu jako ochraniarz w jednym z grudziądzkich klubów nocnych. Do morderstwa miało dojść poprzez upozorowanie wypadku niedaleko miejscowości Skoki.

„Mężczyzna leżał na drodze i udawał rannego. Kiedy dziennikarka pochyliła się nad nim, ten zadał jej cios w szyję” - czytamy w notatce dołączonej do akt. Kobieta miała zostać uduszona, a jej ciało wrzucono do pobliskiego bagna (ziemia była zamarznięta, więc zakopanie nie wchodziło w grę).

Policja nie zainteresowała się tropem, ponieważ w Kujawsko-Pomorskiem nie ma miejscowości o takiej nazwie. Co ciekawe, na trasie, którą być może jechała Ola, znajduje się gmina Skoki Duże. Może informator się pomylił? A jeśli tak, to czy ten trop może być prawdziwy?

W kolejnych tygodniach podobnych rewelacji pojawiło się więcej. Pewien Niemiec z Gdańska twierdził, że zwłoki dziennikarki znajdują się na 37. kilometrze przy drodze do Warszawy, kolejny trop prowadził na bagna między Józefkowem a Płużnicą...

Chcieli zmylić policję

W tym czasie biegłym udało się stworzyć psychologiczny wizerunek sprawcy. Według nich do zniknięcia Oli przyczyniło się dwóch mężczyzn w wieku od 25 do 55 lat. Nie tylko dokładnie wszystko zaplanowali, ale starali się też zmylić policję. Tak stało się m.in. w przypadku auta.

„Sprawcy pochodzą z okolic Torunia i Grudziądza, a podstawienie samochodu pod Dworzec Główny w Toruniu było celowe. Chcieli, by sądzono, że dziennikarka wyjechała” - napisano w notatce.

Prokuratura nie ma żadnych wątpliwości, że motywem zabójstwa (jeżeli do takiego doszło) była chęć zemsty oraz pobudki finansowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska