MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Teraz "žtemu Misiu" zrobimy kuku

Ryszard Warta
Ryszard Warta
To już jest jakaś plaga! Dopiero co dowiedzieliśmy się, że powstać ma kontynuacja „Rejsu” Marka Piwowskiego, i to w formie iluś tam odcinkowego serialu telewizyjnego, a tu kolejny cios - powstać ma kontynuacja „Misia” Stanisława Barei.

<!** Image 1 align=left alt="Image 26542" >To już jest jakaś plaga! Dopiero co dowiedzieliśmy się, że powstać ma kontynuacja „Rejsu” Marka Piwowskiego, i to w formie iluś tam odcinkowego serialu telewizyjnego, a tu kolejny cios - powstać ma kontynuacja „Misia” Stanisława Barei.

Dlaczego cios? A czy zna ktoś realizowane po latach kontynuacje, które przynajmniej jako tako dorastają do poziomu oryginału, którym udało się zachować pierwotny wdzięki, szyk i styl? Po których nie zostaje absmak, że miała być powtórka a wyszła parodia?

„Czterdziestolatek - dwadzieścia lat później” - porażka. Może kiedyś, za kolejne dwadzieścia lat ten serial dojrzeje i zyska na wartości dodanej - jako specyficzny dokument z początków polskiej transformacji, z czasów, gdy szczytem marzeń był audik prawienówka, a Mietek Powroźny i towarzysze szli w biznesy.

<!** reklama right>Kręcony po latach „Szpital na peryferiach - dwadzieścia lat później” - smutek i żal. Zwłaszcza za dr. Stros- majerem, czyli nieodżałowanym Milosem Kopeckym. „Kariera Nikosia Dyzmy” - porażka, „Złoto dezerterów”- ciąg dalszy „CK dezerterów” - rozpacz. Zresztą „Miś” miał już jakąś formę kontynuacji w „Rozmowach kontrolowanych”. Był tam i Ryszard Ochódzki, i trener Jarząbek, i tylko ten film to już nie było to. Boję się, że i teraz zrobi się „temu Misiu”, tej filmowej legendzie - całkiem współczesne kuku. Zgoda, broni się „Vabank II”, ale pewnie tylko dlatego, że Juliusz Machulski kręcił go bardzo szybko po pierwszej, genialnej zresztą, części, szedł za ciosem i wyszło jak trzeba.

Pomysł, żeby kontynuować „Rejs” w formie telenoweli to już w ogóle pomysł z telewizyjnego piekła rodem. Cała gracja tego filmu opiera się na tych niesamowitych improwizacjach w pięknych okolicznościach przyrody, na tym napięciu komicznym, jakie wnosili na plan ci wspaniali naturszczycy, choćby Leszek Kowalewski, Eugeniusz Gajewski. Nie byłoby tego filmu, gdyby Jan Himilsbach nie gubił się gdzieś, by się następnie odnaleźć, na przykład w barze „Kotwica”. Scena, w której Andrzej Dobosz, z tym swoim wystudiowanym językiem warszawskiego intelektualisty deliberował o twórcy, tworzywie i grze w „dupniaka” też mogła powstać tylko dlatego, że cała realizacja tego filmu była jednym wielkim happeningiem. I teraz dorabiać do tego jakiś dalszy ciąg? Robić z tego ulotnego, szczęśliwie sfilmowanego zjawiska surowiec do gotowego hamburgera z telewizyjnego McDonalda?

Szkoda, że skończone dzieła - zwłaszcza te opisywane niemiłosiernie już wyświechtaną metką „kultowych” nie da się objąć jakąś formą ochrony konserwatorskiej. Czasami by się przydała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska