Żywioł przeciwko nam

<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/oberlan_malgorzata.jpg" >Drogi, jakie są, każdy widzi. Owszem, sporo się remontuje i buduje. Dziur, garbów i wystających studzienek kanalizacyjnych wciąż nam jednak nie brakuje. Z danych przekazanych przez Powiatowy i Miejski Zarząd Dróg w Toruniu wynikałoby, że historia Jana Szałańskiego (opisujemy ja na stronie 1) jest wyjątkowa. W końcu większość wniosków o odszkodowanie na skutek zaniedbań zarządcy drogi uznaje się za zasadne. Tymczasem Szałańskiemu odmówiono, bo przydrożne drzewo runęło na jego auto na skutek wichury. A tego, że miało spróchniałe korzenie, Powiatowy Zarząd Dróg wiedzieć podobno nie mógł.

<!** reklama>Trzy lata temu w Płocku tamtejszy Miejski Zarząd Dróg wypłacił odszkodowanie za drzewo, które wpadło na teren kościoła. Także na skutek wichury. Co ciekawe, ubezpieczycielem MZD była firma Uniqa. Tak samo brzmi nazwa ubezpieczyciela PZD w Toruniu. „Dziury to nie wszystko. Mamy też inne sprawy. Odpowiadamy na przykład za przewrócone drzewo w pasie drogowym” - mówiła lokalnej gazecie urzędniczka płockiego MZD.
Czyżby zatem ważne było, na co runie drzewo? Czy gdyby fiat 170, którym feralnego dnia jechał Szałański, było kościołem, to odszkodowanie by się znalazło? Nie wiem. Wiadomo, że najistotniejsze w takich sytuacjach jest wykazanie, że zarządca drogi dopuścił się zaniedbania. W przypadku drzewa - nie wyciął go na czas. Paradoksalnie, dużo łatwiej uzyskać odszkodowanie, gdy drzewo wali się w słoneczny dzień. Wówczas, jak tłumaczą brokerzy, wyklucza się z gry Matkę Naturę i podejrzenie pada na podmiot odpowiedzialny za utrzymanie zieleni. W końcu w bezwietrzny, ładny dzień, zdrowe topole czy buki nie padają bez przyczyny.

Przed nami pierwsze śniegi, ślizgawice i zawieje. Domaganie się pieniędzy od właściciela drogi nawet za to, że podczas śnieżycy runęło na nas przydrożne drzewo, może skończyć się fiaskiem. Przynajmniej na drogach powiatu toruńskiego...