Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karty telefoniczne. W latach 90. zbierał je niemal każdy

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
W latach 90. w całej Polsce zapanował prawdziwy szał na punkcie zbierania kart telefonicznych. Nowe hobby błyskawicznie stało się wyjątkowo popularne, ale w XXI wieku, wraz z rozwojem telefonii komórkowej, niemal równie szybko stało się zainteresowaniem niszowym.

Obejrzyj także: Takiej wystawy w Muzeum Okręgowym w Toruniu jeszcze nie było!

od 16 lat

Pierwsze polskie karty telefoniczne pojawiły się w 1991 roku, najpierw testowo, gdy cztery zagraniczne firmy wzięły udział w przetargu na obsługę publicznych budek telefonicznych już nie na żetony, popularne w czasach PRL, a właśnie na karty. Przetarg wygrała włoska firma Urmet i wypuściła do obiegu pierwszy wzór - była to reklama plantatora i dystrybutora bananów. Czarny wzór na białym tle nijak nie przykuwał wzroku w przeciwieństwie do następnych wydań z okazji VI Światowego Zjazdu Młodzieży w Częstochowie. Kolorowe karty z papieżem Janem Pawłem II i Jasną Górą wyglądały efektownie i na lata stały się obiektem pożądania kolekcjonerów - nakład nie był bowiem wysoki, a w czasach dopiero rodzącego się hobby mało kto myślał o zachowaniu zużytych egzemplarzy. Co ciekawe, ówczesne wydania Urmet produkował nie w Polsce, a we Włoszech - pierwsza edycja przygotowana od początku do końca w naszym kraju powstała dopiero w 1995 roku.

I o ile Włosi dość oszczędnie przygotowywali nowe wzory, o tyle rozpoczęcie produkcji w Polsce pozwoliło na coraz częstsze i szybsze wydawanie kolejnych kart. Jeszcze w 1994 roku było ich tylko piętnaście, a zaledwie dwa lata później już sto trzydzieści siedem! Barwne karty przedstawiające polskie miasta, widoki gór, a niekiedy promujące rozmaite wydarzenia, zauroczyły kolekcjonerów, których liczba zaczęła lawinowo rosnąć. Karty stały się popularne zarówno wśród dorosłych, jak i wśród dzieci, u których wyparły zbieranie znaczków pocztowych, tak częste jeszcze w poprzedniej dekadzie. Mali i duzi zbieracze potrafili czekać przy budkach telefonicznych z nadzieją, że od przypadkowego użytkownika otrzymają zużytą kartę, niektórzy zdobywali się nawet na... wyciąganie ich z koszy na śmieci.

Zdarzali się i tacy, którzy posuwali się do nielegalnego blokowania otworu aparatu telefonicznego, z którego karta wypadała po skończonej rozmowie - popularna metoda polegała na zaklejaniu go gumą do żucia...

- Trzy razy dziennie wyruszam na obchód miasta. Czasami zdarza się, że akurat ktoś korzysta z automatu, wtedy cierpliwie czekam, a później podchodzę i grzecznie pytam, czy karta jest już zużyta - mówił ówczesnej prasie jeden ze zbieraczy (cytat za "333 popkultowe rzeczy... lata 90." Bartka Koziczyńskiego).

Podobne sceny można było zaobserwować także na toruńskiej poczcie głównej, gdzie było najwięcej automatów telefonicznych w całym mieście. Dzieci i młodzież pytały wprost o możliwość otrzymania zużytej karty, starsi poradzili sobie w inny sposób - na ścianie w hallu poczty wisiała zamykana na klucz czerwona skrzynka z żółtą naklejką "Tu wrzuć zużytą kartę telefoniczną. Kolekcjonerzy dziękują". Karty można było też kupować w hobbystycznych sklepach naprzeciwko Domu Mikołaja Kopernika oraz przy Łuku Cezara.

Parki narodowe, motocykle, tramwaje...

Moda na zbieranie kart trwała w najlepsze. Niemal co roku ukazywało się nowe wydanie kolorowego katalogu i cennika "Polskie karty telefoniczne", pod koniec lat 90. zaczęło się też ukazywać czasopismo "Fonokartysta". Telekomunikacja Polska SA zdawała sobie sprawę z potencjału popularnego hobby i liczba nowych wzorów co roku szła już w setki. Polskie karty zaczęły być zresztą doceniane także w innych krajach, gdyż bardzo pozytywnie wyróżniały się swoim wyglądem.

Na przełomie tysiącleci zaczęły być wydawane serie, które, jak czas pokazał, miały być tymi najefektowniejszymi i najładniejszymi. Kolekcjonerzy mogli układać w swoich klaserach karty z chronionymi gatunkami zwierząt i roślin, polskimi żaglowcami, widokami miast na dawnych pocztówkach, a nawet egzotycznymi zwierzętami z zoo. Osobne serie były poświęcone parkom narodowym - biebrzańskiemu i narwiańskiemu. Poszczególne serie najczęściej liczyły mniej więcej 7-8 kart, ale zdarzały się i dłuższe - "Cytaty z literatury polskiej" liczyły aż 20 wzorów, mając na awersie malowniczy przyrodniczy widok, a na rewersie cytat. Na tym etapie dla kolekcjonerów ciekawe były już obie strony karty - dawno minął czas, gdy rewers z zasady wyglądał tak samo i był biało-czerwony z czarnym paskiem magnetycznym.

Polecamy

Dużo Torunia na kartach telefonicznych

Już w 1995 roku po raz pierwszy wydana została karta z widokiem panoramy Torunia - jeszcze we włoskiej siedzibie Urmetu przygotowano edycję z okazji 49. Międzynarodowego Motorowego Zlotu Gwieździstego Policji. Nakład był duży i wyniósł 267 800 sztuk, ale już wydanie z okazji podobnej imprezy, jaką rok później był I Toruński Międzynarodowy Zlot Policyjnych Klubów Motorowych, okazało się ówczesnym rarytasem - przygotowano zaledwie 5800 sztuk. Podobnie małe nakłady miały inne toruńskie karty - I Toruński Międzynarodowy Zlot Samochodów Amerykańskich, Radio Gra, a także Gazeta Pomorska. W połowie lat 90. spora część najtrudniej dostępnych i najcenniejszych polskich kart była związana właśnie z naszym miastem.

Nie znaczy to jednak, że brakowało emisji łatwiej dostępnych. Co roku w dużych nakładach ukazywały się karty z okazji kolejnych edycji festiwalu Camerimage, nie brakowało także widoków zabytków, najczęściej katedry św. Janów. Zdarzały się także edycje okolicznościowe, m.in. z okazji wizyty papieża Jana Pawła II w Toruniu, czy 500-lecia dzwonu Tuba Dei (zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy uważano, że został on odlany nie w 1522, a w 1500 roku).

Kryzys zbierania kart telefonicznych

Kolekcjonowanie kart błyskawicznie stało się bardzo popularne i niemal tak samo szybko zaczęło schodzić do niszy, w której już pozostało. W nowym tysiącleciu coraz więcej osób zaczęło korzystać z telefonów komórkowych, co sprawiło, że zapotrzebowanie na produkcję nowych kart zaczęło maleć. Telekomunikacja Polska SA zaczęła zarazem stawiać na karty z elektronicznym chipem, znacznie trudniejsze w fałszowaniu, które zastępowały dotychczasowe karty magnetyczne, przez co sprytniejszych nierzadko wielokrotnie ładowane w nielegalny sposób. Nagle okazało się więc, że liczba nowych wzorów zaczyna dramatycznie maleć, a to właśnie ich bogactwo przyciągało kolekcjonerów jeszcze kilka lat wcześniej.

Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:

Katalogowa liczba kart magnetycznych zatrzymała się więc na nieco ponad 1400 edycjach i już się nie zwiększy. Wraz z zaprzestaniem wydawania nowych kart lawinowo zaczęła spadać także liczba tych, którzy je zbierali, co wpłynęło na ceny. Wspomniane na początku karty papieskie z 1991 roku w stanie nieużywanym (czyli z narożnikiem, który odrywało się w celu wykonania połączenia) na przełomie wieków katalogowo warte były 200-220 złotych. Dziś w popularnym serwisie aukcyjnym da się je znaleźć już za 150 złotych, co oznacza, że ich cena nie tylko nie wzrosła przez ostatnie dwie dekady, ale znacząco spadła - wystarczy przypomnieć sobie, jaka była realna wartość nabywcza takiej kwoty ponad 20 lat temu, a jaka jest dziś. Również wspomniane rzadkie karty związane z Toruniem da się obecnie kupić już za 80-100 złotych. Z kolei te wydania, które miały nakłady idące w setki tysięcy sztuk, są dziś naprawdę trudne do jakiejkolwiek sprzedaży, bo kolekcjonerów jest niewielu, a ci, którzy zostali przy tym hobby, to najczęściej osoby zaczynającymi zbieranie jeszcze w latach 90. - popularne wzory były w ich albumach od początku.

Nie znaczy to jednak, że naprawdę cennych kart w Polsce nie ma. Prawdziwymi unikatami są karty Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, ale nie te ogólnodostępne, a te, które są rokrocznie licytowane w trakcie styczniowych finałów. Karty z podpisem Jerzego Owsiaka już w latach 90. uzyskiwały ogromne ceny, a i ich współczesne wersje, wydawane w nakładzie 100 sztuk przez operatora Play, są najczęściej licytowane przez firmy i osiągają ceny idące w dziesiątki tysięcy złotych.

Ze "zwykłych" wydań sprzed lat najrzadszą oficjalnie katalogowaną kartą magnetyczną jest ta z numerem 1178 wydana z okazji Dnia Kolekcjonera, który w 2001 roku odbył się w Katowicach - nakład wyniósł 300 sztuk. Karta pojawia się na aukcjach rzadko, a jej cena potrafi przekroczyć 1000 złotych. Dwie dekady temu kolekcjonerzy przyjęli ją jednak z mieszanymi uczuciami - była bowiem niemal prywatnym zamówieniem złożonym w Telekomunikacji Polskiej SA przez autorów wspomnianego katalogu "Polskie Karty Telefoniczne", a tego typu wydania, niedostępne w ogólnej sprzedaży i w minimalnych nakładach, najczęściej katalogowano oddzielnie.

Dziś zbieranie kart telefonicznych to tylko i aż szlachetna kolekcjonerska nisza. W swoim czasie zajmowała się tym jednak cała Polska, a bajecznie kolorowe wzory kart sprzed lat cieszą oko także obecnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska