MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przestępca bez twarzy i nazwiska

PIotr Schutta
Sprawca pobicia policjantki z Bydgoszczy, 21-letni Dawid, zapewne odetchnął z ulgą. Zamiast pełnego nazwiska sprawcy lokalne gazety podały jedynie jego imię i pierwszą literę nazwiska.

Sprawca pobicia policjantki z Bydgoszczy, 21-letni Dawid, zapewne odetchnął z ulgą. Zamiast pełnego nazwiska sprawcy lokalne gazety podały jedynie jego imię i pierwszą literę nazwiska.

<!** Image 2 align=none alt="Image 186450" sub="Na zdjęciu: w otoczeniu policjantów sprawcy napadu rabunkowego i zabójstwa księdza Henryka Krolla z Żalna pod Tucholą. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy postanowił podać treść wyroku do wiadomości publicznej, ale bez ujawniania wizerunków osób skazanych. Fot. Tadeusz Pawłowski">Nikt nie odważył się również opublikować zdjęcia mężczyzny, uznanego, bądź co bądź, winnym zuchwałego czynu. Najciekawsze jest to, że chronienie danych osobowych przestępcy wcale nie było pomysłem sądu. Przeciwnie.

- Przecież już na pierwszej rozprawie wyraziłem zgodę na podanie danych osobowych i upublicznienie wizerunku oskarżonego. Dziwię się, że dziennikarze z tego nie skorzystali - mówi zaskoczony Tomasz Pietrzak, sędzia Wydziału IV Karnego Sądu Rejonowego w Bydgoszczy. Swoją decyzję sędzia uzasadnił - jak czytamy w aktach - „charakterem sprawy, a w szczególności jej wydźwiękiem wychowawczym”.

Każdy może wystąpić

W procesie o pobicie policjantki wniosek złożył reporter TVN 24. Działał na podstawie prawa prasowego i artykułu 357 Kodeksu postępowania karnego. Prośbę o podanie danych oskarżonego do wiadomości publicznej mógł jednak przedłożyć sądowi każdy, nawet postronny obywatel, kierowany poczuciem sprawiedliwości społecznej. Sąd musiałby rozpatrzeć i w razie odmowy uzasadnić także i jego wniosek.

- Prawda jest taka, że ktoś o to upublicznienie wizerunku musi wystąpić. Sąd oczywiście może sam podjąć taką decyzję, ale w praktyce dochodzi do tego przeważnie na czyjś wniosek. Interesujące jest to, że składającym ów wniosek wcale nie musi być któraś ze stron postępowania. Może to być każdy - mówi Tomasz Rygielski z portalu Ebos.pl, jedynego w Polsce internetowego dziennika wyroków i ogłoszeń sądowych. Strona działa od lutego 2008 r., notując w miesiącu ponad 150 tysięcy odsłon, czyli niemało. Z łamów dziennika korzysta jednak tylko kilkanaście okręgów sądowych (jest ich w Polsce 45), publikując, m.in. wyroki i obwieszczenia.

<!** reklama>Na stronie można znaleźć informacje ze zdjęciami skazanych za morderstwa i zbrodnie na tle seksualnym (zamieszczane z inicjatywy Ebos.pl, ale za zgodą sądu) oraz ogłoszenia wyroków w sprawach dotyczących nietrzeźwych kierowców, czego jest najwięcej (80-90 proc.). Do rzadkości należą publikacje wyroków w sprawach o oszustwa i gospodarczych. Wcale natomiast nie znajdziemy w Ebos.pl danych na temat sprawców rozbojów, pobić, kradzieży, handlu narkotykami i innych uciążliwych społecznie przestępstw.

Bydgoska sprawa pobicia policjantki w przewrotny sposób pokazuje, jak bardzo nie radzimy sobie z instytucją upubliczniania sylwetek ludzi, którzy w rażący sposób złamali prawo.

Pobili, a teraz straszą

Dotyczy to zresztą wszystkich - nie tylko sędziów i prokuratorów, którzy - jak twierdzi część krytyków - zbyt oszczędnie stosują choćby artykuł 50. Kodeksu karnego, który przewiduje podanie wyroku do publicznej wiadomości w ramach dodatkowego środka karnego, mającego działać prewencyjnie. Dotyczy to także adwokatów osób pokrzywdzonych, oskarżycieli posiłkowych, dziennikarzy, przedstawicieli instytucji państwowych i zwykłych obywateli, czyli wszystkich tych, do których również może należeć inicjatywa, a którzy z niej nie korzystają.

- Sama o to nie występowałam. Chyba powinien to zrobić mój adwokat. Poza tym myślałam, że to oczywiste i że sąd z automatu upubliczni wizerunek sprawców pobicia mojego syna - mówi Elżbieta Dyks. Jej syn Jarosław został 6 lat temu skatowany przez chuliganów z sąsiedniego osiedla. Jest inwalidą.

<!** Image 3 align=none alt="Image 186450" sub="Adrian W., skazany prawomocnym wyrokiem toruńskiego sądu na dożywocie, może zostać zwolniony po 25 latach za dobre sprawowanie. Sąd nie ujawnił jego wizerunku ani danych osobowych. Fot. Jacek Smarz">Jeden z członków tamtej bandy niedawno stanął przed sądem w związku z inną bójką. Zginął w niej człowiek. Proces jeszcze trwa. Na razie twarze i nazwiska agresorów są dla opinii publicznej niejawne. Nikt nie złożył wniosku o ich upublicznienie, nawet dziennikarze.

- Ja i tak mam dość kłopotów w związku z tą sprawą. Omal nie zostałem pobity w sądzie - przyznaje szczerze jeden z reporterów sądowych. Pisał, m.in., o tym, że zastraszony został świadek.

W innej podobnej sprawie, dotyczącej pobicia na śmierć mężczyzny na bydgoskim Szwederowie, sąd utajnił cały proces, tłumacząc się troską o rodziny pokrzywdzonego i sprawców. Nie wiadomo, czy zgodzi się na podanie wyroku do wiadomości publicznej.

- Artykuł 50 to środek fakultatywny, co oznacza, że sędzia może go zastosować, ale nie musi - wyjaśnia Włodzimierz Hilla, rzecznik Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, dodając jednocześnie, że osobiście jest zwolennikiem stosowania tego typu środków „gdzie tylko się da”.

Poza salą sądową podobne stanowisko wyraża większość sędziów i prokuratorów. Gorzej z praktyką. Nie wiadomo na przykład, dlaczego „nie dało się” ujawnić wizerunków Mateusza N. i Piotra R., zabójców warszawskiego policjanta Andrzeja Struja. Zginął w okolicznościach łudząco przypominających napaść na bydgoską policjantkę. Ruchliwe miejsce, przystanek, próba powstrzymania chuliganów, którzy zareagowali ze zdwojoną agresją na wieść, że mają do czynienia ze stróżem prawa.

- Nazwiska takich bandytów powinno się ujawniać - uważa profesor Piotr Kruszyński, dyrektor Instytutu Prawa Karnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. - Nie wyobrażam sobie przypadku, który bardziej nadawałby się do zastosowania artykułu 50 k.k. niż ta sprawa. Nie wiem, dlaczego sędziowie tak rzadko korzystają z tego przepisu. Może źle rozumieją interes oskarżonego - dodaje profesor, przyznając, że jego zdaniem zauważalna jest w polskim sądownictwie tendencja do nadmiernego chronienia wizerunku przestępcy.

Ten, który zachował twarz

W opinii Krzysztofa Orszagha, założyciela Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej, do takiego stanu rzeczy przyczynia się restrykcyjna i w dodatku źle interpretowana ustawa o ochronie danych osobowych oraz nieprecyzyjne przepisy, regulujące ujawnianie wizerunku przestępcy.

- Byłoby prościej, gdybyśmy to dokładnie określili, że na przykład ujawniamy dane sprawców zbrodni, czyli czynów zagrożonych karą powyżej trzech lat pozbawienia wolności, a nie ujawniamy w sprawach o występki - uważa Krzysztof Orszagh. Kilka lat temu, za szczere podzielenie się swoimi myślami na temat zabójcy i gwałciciela Adriana W., mecenas pożegnał się ze stanowiskiem pełnomocnika rzecznika praw obywatelskich. - Powiedziałem, co powiedziałem i nie żałuję tego. Nadal uważam, że człowiek tego pokroju to ludzki śmieć. Straciłem stanowisko, ale zachowałem twarz - dodaje.

- Godność ludzka jest rzeczą ważną, ale jeśli ktoś dopuszcza się przestępstwa, to sam sobie to prawo do godności ogranicza. Jeśli wymyśliliśmy jakiś przepis, to powinniśmy go stosować. Przecież to nie jest dla dekoracji - mówi Marian Filar, profesor prawa karnego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Adrian W. sądzony był przed Sądem Okręgowym w Toruniu, który konkludował, że oskarżony „nie respektuje żadnych norm prawnych, moralnych i etycznych”, mimo to sąd nie zdecydował się na publikację jego wizerunku ani podanie danych osobowych. W. został skazany na dożywocie, ale zanim jego sprawa przycichła, zdążył dać się we znaki, m.in., rodzinie zabitej dziewczyny. Pozwał matkę swojej ofiary w sprawie o zniesławienie, żądając 70 tys. zł odszkodowania i zabezpieczenia w ramach powództwa jej domu.

- Nie można upraszczać. Jest to decyzja niezawisłego sądu - mówi sędzia Justyna Kujaczyńska-Gajdamowicz, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Toruniu. Przyznaje jednak, że trudno jej znaleźć przypadki zastosowania artykułu 50. w toruńskim sądzie. Sama również nie korzystała nigdy z tego środka karnego, mimo że orzeka w ciężkich sprawach kryminalnych.

Ochrona pokrzywdzonego

- Pewną blokadę przed zbytnim szafowaniem tym środkiem karnym może stanowić interes pokrzywdzonego, zwłaszcza tam, gdzie doszło do przykrych doznań po stronie ofiary bądź skutki lub okoliczności popełnienia przestępstwa były dla niej wstydliwe. Nie każdy chce, żeby opinia publiczna dowiedziała się o krzywdzie, jaka go spotkała. Dlatego łatwiej jest stosować ten środek w przypadkach, w których brak pokrzywdzonego, na przykład w sprawach o kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwym - wyjaśnia Justyna Plechowska-Łukowska z Prokuratury Rejonowej we Włocławku.

Tamował wejście do baru

W latach 70. i 80. minionego wieku polskie sądownictwo nie miało z tym problemu. Bazowano wówczas na uchwalonym w 1969 r. prawie, które dawało sędziom dużą dowolność. W gazetach z tamtego okresu można znaleźć wiele doniesień Polskiej Agencji Prasowej, w których przy okazji publikacji wyroku, wymienia się sprawców z imienia i nazwiska. Dotyczy to nie tylko spraw gospodarczych, które tzw. aparat partyjny chętnie nagłaśniał, szczególnie w momentach politycznego kryzysu. Pisano również o sprawcach pobić i rozbojów, oszustach, podpalaczach i zabójcach. W piśmiennictwie sądowym z tamtych lat publikacji wyroku przypisuje się otwarcie funkcję nie tylko prewencyjną, ale i represyjną.

Ciekawą lekturą jest również rubryka „Kolegium ukarało”, która istniała w „Gazecie Pomorskiej”. Systematycznie, począwszy od lat 70., publikowano w tym miejscu wyroki kolegium do spraw wykroczeń. Do wiadomości publicznej podawano nazwisko i imię sprawcy, jego szczegółowy adres oraz dokładny opis zdarzenia. Wszystkie sprawy dotyczyły czynów popełnionych pod wpływem alkoholu - w zakładzie pracy, na ulicy, w restauracji, w pociągu, na zabawie tanecznej - co było wówczas społeczną plagą. Na przykład kolegium ukarało: „... za to, że będąc w stanie nietrzeźwym zakłócił ład i porządek, tamując wejście do baru „Dąbrowianka”, a swoim wyglądem i zachowaniem wywołał zgorszenie w miejscu publicznym”.

Warto wiedzieć

W USA rejestry osób skazanych są ogólnie dostępne i nieodpłatne

  • Artykuł 50 Kodeksu karnego: „Sąd może orzec podanie wyro- ku do publicznej wiadomości w określony sposób, jeśli uzna to za celowe, w szczególności ze względu na społeczne oddziaływanie skazania, o ile nie narusza to interesu pokrzywdzonego”.
  • Artykuł 357 par. 1. Kodeksu postępowania karnego: „Sąd może zezwolić przedstawicielom radia, telewizji, filmu i prasy na dokonywanie za pomocą aparatury utrwaleń obrazu i dźwięku z przebiegu rozprawy, gdy uzasadniony interes społeczny za tym przemawia, dokonywanie tych czynności nie będzie utrudniać prowadzenia rozprawy, a ważny interes uczestnika postępowania temu się nie sprzeciwia”.
  • Artykuł 13. Prawa prasowego: Ust.1.: „Nie wolno wypowiadać w prasie opinii co do rozstrzygnięcia w postępowaniu sądowym przed wydaniem orzeczenia w I instancji”. Ust. 2.: „Nie wolno publikować w prasie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, jak również danych osobowych i wizerunku świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że osoby te wyrażą na to zgodę”. Ust.3.: „Ograniczenie, o którym mowa w ust. 2, nie narusza przepisów innych ustaw. Właściwy prokurator lub sąd może zezwolić, ze względu na ważny interes społeczny, na ujawnienie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe”.
  • W Polsce nie ma publicznie dostępnego spisu osób skazanych, a korzystanie z Krajowego rejestru karnego zarezerwowane jest dla określonych instytucji. Zwykły obywatel może jedynie uzyskać zaświadczenie o własnej niekaralności. Kosztuje to 50 zł. W USA wizerunki przestępców są dostępne powszechnie i nieodpłatnie, choćby przez Internet. Każdy stan ma własny rejestr osadzonych w zakładach karnych i osobno sprawców przestępstw seksualnych. Zobaczymy, m.in., zdjęcie przestępcy, jego dane personalne oraz adresowe. Wystarczy wpisać nazwisko (system wyszuka również nazwiska o zbliżonej pisowni).

Opinia

Rafał Puchalski, sędzia Sądu Rejonowego w Jarosławiu

Jestem zwolennikiem jak najszerszego stosowania środka karnego w postaci podania wyroku do publicznej wiadomości i to nie tylko z uwagi na jego cel wychowawczy. Moim zdaniem, świadomość sprawcy, iż społeczeństwo oceni jego czyn karalny, niejednokrotnie odstraszy go od popełnienia przestępstwa. Niska ocena sądownictwa w odbiorze społecznym to wynik niewiedzy i czerpania informacji jedynie z doniesień medialnych, które siłą rzeczy skupiają się na sądach jedynie przy okazji tzw. afer, a całkowicie ignorują ciężką pracę sędziów, rozpoznających ponad 13 milionów spraw rocznie. Praca sądów powinna być jak najbardziej transparentna, a ponieważ, moim zdaniem, żaden z sędziów nie ma powodów do „ukrywania” rezultatów swojej pracy, zachęcałbym do publikowania przez sądy wszystkich zapadających orzeczeń. Oczywiście z zachowaniem prawa do prywatności stron.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska