Kontrola PIP, która potwierdziła działania mobbingowe wobec nauczycieli w Płużnicy, otwiera pedagogom drogę sądową oraz daje możliwość walki o finansowe zadośćuczynienie.
Ankiety badające znamiona mobbingu inspektorzy rozdali 35 osobom. Nauczyciele w szczegółach z wieloma przykładami opisali, jak zlecano im: bezsensowne prace (28 osób) lub w nadmiarze (28), jak ich nieuzasadnienie krytykowano (21), dręczono psychicznie (16), nękano natarczywymi telefonami w niedziele, święta, ferie i na chorobowym (11), ośmieszano (8), wreszcie - ograniczano możliwość wypowiedzi (31).
<!** reklama>- Najsłabsze ogniwa będą eliminowane - miała ogłosić dyrektora Wiesława Sz. Zanim podała nazwiska zwalnianych, trzymała grono w niepewności przez półtorej godziny. To tylko jedna z dziesiątek sytuacji opisanych w ankietach.
Jak twierdzą pedagodzy, odwołana już dyrektorka do perfekcji opanowała zasadę „dziel i rządź”. Wielu na osobności informowała, że „mają w pokoju nauczycielskim wrogów, którzy czyhają na ich godziny”. Przeciwko sobie nastawieni zostali też rodzice i grono. Wszystkie działania dyrekcja uzasadniała prowadzeniem programu naprawczego.
- W jego wyniku, jak czytamy w opisach, przeciętna nauczycielka nauczania początkowego w ciągu roku „produkowała” 300-350 stron rozmaitych programów i opracowań, a polonistka - około pół tysiąca. Wszystko w dwóch egzemplarzach. Równocześnie dyrekcja wydała zakaz wydawania papieru pedagogom. Sami płacili więc za papier i drukowanie. Ustaliliśmy, że przynajmniej część tych dokumentów wcale nie musiała być gromadzona - mówi Katarzyna Pietraszak, rzeczniczka PIP.
Nauczyciele byli wzywani do pracy nawet z chorobowego. Teraz PIP nakazuje przeanalizować dzienniki szkolne, by nauczyciele mogli ubiegać się o zapłatę za nadgodziny i zastępstwa.
- Nic nie zwróci nam jednak nerwów, które tu zszargaliśmy - mówią. W ankietach opisali, jak podczas dyżurów na przerwach nie mogli rozmawiać z rodzicami, jak wzywano na dywanik osoby, które zabierały głos na radzie pedagogicznej, jak zamykano przed nimi sekretariat itp.
Od dyrekcji słyszeli m.in.: „kto na czas nie przyniesie opracowania, dostarczy je na kolanach”, „jest pan/pani obserwowany/a”, „albo jest pan/i z nami, albo przeciwko nam”, „nie dopuszczę pani do mianowania, jeśli...”. Z ankiet wynika, że nie tylko katechetka Małgorzata Dydo wychodziła z gabinetu dyrekcji z płaczem. Przypomnijmy, że dzień po kolejnej takiej reprymendzie kobieta popełniła samobójstwo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?